Podzielona mniejszość. Niemcy w II RP
- Wielu historyków twierdzi, że w czasie międzywojnia mniejszość niemiecka była ze sobą zjednoczona. Ja się z tym nie zgadzam. Na przykładzie Polski doskonale widać jaki był podział wśród mieszkających tutaj Niemców – profesor Winson Chu, autor książki „Mniejszość niemiecka w międzywojennej Polsce” zwracał się do ponad setki osób, która przyszła wysłuchać jego wykładu w Gdańsku. Prelekcja miała miejsce 8 stycznia 2014 roku. Zorganizowało ją Muzeum II Wojny Światowej.
Profesor Chu, który w swoich badaniach wykorzystywał między innymi źródła niemieckie i notatki polskiej policji, skupił się głównie na trzech obszarach międzywojennej Polski: terenach zachodnich, Wołyniu, a także Łodzi.
Zachód najsilniejszy
Początkowo to właśnie Niemcy z terenów zachodniej Polski byli najlepiej traktowani przez swoich rodaków po drugiej stronie granicy. Mogli liczyć m.in. na subsydia i dotacje. Taka pomoc z rzadka docierała jednak do Niemców mieszkających w innych rejonach Polski. Wywoływało to rozgoryczenie i tworzyło konflikty wewnątrz mniejszości.
- Dla Niemców, mieszkających w zachodniej części Polski fakt, iż są teraz skazani na łaskę Polaków, ludzi, nad którymi wcześniej dominowali, był sporym ciosem. Kiedy na początku lat dwudziestych Polska miała swój czas niestabilności ekonomicznej i politycznej, mniejszość niemiecka z zachodnich terenów liczyła na rychły powrót tych obszarów do Niemiec – mówił naukowiec, który jest profesorem w Zakładzie Historii Najnowszej Europy Środkowej na Uniwersytecie Wisconsin-Milwaukee.
Sytuacji Niemców mieszkających na terenach zachodniej Polski sprzyjał fakt, iż również przywódcy Republiki Weimarskiej nalegali na rewizję wschodnich granic ich państwa. W konsekwencji musiało to oznaczać przyłączenie do Niemiec ziem utraconych wcześniej przez nie na rzecz Polski.
Dopiero przyjście do władzy Adolfa Hitlera zmieniło to nastawienie w stosunku do Polski, a postulaty tutejszej mniejszości niemieckiej zaczęły być niewygodne dla szefów III Rzeszy. Jednak w latach dwudziestych, podkreślał amerykański profesor, to właśnie mniejszość niemiecka z terenów zachodniej Polski mogła czuć się uprzywilejowana. - Postrzegali oni samych siebie jako najbardziej lojalnych wobec Niemiec. Nawet więcej, jako Niemcy niosący kaganek cywilizacji w Europie Wschodniej – dodawał naukowiec.
Kaganek cywilizacji...dla Niemców
Co ciekawe, bardziej szczegółowa analiza sytuacji mniejszości niemieckiej na wschodzie Polski, na przykład na Wołyniu, sprawiła, że „prawdziwi Niemcy” z terenów zachodnich poczuli, że kaganek cywilizacji jest potrzebny nie tylko Słowianom. Przede wszystkim bardzo potrzebowali go ich rodacy ze wschodu.
- Niemcy na wschodzie Polski byli postrzegani jako biedni, politycznie zdominowani, nie myślący w kategoriach państwa i narodu – mówił profesor Chu.
Prelegent zwracał uwagę na wielki kontrast między mniejszością niemiecką w Polsce zachodniej i tą na terenach wschodnich. Ci pierwsi cenili sobie takie wartości jak dyscyplina materialna, poświęcenie pracy, kulturę i oczywiście wyrobienie polityczne. Chu nazwał je zbiorczo „nakierowaniem na Rzeszę”. Niemcy ze wschodnich terenów II RP to zupełne przeciwieństwo i tak naprawdę „presja kolonialna” była nakierowana właśnie na nich.
