Piotr Śliwiński – „Ryngraf” – recenzja i ocena
Wojsko w trakcie redukcji, nieopłacone, chyba tylko siłą przyzwyczajenia będące na służbie. Starsi oficerowie, jeśli nie zajmują się gorzałką i kartami, skupiają się bardziej na zabezpieczeniu swoich środków do życia. Szlachta udaje, że nic się nie dzieje. To jednak cisza przed burzą – emisariusze już krążą, szykując kraj do ostatecznej rozprawy.
„Ryngraf” – jaki piękny upadek
Powieść historyczna Piotra Śliwińskiego jest z pewnością świetnym pomysłem na spędzenie czasu przy dobrej lekturze. Znajdziemy w niej wszystko co potrzeba dla dobrej intelektualnej rozrywki – historyczne tło, świetną i dynamiczną akcję, intrygę, a raczej intrygi, miłość (nie zawsze z [happy endem]), nietuzinkowe postacie.
Autor zręcznie nakreślił tło wydarzeń literackim piórem. Nie jest to sztywna scena, a jednocześnie czytelnik nie zostaje przeciążony szczegółami. Poznamy Rzeczpospolitą u jej końca, gdy świat sarmacki mieszał się z nadchodzącym nieubłaganie „nowym”. Śliwiński zwięźle sportretował szlachtę i chłopów, ukazując ich stosunek do rzeczywistości, kraju oraz wzniosłych rewolucyjnych haseł. Nie ma w tym wszystkim idealizmu. Jest za to szara, brutalna rzeczywistość.
„Ryngraf” – galeria osobliwości
Osią akcji generalnie jest samo powstanie Tadeusza Kościuszki, jednakże z niego wynika szereg zwrotów akcji i wątków pobocznych. Insurekcja u Śliwińskiego to nie tylko czas walki, działań wojennych i kampanii ale także intryg, spisków, niepokojów, rewolucji. Ciąg przyczynowo-skutkowy jest dość logiczny, dodatkowo intrygujący dzięki inwencji twórczej autora, który poza tym świetnie „czuje” epokę. Dzięki temu wszelkie dziwne teorie spiskowe wprost brawurowo rozwinął i wplótł w narrację.
Zainteresowanie czytelnika szybko wzbudzi opis wojsk Rzeczpospolitej w godzinie jej upadku. W literaturze pięknej istnieją barwne przedstawienia siedemnastowiecznych armii u Henryka Sienkiewicza, a ostatnio – u Jacka Komudy. Tymczasem w XVIII wieku żołnierze spod sztandarów z Orłem i Pogonią wcale nie cieszyli się dobrą opinią (delikatnie rzecz ujmując) i dlatego nie uważano ich za wdzięczny tematem do uwiecznienia. Szkoda, bo sądząc z opisów Śliwińskiego było co opisywać. W szczególności jeśli chodzi o codzienne żołnierskie życie. Widzimy wojaków na biwaku, w czasie służby, w boju i marszu. Szczególnie plastycznie przedstawiono moment werbunku do wojsk monarchów absolutystycznych po upadku powstania. Istna giełda!
Na kartach powieści wprost czuć zapach rewolucyjnej Warszawy. Słychać podjudzanie jakobinów polskich, wrzawę radości z okazji wieszania kolejnych skompromitowanych dygnitarzy. Na wierzch wychodzą przy tym podziały powstańców na umiarkowanych patriotów i zagorzałych rewolucjonistów. Obie strony przedstawia galeria różnorodnych, bynajmniej nie papierowych, person.
„Ryngraf” – do ideału jeden krok
Obawiałem się tego jak zostaną przedstawione postacie historyczne. Niepotrzebnie. Tadeusza Kościuszko ukazano jako idealistę, szczerego patriotę ale niezbyt rozgarniętego politycznie męża stanu. Przy tym też niezbyt lotnego wodza, choć wybitnego inżyniera wojskowego. Pozostałe „tuzy” powstania również zostały odmalowane plastycznie. Hugo Kołłątaj, mimo że szczery patriota, to jednak żaden materiał na męczennika sprawy narodowej, dbający w krytycznych chwilach głównie o siebie. Józef Zajączek to niezmiennie ambitny, ale niezdecydowany intrygant, który na końcu dba o siebie i swoją rodzinę. I zyskuje.
Czarnym charakterem okazuje się przede wszystkim monarcha. Autor nie robi z niego statysty, nieudolnej kukły przepełnionej dobrymi chęciami, ale raczej twardego gracza, dbającego jedynie o interes swój i – ewentualnie – swojej rodziny. Słowo honoru? Dla króla nie istnieje, chyba że dotyczy jego własnej osoby i wygody – za co spotyka go kara w postaci Białej Damy Poniatowskich. Wydarzenia podobno prawdziwego…
Znacznie korzystniej od króla wypada jego bratanek – Józef. Nie jest to jeszcze bohater z raszyńskiej grobli, spod Smoleńska i Borodino, męczennik spod Lipska,. To trzydziestoletni bawidamek, generalnie lekceważący wszelką odpowiedzialność, ale jednocześnie szczery patriota. Na razie widać zaledwie pierwsze zadatki na Naczelnego Wodza, póki co Pepi to raczej sybaryta z Pałacu pod Blachą. Choć sympatyczny.
Większą sympatię wzbudzają postacie drugoplanowe – a zwłaszcza tacy generałowie jak Mokronowski, Sierakowski, Dąbrowski (istny „stary Sas”, zawodowy żołnierz) i Kniaziewicz. Szczerzy żołnierze i patrioci, podobnie jak Wodzicki i ks. Adam Poniński. Nie ukrywam, że zastanawiałem się jak autor rozwiąże pradawny spór pt. „Czemu Poniński nie wsparł Kościuszki pod Maciejowicami?” – i powiem szczerze rozwiązanie usatysfakcjonowało mnie. W końcu, również i ostatni Naczelnik insurekcji Tomasz Wawrzecki też jest niezgorzej sportretowany.
*
Czego książce brakuje? Cóż, niemal wszystko jest tam osiemnastowieczne – nawet język (brawo za realizm!). Być może warto było na końcu strony umieścić słowniczek pojęć, zwrotów, form itp. Przypisy w trakcie tekstu nie okazują się bowiem najlepszym pomysłem. Ale przecież nie ma książek idealnych.
Choć powieść ma ponad 600 stron, ja dałem sobie z nią radę w dwa dni, z najwyższą przyjemnością zarywając noce. Bo gdy na kartach książki rozpocznie się już powstanie – czytelnik czeka aż do jego upadku. Ale „ku pokrzepieniu serc” zawsze jest epilog. Gorąco zachęcam do lektury!