Podwójna gra Angeli Dremmler
Ten tekst jest fragmentem książki Anny Rybakiewicz „Agentka wroga”.
Czas: obecnie
Miejsce: Łomża – niemieckie więzienie
Ręce miałam związane z tyłu za oparciem drewnianego krzesła. Od kilku minut próbowałam się uwolnić. Instynktownie walczyłam o życie. Czułam piekący ból poranionych nadgarstków. Nie miałam najmniejszych szans na wysunięcie rąk z więzów, jednak się nie poddawałam. Przez zaparowane szkła maski przeciwgazowej niewiele już widziałam. Ciemna postać siedząca po drugiej stronie stołu pojawiała się i znikała za białą mgłą mojego oddechu. W nozdrzach czułam zapach śmierdzącej gumy. Otwierałam usta, chociaż dobrze wiedziałam, że nie uda mi się zaczerpnąć powietrza. Maska, której używali, była celowo uszkodzona, przez co całkowicie odcinała dopływ tlenu. Rzucałam się na krześle jak ryba wyrzucona na brzeg. Żałowałam, że nie przywiązali mnie mocniej, nie unieruchomili bardziej, wtedy nie dawałabym im tej przeklętej satysfakcji. Ale właśnie o to im chodziło, oni pragnęli tego widowiska. Moje cierpienie sprawiało, że krew szybciej krążyła w ich żyłach. Nie kryli się z tym. Przypatrywali mi się z niemalże widocznym uśmiechem na twarzy, gdy po raz kolejny… No właśnie, który to już raz miałam dzisiaj na sobie tę przeklętą maskę przeciwgazową?
Początkowo zadawałam sobie trud, żeby liczyć ilość uderzeń, podtopień czy innych wymyślnych tortur. Chciałam wychwycić jakiś schemat. Przecież to Niemcy, oni uwielbiają bawić się w cyferki i liczby. Kochają przewidywalność.
Skąd to wszystko wiem? Jestem jedną z nich. Dlatego tak bardzo chciałam wiedzieć, co będzie dalej. Chciałam uczepić się jakiejś wizji końca, która pomogłaby mi znieść te męki. Nawet jeżeli miałam dostać dziesięć ciosów, to wolałabym o tym z góry wiedzieć i odliczać kolejne razy. Mimo że ból byłby wtedy ten sam, to strach stałby się o wiele mniejszy. Jednak oni chcieli odebrać mi jakąkolwiek nadzieję. Tylko w ten sposób mogli mnie złamać. Potęgowali moje cierpienie nieustanną niepewnością, niewiedzą, kiedy przyjdą i czy przyjdą, jak długo zostaną, kto się zjawi i jakiego narzędzia do rozwiązania mojego języka użyją tym razem.
Przez to wszystko nie mogłam rozeznać się w czasie, który mi łaskawie poświęcali, ale za to bardzo dobrze wiedziałam, ile sekund tortur znosiła dziewczyna więziona w celi obok. O tak, jej krzyki odmierzały mi czas każdego dnia niczym dobrze nastrojony, szwajcarski zegarek mojego ojca. Tik-tak… Krzyk, krzyk… Jeszcze jedno szarpnięcie ciałem.
Jeszcze jedna próba złapania oddechu. I gdy myślałam, że tym razem nadejdzie mój koniec, żołnierz stojący po mojej prawej stronie ściągnął ze mnie maskę i rzucił ją na blat tak, żebym wciąż ją widziała, żebym przypadkiem o niej nie zapomniała.
− To jak, Angelo, chcesz dziś ze mną porozmawiać? – Usłyszałam znudzony głos Wolfganga Brugera, który kierował tutejszą placówką, w której przyszło mi przebywać wbrew mojej woli.
− Przecież już rozmawiamy… – Zrobiłam minę, jakbym w głowie liczyła ilość spędzonych tu godzin. – Przypomnisz mi, ile czasu już minęło, odkąd mnie przypadkowo schwytaliście?
− Niezła próba. – Uniósł nieznacznie kącik ust. – Dla twojej wiadomości, nieważne jak długo tu jesteś i ile jeszcze wytrzymasz, bo pewne jest tylko to, że zostaniesz tu do swojej śmierci. Czas, jaki upłynie, nie ma tu kompletnie znaczenia. – Wydawał się całkowicie przekonany o słuszności tego, co mówił, jakby wiedział coś więcej albo znał cholerną przyszłość.
Byłam pewna, że ma rację, że właśnie taki koniec mnie tutaj czeka.
− Jestem Niemką – fuknęłam. – Nie macie prawa mnie tak traktować! – Próbowałam trzymać się planu.
Mężczyzna uniósł prawą rękę, co oznaczało tylko jedno. Po chwili żołnierz po lewej stronie wymierzył mi cios w piersi gumową pałką. Przez moją twarz przeszedł bolesny grymas, a całe powietrze momentalnie wyleciało z moich płuc.
− Jak śmiesz nazywać siebie Niemką! Jesteś zdrajczynią! Zwykłym śmieciem!
Ostrożnie napełniłam płuca powietrzem i spojrzałam w oczy znienawidzonego oficera, który od początku mojego pobytu w tym więzieniu codziennie się nade mną pastwił. Miałam wrażenie, że ta zabawa coraz bardziej mu się podoba.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Anny Rybakiewicz „Agentka wroga” bezpośrednio pod tym linkiem!