W 1926 roku grupa niemieckich naukowców ruszyła na Wołyń i po powrocie przedstawiła publikację ze swoich badań. Raport robił wrażenie. - Wołyńscy Niemcy byli pokazani jak bardzo biedni ludzie, mieszkający nierzadko w glinianych chatach. To byli często ludzie, którzy nie zdawali sobie nawet sprawy, że są Niemcami – przypominał autor książki „Mniejszość niemiecka w międzywojennej Polsce”. Demonstrował również wykonane w tamtych latach zdjęcia, ukazujące wołyńskich Niemców_ - wieśniacy są na nich bardzo biednie odziani, a niektórzy z nich nie mieli butów.
Polecamy e-book Szczepana Michmiela – „II wojna światowa wybuchła w Szymankowie”
Lodzermensch jako zdrajca
Walter Kuhn, niemiecki historyk, który brał udział w wyprawie na Wołyń przewidywał, że wołyńskich Niemców prześcigną w rozwoju nie tylko polscy, ale i ukraińscy wieśniacy. Jak podkreślał Winson Chu, dla Kuhna był to znak, że propagowana wyższość kultury niemieckiej nad kulturą słowiańską, może być zagrożona. Mogło to oznaczać kres niemieckiej dominacji na wschodzie. - Trzeba było zrobić wszystko, by wyciągnąć rękę do niemieckich braci, których czasami nazywano „szlachetnymi dzikusami” - komentował Chu.
Zupełnie inaczej wyglądała sytuacja w Łodzi.
- Mieszkało tu wielu Polaków, Żydów i Niemców. Tych ostatnich było w czasie międzywojnia nawet 60 tysięcy – przypominał amerykański historyk, odwołując się również do stereotypu Lodzermenscha, a także do powieści Władysława Reymonta „Ziemia Obiecana”.
- Dla obserwatorów z III Rzeszy mieszkający w Łodzi Niemcy używali zbyt dużo polskich słów, ich gramatyka nosiła wyraźne ślady polskich wpływów językowych. Jednocześnie byli oni dużo mniej służalczo nastawieni wobec długofalowych celów polityki niemieckiej – dodawał.
Dla Niemców z III Rzeszy był to dowód, że narodowe i rasowe przemieszanie poszło tutaj za daleko. - Postrzegali Łódź jako źródło zdrajców niemieckich – tłumaczył historyk.
W III Rzeszy Niemcy z Łodzi byli pokazywani w różnych opracowaniach jako osoby, które cenią sobie „posmak twardej gotówki”, a osiągnięcie bogactwa jest dla nich ważniejsze niż polityczne nakazy.
Wschód jednak górą
W latach trzydziestych sytuacja się odwróciła. Stracili na znaczeniu przedstawiciele mniejszości niemieckiej z terenów zachodniej Polski, zyskali natomiast ci, którzy mieszkają w centrum i na wschodzie kraju nad Wisłą. Jednym z powodów takiego stanu rzeczy była... biologia. - W 1932 roku wskaźnik urodzin wśród mniejszości niemieckiej na Wołyniu wynosił 36 na 1000 osób. Było to dwa razy więcej niż w III Rzeszy – mówił profesor.
- Niemcy z Wołynia byli postrzegani jako silniejsi biologicznie. Niemcy z zachodu Polski byli uważani za słabszych i za osoby, które mają tendencje do emigracji, gdy w ich życiu robi się zbyt ciężko. Zupełnie inaczej niż na Wołyniu – dodawał.
Profesor zwracał również uwagę, że przez całe dwudziestolecie międzywojenne nie udało się doprowadzić do zjednoczenia mniejszości niemieckiej w Polsce. Przeszkodą były między innymi ambicje poszczególnych przywódców niemieckich. A także jak przyznawał Chu odpowiadając na jedno z pytań, efektem polskiej polityki, która starała się skłócać przywódców mniejszości niemieckich w kraju.
A propos pytań, po wykładzie pojawiło się ich całkiem sporo. Niestety na wiele z nich Winson Chu nie potrafił odpowiedzieć. Pytania o Goralenvolk, józefińskich Niemców na Zamojszczyźnie, czy o bardziej szczegółowe wydarzenia w czasie niemieckiej okupacji pozostały bez odpowiedzi. - W swojej pracy zajmowałem się głównie trzema obszarami, o których opowiadałem – przyznawał autor książki „Mniejszość niemiecka w międzywojennej Polsce”.
Zapisz się za darmo do naszego cotygodniowego newslettera!
Redakcja: Michał Przeperski