Polacy–świnie i „Maus”, czyli komiks i historia

opublikowano: 2018-04-06, 15:04
wolna licencja
Czy jeśli bardzo podobał mi się komiks z Polakami-świniami, to jestem antypolską świnią?
reklama

Olaboga! Skandal! Granda! Na planecie Ziemia istnieje komiks, w którym Polacy zostali przedstawieni jako świnie! Czy to atak wymierzony w nasz naród, obrzydliwy paszkwil przeciwko Polakom? Nic bardziej mylnego.

Okładka pierwszego tomu „Maus” (aut. Art Spiegelman).

„Maus. Opowieść ocalałego” to komiks, który był pierwotnie publikowany w latach 80. i na początku lat 90. By pojawić się na polskim rynku, musiał on czekać do roku 2001, ale kiedy w końcu znalazł się na sklepowych półkach, to zrobił to z przytupem, bowiem w atmosferze wielkiego skandalu. Dziełu Arta Spiegelmana przypięto łatkę opowieści antypolskiej, szkalującej Polaków i przedstawiającej nasz naród w jak najgorszym świetle, czego najlepszym wyrazem miał być fakt, że Polacy zostali narysowani jako świnie. Zarówno wtedy, jak i dziś, takie spojrzenie należałoby uznać za daleko idącą nadinterpretację.

Zacznę może od krótkiej charakterystyki komiksu. „Maus” jest na poły autobiograficzną opowieścią o Arcie Spiegelmanie, który poprzez rozmowy ze swoim ojcem, Władkiem, odtwarza historię jego uratowania się z Holocaustu. Najbardziej charakterystyczną – i jak widać problematyczną – cechą komiksu jest antropomorfizacja zwierząt, czyli krótko mówiąc przedstawienie bohaterów jako „uczłowieczonych” zwierząt. Żydzi zostali przedstawieni jako myszy, Niemcy jako koty, Amerykanie jako psy i w końcu Polacy jako świnie. Nie muszę chyba opisywać, że powiedzenie do kogoś w naszej kulturze „ty świnio!” jest obraźliwe i stąd ten wielki problem.

Sam od bardzo dawna chciałem przeczytać „Mausa”, bo wiele o nim słyszałem, traktuje się go bowiem jako dzieło przełomowe dla świata komiksu, wyróżniające się nietypowym podjęciem tematyki Holocaustu w formie powieści graficznej. O kontrowersjach wokół tematu też słyszałem, więc chciałem je skonfrontować z rzeczywistością. Nie ukrywam, że najsilniej do mnie przemawiało jednak to, że duża część akcji dzieje się w Zagłębiu Dąbrowskim, a zwłaszcza w Sosnowcu, skąd pochodzę. Kiedy więc na komiksowym festiwalu w Łodzi zobaczyłem wydanie zbiorcze „Mausa” z 2016 r., postanowiłem je od razu kupić.

Niestety z braku czasu odłożyłem komiks na półkę, gdzie spokojnie na mnie czekał kilka tygodni. W końcu w pewien weekend postanowiłem uprzyjemnić sobie ową lekturą, która choć de facto pod wieloma względami nie była przyjemna, to wciągnęła mnie bez reszty. „Mausa” pochłonąłem ciurkiem w dwa wieczory, a tak szybkie przyswojenie w moim przypadku oznacza jedno – że bardzo mi się podobało.

Przyzwyczajenie do kreski Spiegelmana zajęło mi krótką chwilę, ale ze strony na stronę coraz bardziej podobał mi się jego styl. Opowieść ma charakter „przekładańca”, raz przenosi nas do lat okupacji i wspomnień Władka, a raz do lat 70. i 80. w Ameryce, gdzie Art w rozmowach z ojcem próbuje odtworzyć historię jego ocalenia. Koniec końców historia Spiegelmana-seniora była dla mnie bardzo poruszająca i, co było wielką zaletą, została poprowadzona w taki sposób i takim językiem, że miałem wrażenie, że autor komiksu w ogóle nie upiększał stylistycznie wypowiedzi ojca, tylko na surowo przekładał je na swoje rysunki, co dodało autentyzmu.

reklama

Nie będę się tu szczegółowo rozpisywał nad fabułą komiksu – wszak to nie recenzja, a samo dzieło ma 300 stron – polecam za to zapoznać się z nim na własną rękę. I podkreślam stanowczo, polecam przeczytać komiks w całości i dopiero wyrobić sobie opinię. Niby jest to oczywiste, ale niestety mam wrażenie, że większość niepochlebnych opinii pochodzi od ludzi, którzy do czynienia mieli z komiksem wyrywkowo, albo nie czytali go wcale i tworzą burzę w szklance wody. Nie bronię nikomu, żeby uznał „Mausa” za antypolski paszkwil (może to ja jestem za mało wyczulony na pewne sprawy, a nie ktoś inny przeczulony?), ale błagam – niech ten ktoś przeanalizuje komiks w całości.

