Piotr Zychowicz - „Niemcy” - recenzja i ocena
Piotra Zychowicza nie trzeba chyba przedstawiać. Należy do grona publicystów i historyków, którzy potrafią napisać coś ciekawego, ale nierzadko poprzestają na podciąganiu kilku wybranych faktów pod z góry założoną tezę. Przede wszystkim ma być szokująco, ma przyciągnąć czytelnika.
„Niemcy” Zychowicza – poprawni czy niepoprawni?
Cykl „Opowieści niepoprawne politycznie” również wpisuje się w ten sposób pisarstwa. Jednak dwa dotychczasowe tomy ([Żydzi] i [Sowieci]) w gruncie rzeczy nie zawierały zbyt wiele niepoprawnych treści. Całość tych dwóch tytułów zawierała artykuły i wywiady już wcześniej publikowane na łamach różnych czasopism. Nie w pełni rozumiem taki pomysł na książkę. Uzasadnienia autora, że chciał ocalić swój dorobek przed zapomnieniem, w dobie powszechnego dostępu do Internetu i wydań cyfrowych wydaje się cokolwiek mało poważny. Każdy artykuł można wszak odnaleźć w pięć sekund.
Niemcy również składają się w większości z artykułów już publikowanych, jednak tym razem autor uzupełnił je o nowe teksty. Z wielkim rozczarowaniem trzeba przyznać, że nihil novi sub sole – żadna część książki nie okazuje się niepoprawna politycznie. Nie jest taki nawet wywiad ze znanym kłamcą oświęcimskim Davidem Irvingiem, bo przecież jaki Irving jest – każdy widzi. I choć w tym wywiadzie roi się od błędów, przekłamań i niedomówień (których autor nijak nie prostuje!) to jednak wyliczanie ich w recenzji jest bezprzedmiotowe.
„Niemcy” – błędy mniejsze i większe
Zadziwił mnie natomiast wywiad z Nikolausem Wachsmannem, autorem monografii opisujących dzieje niemieckich nazistowskich obozów koncentracyjnych. Trudno uwierzyć, że popełnił on tak znaczny błąd merytoryczny, że pod termin kapo podciągnął wszystkich więźniów funkcyjnych, w tym starszych bloków. Zgodnie z precyzyjnie opisaną terminologią obozową, funkcja starszego bloku nosiła nazwę blockalteste. Kapo byli nadzorcami tylko i wyłącznie komand (grup roboczych), a ich hierarchia obejmowała oberkapo, kapo i unterkapo. Błędne jest przekonanie, że specyficznego języka obozowego (tzw. lagerszprachy) używali tylko kapo. Tym swoistym obozowym esperanto porozumiewali się wszyscy więźniowie. niezależnie od swojego miejsca w obozowej strukturze. Tak samo Rudolf Friemel (jedyny więzień, który wziął ślub w obozie koncentracyjnym) nie był wcale kapo, ale więźniem funkcyjnym komanda Fahrbereitschaft.
Osobną kwestią jest błędne określenie w wywiadzie likwidacji więźniów Sonderkommando. „Palacze ciał”, jak ich potocznie nazywano, nie byli poddawani selekcjom, jak pozostała część więźniów. Byli oni co trzy miesiące zabijani jako _Geheimnisträger _ (osadzeni, którzy zbyt wiele wiedzieli o toczącym się za drutami ludobójstwie), a ich miejsce zajmowało kolejne Sonderkommando.
„Niemcy” – cenzura na wyrost?
Creme de la creme Niemców miał być rozdział Paktu Ribbentropp-Beck, który Zychowicz sam poddał cenzurze. Właściwie nie do końca wiadomo dlaczego – jest to bowiem przedstawienie w sensacyjnej formie faktów ogólnie znanych. Zapomina przy tym zresztą o kilku rzeczach, jak choćby o konferencji w Evian, która niejako „zamordowała” możliwość emigracji Żydów z Europy.
