Piraci chcą dyskusji
Na początku 2006 roku ruch piracki znajdował się dopiero w zalążku. Jednak szybko okazało się, jak wielkie jest zapotrzebowanie na taką inicjatywę. Idea zaczęła bardzo szybko rozprzestrzeniać się na kolejne kraje i pod koniec roku Partie Piratów były już zarejestrowane w trzech państwach: Szwecji, Niemczech i Hiszpanii. W 16 innych krajach grupy założycieli nadal dokładają starań, by dołączyć do tego grona.
Praca u podstaw
Zalążek Partii Piratów w Polsce sformował się w połowie zeszłego roku. Do tej pory trwa otwarta dyskusja nad założeniami programowymi i statutem. Przygotowywana jest także akcja promocyjna, która poprzedzi zbieranie podpisów potrzebnych do rejestracji partii. W sprawie ewentualnego startu w wyborach, jej członkowie wypowiadają się na razie bardzo ostrożnie. - Teraz powinniśmy się zająć pracą u podstaw, a nie wyborczymi fajerwerkami. Na to przyjdzie pora – mówił w jednym z wywiadów Błażej Kaczorowski, współzałożyciel Polskiej Partii Piratów (PPP). Na takie podejście wpłynął z pewnością przykład szwedzkiej Piratpartiet, która w zeszłorocznych wyborach parlamentarnych zdobyła zaledwie 0,6 % głosów (przy progu wyborczym na poziomie 4%).
Wstępnym celem, jaki postawili sobie założyciele PPP, jest prowadzenie dyskursu na temat prawa autorskiego i jego zmian, dokonywanych pod wpływem lobbingu koncernów multimedialnych. W tym celu, na zaproszenie studentów Uniwersytetu Śląskiego, zawitali oni do Katowic. Swoje poglądy mogli zaprezentować podczas debaty "Neopiraci: czy prawa autorskie przetrwają próbę ponowoczesności?", która 5 marca odbyła się na Wydziale Nauk Społecznych. Debatę zorganizowało Międzywydziałowe Stowarzyszenie Dziennikarzy “Mosty”.
Dwójka reprezentanów PPP nie miała łatwego zadania. Zostali zmuszeni do obrony swoich postulatów w dyskusji z nie lada oponentami, w tej roli wystąpili bowiem pracownicy Uniwersytetu Śląskiego: socjolog i prawnik zarazem - prof. dr hab. Jacek Wódz oraz dr Franciszek Szpor, specjalista w dziedzinie prawa autorskiego. Wiele do dyskusji wniósł również przedstawiciel policji, podinspektor Artur Kubiak z pionu przestępstw gospodarczych Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach. Milcząco przysłuchiwał się dyskusji podinspektor Andrzej Gąska, rzecznik prasowy komendanta wojewódzkiego.
Ściąganie nie szkodzi
Bez kompleksów, z ramienia PPP, rozpoczął dyskusję Robert Zejdler, student Wydziału Ekonomicznego Uniwersytetu Gdańskiego. Jego wystąpienie dotyczyło kwestii, która stała się przyczyną powstania całego ruchu pirackiego - ewolucji prawa autorskiego, a ściślej, ciągłego poszerzania jego zakresu. - Początkowo prawo autorskie obejmowało tylko uznanie autorstwa, później dołączyło prawo do dystrybucji, następnie prawo do kopiowania w celach zarobkowych, a teraz także kopiowania w ogóle – wyliczał Zejdler.
Według jego partii, restrykcyjne uregulowania nie są stanem naturalnym, a raczej efektem działań wielkich wytwórni. Obecny stan prawny ma być przez to niekorzystny nie tylko dla konsumentów kultury, ale także dla jej twórców. Prelegent starał się udowodnić swoje racje w sposób typowy dla ekonomisty. Powołał się na badania amerykańskich naukowców, którzy dowiedli, że nielegalne ściąganie utworów z Internetu ma niemal zerowy wpływ na wysokość ich sprzedaży.
Zejdler posunął się w tych wyliczeniach jeszcze dalej. Według niego, drugi obieg utworów, do którego dochodzi w Internecie, wpływa wręcz na zwiększenie wartości dzieła, poprzez jego rozpowszechnienie. - Jaka piosenka jest więcej warta w sensie ekonomicznym, ta, którą usłyszało 10 czy 10 000 osób? - pytał Zejdler. Od razu przygotował się też na pytania dotyczące strat ponoszonych przez artystów z tytułu sprzedaży egzemplarzy swojego dzieła. - Przeciętny muzyk otrzymuje z jednej sprzedanej płyty od dwóch do pięciu złotych, pomimo, że jej cena wynosi około 50 zł. Na piractwie tracą więc głównie wydawcy, podczas gdy na dochody artystów składają się w o wiele większej mierze wpływy z koncertów i tantiem – udowadniał.
Piraci starali się również dowieść, że nadmierna ochrona majątkowych praw autorskich powoduje ubożenie dorobku kulturowego społeczeństwa. Chodzi tu głównie o długość trwania tych praw, które wygasają dopiero 70 lat po śmierci twórcy (czas ten jest systematycznie wydłużany). - _Jak twierdzi prof. Lawrence Lessing z Uniwersytetu Stanford, tylko dwa procent ogółu twórczości po 20 latach znajduje jeszcze komercyjne zastosowanie. Pozostałe 98 procent jest bezpowrotnie tracon_a – przytoczył Zejdler. To również ma być korzystne wyłącznie dla interesów wytwórni, które pozbywają się w ten sposób potencjalnej konkurencji starszych, ale darmowych produkcji.
Prawo nie nadąża
O skomentowanie tych argumentów organizatorzy, jako pierwszego, poprosili profesora Jacka Wodza. Ten nie krył, że jego poglądy daleko różnią się od poglądów przedmówcy. - Panowie prześlizgają się nad tym, co naprawdę ważne i sprowadzają własność intelektualną do wartości komercyjnej. Tymczasem najważniejsze jest to, czy ktoś nie wykorzystuje czyjegoś dzieła i się pod nim nie podpisuje – zaznaczył profesor. Przyznał natomiast, że obecne uregulowania prawne nie przystają do czasów, w których żyjemy. - Gdy ochrona twórczości ograniczała się głównie do słowa pisanego, sprawa była dość prosta. Obliczano procentowo jak dużo jest zapożyczeń w tekście. Obecnie jest to już o wiele bardziej skomplikowane. Tak więc rzeczywistość znowu wyprzedziła stan prawny. Pomocne w tym przejściu powinny być regulacje niepisane, które genialnie działają w systemie precedensów w prawie anglosaskim – stwierdził.
Nie doszło na tym polu do dłuższej polemiki z piratami, gdyż ci nie rozpatrują możliwości ograniczania osobistych praw autorskich, których pominięcie w wystąpieniu zarzucił im prof. Wódz. Przedmiotem ich zainteresowania są autorskie prawa majątkowe. To one, według piratów, powodują ograniczenie dostępu społeczeństwa do dóbr kultury i znacznie przeciągają w czasie ich przechodzenie do domeny publicznej. Zresztą PPP nie postuluje likwidacji tych praw, a jedynie ich liberalizację.
Inną lukę w przemówieniu piratów dostrzegł dr Szpor. - Istotą prawa autorskiego jest to, żeby twórczość mogła cyrkulować. I jest w ustawie o prawie autorskim rozdział o użytku osobistym, który tę kwestię reguluje. Pojawia się natomiast spór o interpretację i to jest wyzwanie wynikające ze zmiany sytuacji – uściślił ekspert od prawa autorskiego. W tym wypadku piraci również musieli się zgodzić. Wskazali przy tym, że ów prawnie zagwarantowany użytek osobisty jest obecnie zagrożony przez technologie dostępne producentom. Może się wkrótce okazać, że będzie on bezprawie ograniczany za pomocą tzw. DRM (Digital Rights Management – patrz ramka). Co więcej, pojawiają się pomysły, żeby takie bezprawne ograniczenia, prawnie usankcjonować!
Wejdą, nie wejdą?
Na nieco inne tory dyskusję sprowadził podinsp. Kubiak, który był adresatem wielu pytań dotyczących działań policji podejmowanych przeciw piractwu komputerowemu. - Piractwo to jest wielki przemysł, miliony złotych w szarej strefie. Takimi sprawami my się zajmujemy, a nie ludźmi, którzy ściągną na swój komputer kilka mp3, lub kilka filmów. Policja nie konfiskuje komputerów z takich powodów – wyjaśnił, ku odczuwalnej uldze większości obecnych. Odniósł się przy tej okazji do wyliczeń ekonomicznych przedstawionych przez piratów. - Jeśli autor liczy na zyski z nieskrępowanego rozpowszechniania jego utworu, to nie składa wniosku o ochronę swojej twórczości, bo takie przestępstwa ścigane są dopiero na wniosek – tłumaczył. Wątek rozwinął dr Szpor. - Błędne jest przeświadczenie, że wszyscy jesteśmy piratami. To wynika z nieznajomości przepisów o naruszaniu praw majątkowych, które nie wyznaczają tak szerokiej granicy.
Pomimo początkowej rezerwy, jaką można było wyczuć ze strony przedstawicieli UŚ i policji wobec piratów, podsumowanie debaty było już ze wszystkich stron jednomyślne. - Pozycja producentów niewątpliwie jest kontrowersyjna. Widzę też ich siłę w oddziaływaniu na prawodawstwo – przyznał dr Szpor. Ku zaskoczeniu uczestników debaty, podinsp. Kubiak pochwalił twórców partii. - Być może dobrze się stało, że taka partia powstała, ponieważ przygotowywana jest nowelizacja prawa autorskiego i zmiany idą w tę stronę, żeby ścigać ludzi ściągających muzykę i filmy z Internetu. Wtedy może się okazać, że nie będzie w Polsce legalnego komputera – przestrzegł.