Jak to jest z tymi świniami w komiksie? Nie da się zaprzeczyć, że Polacy owymi świniami w świecie „Mausa” są, a jeśli Żydzi-myszy próbują udawać Polaków w obawie przed śmiercią, to również ubierają maski świni. Jak już wspomniałem, „świnia”, jest pejoratywnie nacechowana w naszej kulturze (choć przecież mięsem ze świni się żywimy, a występowanie sympatycznych świnek w bajkach dla dzieci nikogo nie dziwi). Czy Art Spiegelman postanowił wykorzystać swój komiks, aby dopiec Polakom i ich obrazić, wykorzystując zwierzęcą konwencję?

„Maus” wśród innych wydawnictw komiksowych (fot. Curly Turkey, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Unported).

Dla mnie to nie trzyma się kupy nawet na poziomie prostej logiki. Gdybyśmy mówili o zrobionym na kolanie rysunku satyrycznym do dziennika, o nieprzemyślanym tweecie czy innych, ulotnych kwestiach, to mógłbym się zgodzić, że autor np. palnąłby nierozważną głupotę, której teraz zbiera żniwo i próbuje się z niej później wycofać. Spiegelman tworzył jednak komiks latami, a koncepcja przedstawienia Polaków jako świnie także cały czas mu towarzyszyła. Nie wybrał więc zwierzęcia dla nas na poczekaniu, ale sprawę przemyślał. Czy więc chciał Polaków intencjonalnie upodlić?

Też nie. Gdyby rysownik naprawdę chciał przedstawić w sposób negatywny Polaków i, nomen omen, podłożyć nam świnię, to potem by się z tego nie wycofywał i nie tłumaczył ze swojej decyzji. Zapytany odpowiedziałby „tak, nienawidzę Polaków, Polacy to okropne świnie i taka jest prawda!”, co oczywiście się nie stało. Jak wspomniałem wyżej, ta koncepcja była przemyślana, więc naiwnością jest sądzenie, że Spiegelman:

  • chce narysować komiks
  • postanawia obrazić Polaków
  • nagle i niespodziewanie odkrywa, że Polacy mogą na to źle zareagować
  • próbuje zamazać owo wrażenie, bo bardzo boi się reakcji polskich odbiorców (a tak naprawdę dalej skrycie nienawidzi naszego narodu)
reklama
POLECAMY

Polecamy e-booka „Z Miodowej na Bracką”:

Maciej Bernhardt
„Z Miodowej na Bracką. Opowieść powstańca warszawskiego”
cena:
Wydawca:
Histmag.org
Okładka:
miękka
Liczba stron:
334
Format:
140x195 mm
ISBN:
978-83-925052-9-7
Art Spiegelman w 2007 r. (fot. Chris Anthony Diaz, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 2.0 Ogólny).

Nie ma to wielkiego sensu. Sam autor próbował w wywiadach niezręcznie łagodzić sytuację (bo po co mu kłótnie i burza) tłumacząc, ze chciał odnieść się do popularnych w USA i na całym świecie pozytywnych postaci jak świnka Porky (Looney Tunes) i Piggy (The Muppet Show), co akurat dla mnie brzmi średnio przekonująco. Kiedy jednak sam analizowałem symbolikę w „Mausie”, nie miałem wątpliwości, że to nie jest próba szkalowania.

Zastanówmy się. Niemcy-koty i Żydzi-myszy to prosta analogia do polowania jednych na drugich. Dla mnie w tym momencie raczej jasne się wydaje, że antropomorfizacja odbywa się w oparciu o perspektywę niemiecką. Kiedy więc dodamy sławetne niemieckie określenie „polnische Schweine” („polska świnia”), puzzle zaczynają do siebie powoli pasować. W swoim tekście na stronie niezatapialni.com Tomek Pstrągowski zwrócił też uwagę na przedstawienie pewnego łańcucha pokarmowego, na którego szczycie znajdują się Amerykanie-psy, którzy stereotypowo zwalczają koty, podczas gdy Polacy-świnie są gdzieś na obrzeżach tych zależności.

Ważnym aspektem podnoszonym przy tej okazji w dyskusji nad komiksem jest rola świni w judaizmie. W tej religii jest to zwierzę nieczyste i to może wydać się antyfanom komiksu przede wszystkim podejrzane. Sam Spiegelman stwierdził jednak, że z punktu widzenia jego rodziców świnie są przede wszystkim niekoszerne (czyli. jak zakładam, nie są częścią żydowskiego świata).

Na razie skupiłem się tylko na przedstawieniu rysunkowym, warto jednak odnieść się przecież do samej fabuły. Czy naprawdę Polacy są tam przedstawieni jako wrogowie Żydów? I tak, i nie, bowiem pokazane fragmenty wspomnień Władka obfitują w różne postaci, miejsca i wydarzenia. Zacznijmy od tego, że sam Władek Spiegelman został przedstawiony przez swojego syna jako stereotyp Żyda-dusigrosza, który potrafi się wykłócać o centy i oszczędza absolutnie na wszystkim. Ma to swoje uzasadnienie w jego doświadczeniach z wojny, ale mimo wszystko pokazuje niezbyt elegancki obraz typowego Żyda.