W kwestii Zagłady Żydów dokonywanej na Wschodzie, Zychowicz nie wspomina, że mordy te były uzasadniane przede wszystkim działalnością partyzancką. Milczy również o tym, że wiele egzekucji dokonały oddziały askarisów (potoczna nazwa żołnierzy z krajów podbitych, którzy przechodzili na stronę III Rzeszy), jak choćby te dokonane na litwakach. Warto również wspomnieć – choć jest to być może mało efektowne – że rampy selekcyjne nie znajdowały się w KL Auschwitz, ale stara rampa ([Altejuderampe]) znajdowała się pomiędzy KL Auschwitz I-Stammlager, a KL Auschwitz II-Birkenau. Z kolei nowa rampa ([Neuejuderampe]) znajdowała się wewnątrz KL Auschwitz II-Birkenau. Do „obozowych” lapsusów należy również stwierdzenie, że noworodki były trute w KL Auschwitz II-Birkenau, podczas gdy były one topione w wiadrach, niczym małe szczeniaki. Jak widać zamiast cenzury przydatna byłaby precyzja.
„Niemcy” – „lewactwo” i inne kurioza
Zgodnie z zeszłotygodniową okładką tygodnika „Do Rzeczy”, w książce nie może zabraknąć obszernych wyjaśnień dotyczących lewactwa Adolfa Hitlera. Trudno nie zgodzić się, że ustrój III Rzeszy był socjalistyczny z elementami narodowymi. Sęk w tym, że nijak się to ma do lewactwa. Prawdą jest, że Führer nienawidził swojego sztabu głównego złożonego z pruskich oficerów, ale nie była to nienawiść klasowa, ani nienawiść do konserwatyzmu. Autor zdaje się zapomniał choćby po czyjej stronie stanęła III Rzesza podczas wojny domowej w Hiszpanii. Tym bardziej zadziwiającym konstruktem myślowym jest stwierdzenie, że zamach z 20 lipca 1944 r. był prawicową i konserwatywną walką z lewackim Hitlerem. Czy wegetarianizm i obrona praw zwierząt, przymusowa aborcja dla ras niższych czy eksterminacja chorych umysłowo były przejawami owego hitlerowskiego lewactwa? To grube nieporozumienie.
Idąc tropem nowinek z pierwszych stron gazet: nie zabraknie w Niemcach odniesienia do odszkodowań od Niemiec. Prawdą jest, że ofiarom eksperymentów medycznych pieniądze należą się jak psu buda, ale autor zapomina wspomnieć o jednej ważnej rzeczy. Niemcy wypłaciły pieniądze dla kobiet z Ravensbrück, słynnych „królików”. Na czym jednak polega problem? Żadna z nich nie zobaczyła odszkodowań na oczy, ponieważ władze w Warszawie nigdy nie przekazały ich poszkodowanym.
Szalonym pomysłem jest również stwierdzenie, że gdyby Hitler wcześniej zgodził się na utworzenie Armii Własowa (ROA) to bolszewizm zostałby pokonany, a Polakom żyłoby się lepiej. Po zdobyciu Moskwy Niemcy raczej nie spojrzałyby przychylniejszym okiem na Polaków i nie poluzowałyby kursu polityki okupacyjnej. Warto zauważyć, że askarisi – wspomniani nieniemieccy żołnierze hitlera – również byli mocno zaangażowani zbrodnie na Polakach i Żydach. Cokolwiek dziwnie brzmi wniosek, że skoro ROA pomogłaby pobić Stalina to Hitlera i tak pokonałyby mocarstwa zachodnie. Wydaje się jednak bardziej prawdopodobne, że Własow odwdzięczyłby się i stanął do walki w obronie III Rzeszy. I znowu Polakom wcale nie żyłoby się lepiej.
*
Kurioza z Niemców można mnożyć w nieskończoność. Tym bardziej szkodzi to kilku dobrym wywiadom m. in. z Ryszardem Kaczmarkiem czy tekstu o mordzie w majątku Horodyńskich. Książka nie zawiera kontrowersji, a jedynie niedomówienia i podciąganie faktów pod z góry upatrzone tezy. Czy to rzeczywiście realizacja stwierdzenia Józefa Mackiewicza, że „tylko prawda jest ciekawa”? Och, bynajmniej. To potwierdzenie tego, że warto pisać tylko to, co może się sprzedać jako sensacja.