− Jestem agentką Abwehry, do jasnej cholery! Możecie to sprawdzić!
− Już to sprawdziliśmy – odpowiedział spokojnie, strzelając palcami u dłoni.
− I? – zapytałam pewnym siebie głosem, próbując jednocześnie ukryć strach przed poznaniem odpowiedzi.
– Wywiad potwierdził, że jestem tu z ich polecenia? Wiedziałam, że jeżeli zaprzeczą, a przecież mogą to zrobić, będę skończona. Zresztą, jeżeli nawet potwierdzą moją tożsamość, to po tym, co zrobiłam, czego się dopuściłam, to będzie bez znaczenia.
Z rozważań wyrwał mnie ten sam dźwięk strzelających kości u dłoni siedzącego przede mną Niemca. Mężczyzna popatrzył na mnie znużonym wzrokiem, po czym uniósł lewą rękę. Automatycznie spięłam całe ciało i przygotowałam się na nadchodzący cios. Żołnierz stojący po mojej prawej stronie uderzył mnie z całych sił pałką.
− Z polecenia naszego wywiadu zabiłaś oficera niemieckiej armii? – zapytał drwiąco. – Czy może z polecenia pieprzonego MI6? A może tym razem posłuchałaś rozkazów Polaków?
− Nazywam się Angela Dremmler i jestem Niemką! Wiernie służącą Führerowi! Robiłam wszystko to, co musiałam, aby nie zostać zdekonspirowana!
Nie zaprzeczyłam ani nie potwierdziłam zarzucanej mi zbrodni, jednak dla niego było to bez różnicy. Nie potrafił czytać między wierszami. Nie dostrzegał tego, co nie zostało wypowiedziane. Dla mnie różnica była znacząca.
Mężczyzna wstał. Obszedł stół, przy którym siedzieliśmy i stanął tuż obok mnie.
Nie śmiałam na niego spojrzeć. Przeszedł mnie dreszcz i mimowolnie zaczęłam się trząść. Chociaż tak bardzo chciałam pozostać silna i nie dać nic po sobie poznać, moje ciało mnie zdradzało. Ono zbyt dobrze wiedziało, co się teraz stanie.
− Połóż ręce – powiedział spokojnym głosem, jakby nie prosił mnie o nic niezwykłego.
Położyłam dłonie na drewniany blat stołu. Widziałam, jak drżą. Odrywały się i opadały z powrotem w oczekiwaniu na nieuniknione.
− Raz jeszcze zadam to pytanie. Dlaczego zabiłaś?!
− Jestem agentką Abwehry. Mój pseudonim to Alex. Moim celem było dostanie się w szeregi polskiego ruchu oporu i jego dekonspiracja. Miałam pełnić rolę podwójnego szpiega. To wszystko było z góry zaplanowane przez moje dowództwo. Moi zwierzchnicy o wszystkim wiedzieli!
Kątem oka widziałam, jak mężczyzna bierze do ręki ciężki, metalowy przedmiot przypominający ogromny przycisk do papieru. Zamknęłam oczy, zanim zdążył do mnie wrócić. Na skórze prawej dłoni poczułam chłód bijący od tego przedmiotu, a już po chwili to coś miażdżyło mi palce. Wyłam z bólu, bezskutecznie próbując uwolnić dłoń. Łzy wypłynęły mi z oczu, a szloch mieszał się z krzykiem.
− Zamknij się! Dosyć mam już twoich wrzasków! – Usłyszałam stłumiony, kobiecy głos dochodzący zza ściany.
− Sama się zamknij! – odkrzyknęłam z całych sił pomiędzy kolejnym jękiem. Nic więcej nie mogłam z siebie wydusić.
− Tylko na tyle cię stać? Od początku wiedziałam, że nie powinnam była ci ufać! Oszukałaś mnie! Obyś szybko zdechła! Ty i ten twój cały Führer! – Dziewczyna nie dawała za wygraną. Ciągnęła swoje obelgi. To, że mi ubliżała, to jedno, na to nikt nie zwracał najmniejszej uwagi, ale obelga wobec Wodza nie mogła tak po prostu zostać zignorowana. Dobrze wiedziałam, jak to się dla niej skończy.
Niemiec momentalnie mnie puścił, a ja poczułam ulgę, że to koniec. Skinął głową, dając znać swoim ludziom, że skończyliśmy. Jeden z nich rozwiązał mi ręce. Po chwili cała trójka opuściła moją celę. Wiedziałam, że idą do niej. Wiedziałam, co ją teraz czeka. Zamiast ulgi, poczułam do siebie wstręt. Chciałam być silna. Przyrzekłam sobie, że zniosę wszystko, ale już dłużej nie potrafiłam. Ledwo wstałam i doczłapałam do łóżka. Opadłam na nie resztkami sił. Bolało mnie dosłownie wszystko. Trzęsłam się. Coraz bardziej się bałam. Pragnęłam ratunku. Jednak wiedziałam, że on nie nadejdzie. Już nic więcej nie mogłam zrobić. Gdy usłyszałam, jak zaczynają bić tamtą dziewczynę, zamknęłam oczy, zasłoniłam uszy dłońmi, a z mojego gardła wydobył się niemy jęk…