Piotrkowianie znów byli świadkami procesu Krzysztofa Arciszewskiego
Piotrkowska starówka przeniosła się w sobotę do XVII wieku. Od godz. 12:00 można było spróbować staropolskiego jadła, posłuchać muzyki dawnej, zaopatrzyć się w strój z epoki nowożytnej oraz obejrzeć pokazy walk bronią białą.
Po niemal 400 latach w Piotrkowie - gdzie począwszy od 1578 roku obradował Trybunał Wielki Koronny - na wokandę sądową ponownie trafiła sprawa Krzysztofa Arciszewskiego, oskarżonego o zamordowanie prawnika, Kacpra Jaruzela Brzeźnickiego. W inscenizacji rozprawy wzięli udział aktorzy znani nie tylko ze sceny teatralnej ale i filmowej, m. in. Olaf Lubaszenko, Marek Siudym, Jerzy Zelnik oraz Sambor Czarnota. Ponadto w historyczne rolę wcielili się lokalni politycy oraz duchowni. Dla przykładu prezydent miasta, Marek Chojniak zagrał rolę Marszałka Trybunału Koronnego.
Pierwsza część widowiska, zamknięta dla szerszej publiczności, odbyła się w kościele farnym pod wezwaniem św. Jakuba o godz. 16:00. Z kolei scena sądu nad Arciszewskim rozegrała się kilkanaście minut później na Rynku Trybunalskim, a więc w miejscu, gdzie w 1623 r. arianin usłyszał wyrok skazujący.
Po złożeniu deklaracji, że celem rozprawy jest dojście do prawdy, uroczyście odczytano akt oskarżenia. W międzyczasie pozbawiona poczucia dyscypliny szlachta wielokrotnie zakłócała ciszę. Dochodziło wręcz do awanturnictwa. Członkowie Trybunału raz co raz musieli ją uspokajać. „Neminem captivabimus nisi iure dictum” – zastosowanie tego „starożytnego zwyczaju” zapowiedziano przed wysłuchaniem obu zwaśnionych stron.
„Mężobójca!” – wykrzyknęła wyraźnie rozżalona wdowa po Brzeźnickim, domagając się dla sprawcy niedoli swego męża najwyższego wymiaru kary. Następnie przeszła do uzasadnienia swego stanowiska, wyczerpująco omawiając okoliczności zbrodni na mężu, co spotkało się z brawami licznie zgromadzonej publiczności. Jednym słowem: znakomita kreacja Ewy Dałkowskiej. Podobny aplauz towarzyszył pojawieniu się na scenie Arciszewskiego, w którego rolę wspaniale wcielił się Olaf Lubaszenko.
Skazany na karę śmierci, pozbawiony czci arianin, aby uniknąć egzekucji, udał się na emigrację. Gdyby nie negatywny dla niego wyrok sądu z 1623 r. – paradoksalnie – Arciszewski prawdopodobnie nie zrobiłby błyskotliwej kariery inżyniera oraz wojskowego, którego zasługi powszechnie uznano w wielu krajach m. in. w Holandii i Brazylii.
Zobacz też:
Sarmackie rekonstrukcje:
- Bitwa pod Kłuszynem (cz. 1, cz. 2)
- Piknik Historyczny w Bolkowie – relacja