Władek dodatkowo daje się poznać jako rasista – w jednej z przebitek jedzie samochodem z synem i synową, a gdy ci zabierają z pobocza czarnoskórego autostopowicza, główny bohater „Mausa” prawie dostaje nerwowych spazmów, by potem sprawdzać, czy „szwarcer” na pewno niczego nie ukradł z wiezionych przez nich zakupów. Sam Art na stronach komiksu dzielił się wątpliwościami, czy na pewno w ten sposób chce przedstawić ojca. Postawił jednak na prawdziwość.

reklama

A jak jest z postaciami drugo- czy trzecioplanowymi? Jest... różnie. Wokół komiksu zrobił się tumult, bo przedstawiał on m.in. brutalność polskich kapo względem żydowskich więźniów Auschwitz. Jakoś jednak nie wspomniano o scenie, w której np. Władka i kilka innych osób zdradza Żyd, który dla własnej korzyści denuncjuje ich kryjówkę Niemcom. Jest scena, w której Polacy dokonują linczu na Żydzie, ale jest też scena, w której żydowska policja pomocnicza nachodzi rodzinę Władka, by zabrać seniorów rodu. Są sceny, w których Żydzi sobie nawzajem pomagają i są sceny, w których Polacy ukrywają Żydów, ryzykując własną skórą. I tak dalej...

Nikt, kto czytał komiks w całości, nie może zarzucić, że jego narracja jest jednostronna. To jest przede wszystkim opowieść o poszczególnych ludziach, którzy niezależnie od narodowości postępowali albo humanitarnie, albo podle. Bycie świnią – tą stereotypową – nie zależy tutaj od narysowanej twarzy, ale od zachowania. Jest tylko jeden wyjątek – niemieckie koty zawsze (oprócz jednego przypadku) mają zawsze twarze wykrzywione w nieprzyjemnych grymasach, pełnych wredności czy bezwzględności. Polacy-świnie niekoniecznie, czasem wręcz jednak wyglądają jak ten słynny Porky – to też dało mi do myślenia.

Dlaczego w ogóle podjąłem ten temat? Ostatnio mniejsze portale prawicowo-narodowe, wyczulone na punkcie antypolonizmu, podniosły larum (a tak naprawdę odgrzały kotleta), w związku z tym, że w bibliotece Muzeum Auschwitz-Birkenau znajduje się „Maus”. Dlaczego komiks moim zdaniem antypolski nie jest – mam nadzieję, że już wytłumaczyłem. Teraz pozostaje pytanie, czy można na jego bazie poznawać historię II wojny światowej i Holocaustu.

Można. To nie jest komiksowa bajka dla dzieci, tylko wspomnienia człowieka, któremu udało się uniknąć śmierci w Auschwitz, historia pokazana wcale nie gorzej, niż w książkowych wspomnieniach, a pod pewnymi względami być może i lepiej. Jeśli ktoś potrafi dodać dwa do dwóch, to wie na pewno, że stanowi ona jednak tylko pewien mikroskopijny wycinek dziejów i nie powinna być brana za jedyną wykładnię wiedzy, tak samo, jak nie powinno się na bazie jednej książki o np. Kazimierzu Wielkim budować całej swej wiedzy na temat historii Polski.

Rozumiem, że mamy akurat czas, w którym niektórzy próbują przypisać Polakom ogrom zbrodni, których nie popełnili, ale „Maus. Opowieść ocalałego” nie jest narzędziem takiej retoryki. To kawał dobrego, wciągającego komiksu, który traktuje o rzeczach bardzo ważnych – i poważnych. Polecam samemu go przeczytać, a potem wyrobić sobie opinię, dowolną, ale uczciwą i niewyrywkową.

Dyskusja o czymkolwiek ma sens, jeśli coś poznaliśmy w całości: książkę, komiks, film itd. Jeśli coś oceniamy fragmentarycznie – to czy jest to mądre?

Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.

korekta: Maciej Zaremba

POLECAMY

Kupuj świetne e-booki historyczne i wspieraj ulubiony portal!

Regularnie do sklepu Histmaga trafiają nowe, ciekawe e-booki. Dochód z ich sprzedaży wspiera działalność pierwszego polskiego portalu historycznego. Po to, by zawsze był ktoś, kto mówi, jak było!

Sprawdź dostępne tytuły pod adresem: https://sklep.histmag.org/

reklama
Komentarze
o autorze
Paweł Czechowski
Ukończył studia dziennikarskie na Uniwersytecie Śląskim. W historii najbardziej pasjonuje go wiek XX, poza historią - piłka nożna.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone