Polakom nie jest wszystko jedno
Minęła północ. Nie ma co – dzień pełen wrażeń. Sześciokrotnie przesuwana godzina zakończenia ciszy wyborczej wystawiła nerwy i cierpliwość polityków oraz wyborców na niemałą próbę. W niektórych sztabach pewnie trwa teraz wielka feta, w innych krople goryczy dawno przepełniły kielich. Ale nie o tym chciałam pisać.
Nie wierzyłam w Polaków. Przyznaję się i sypię głowę popiołem. Sądziłam, że frekwencja będzie porównywalna z tą sprzed dwóch lat, jeżeli nie niższa. Dwuletnie perturbacje w Sejmie zakończone jego samorozwiązaniem, krótka acz brutalna kampania wyborcza, której merytoryczna część była tylko dodatkiem – to bynajmniej nie zachęcało do zainteresowania się polityką, moim zdaniem. Nie wierzyłam, że te wszystkie akcje społeczne zachęcające do głosowania nagle obudzą społeczeństwo obywatelskie. Podsłuchane rozmowy na temat kondycji polskiej sceny politycznej w środkach komunikacji miejskiej również nie napawały optymizmem. Z niepokojem słuchałam serwisów informacyjnych, jednocześnie myśląc: to będzie porażka.
Pomyliłam się i to bardzo – frekwencja jest najwyższa od 16 lat. Według ostatnich sondaży ponad 55 proc. Polaków poszło do urn. O ironio, nawet komisje wyborcze się tego nie spodziewały - mogę czuć się nieco usprawiedliwiona ;)
Analizę przyczyn tego pospolitego ruszenia zostawiam tęgim, socjologicznym głowom. Ja mogę jedynie przeprosić, że przestałam wierzyć. Tymczasem po raz kolejny potwierdziła się teoria, że Polacy w ważnych momentach potrafią wziąć sprawy w swoje ręce, jakkolwiek patetycznie to brzmi. Gratuluję nam, bo wygraliśmy poprzez samo dokonanie wyboru. Łukaszu, chylę czoła. Ty wierzyłeś od początku. Teraz i ja uwierzyłam, że może być lepiej.
Sejmie VI kadencji – wierzymy w ciebie.