Piotr Łopuszański - „PRL w stylu pop” - recenzja i ocena
„PRL w stylu pop” Piotra Łopuszańskiego pozornie jest książką bliższą drugiemu z tych (obydwu potrzebnych i ciekawych) nurtów badawczych i wydawniczych. W końcu konsumentem tekstów kultury popularnej jest praktycznie każdy z nas. Ba, także osoby urodzone pod koniec istnienia Polski Ludowej lub już po jej upadku nieraz lubią wiele z opisywanych przez Łopuszańskiego dzieł i mało komu przeszkadza „komunistyczny” rodowód Klossa czy „Pancernych”. Łopuszański, filozof parający się publicystyką kulturalną i historyczną, nie abstrahuje jednak od ówczesnych realiów. Przeciwnie, ukazuje poszczególne teksty kultury jako owoce określonych uwarunkowań, nierzadko wpływających na ich formę czy treść.
W pierwszym rozdziale autor pisze ogólnie o kulturze popularnej, przedstawia także jej rozwój na przestrzeni istnienia PRL. Pewnym fenomenem, który rzuca się w oczy już w tej części książki jest niebywała popularność w naszym kraju postaci Sherlocka Holmesa. Jest to zjawisko o rodowodzie jeszcze przedwojennym (kiedy w Polsce wydawano „szerloki” także z zupełnie nowymi przygodami detektywa stworzonego przez Conan Doyle'a) i chyba żywe po dziś dzień (sądząc po liczebności fandomów seriali o kolejnych wcieleniach detektywa). Łopuszański bardzo ciekawie pokazuje, jak archetyp genialnego mistrza dedukcji zainspirował polską popkulturę, i to nie tylko opowieści detektywistyczne, ale i literaturę młodzieżową – z powieściami Adama Bahdaja na czele.
Swoją drogą szkoda trochę, że w „PRL w stylu pop” nie wspomniano nic o serialu „Sherlock Holmes i doktor Watson” wyprodukowanym w polsko-brytyjskiej koprodukcji na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Z drugiej strony trzeba jasno podkreślić, że Łopuszański nie postawił sobie za cel stworzenia kompendium wszystkich seriali czy powieści powstałych w okresie PRL. Oczywiste jest zaten, że wybory podejmowane przez autora były siłą rzeczy subiektywne. Duży wpływ miały nań zapewne osobiste doświadczenia. Widać to choćby wtedy gdy pisze, że niezrozumiały jest dla niego fenomen popularności „Smerfów”. Ale czy mogło być inaczej, skoro w latach 80. był już „za duży” na kreskówki dla dzieci?
W kolejnym rozdziale Łopuszański omawia wybrane komedie z czasów PRL. Znalazły się wśród nich popularne do dziś filmy Stanisława Barei czy Juliusza Machulskiego z lat 80., ale też i starsze produkcje, jak np. „Ewa chce spać” czy „Gangsterzy i filantropi”. Moje wątpliwości budzi bardzo szczegółowe niekiedy omawianie fabuły poszczególnych filmów. Ci, którzy filmy znają, srodze się wynudzą, natomiast ci, którzy ich nie widzieli, nie powinni tych streszczeń czytać z uwagi na „spoilery”.
Sporo pisze Łopuszański o telewizji w Polsce Ludowej, prezentuje jej rozwój, opisuje poszczególne programy, zwraca uwagę na zagraniczne hity z którymi mogli zapoznać się telewidzowie („Zorro”, „Bonanza”) czy wydarzenia takie jak koncert ABBY. Przedstawione zostają cenione po dziś dzień kreskówki takie jak „Bolek i Lolek”, „Reksio” czy „Zaczarowany ołówek”.
Niezwykle interesujący jest rozdział poświęcony kryminałom, o której to tematyce już w wspominałem w kontekście Sherlocka Holmesa. Autor ze znawstwem i swadą przedstawia rozwój tego gatunku w polskiej kulturze, prezentując takie fenomeny popkulturowe jak teatr sensacji „Kobra” czy rozchwytywane serie wydawnicze składające się z powieści detektywistycznych. Warto tu wspomnieć choćby popularny serial „07 zgłoś się”, jak również życie i twórczość „królowej polskiego kryminału” Joanny Chmielewskiej (której swoją drogą Łopuszański nie darzy chyba zbytnią estymą, podobnie zresztą jak samej Agathy Christie, rozwiązania zagadek w twórczości której ma za [nielogiczne]).
Na kolejnych stronach autor opisuje słynne seriale peerelowskiej telewizji. Z dużą sympatią pisze o „Wojnie domowej”; wspomina też o „Stawce większej niż życie” oraz „Czterech pancernych i psie”. Co ciekawe, przeciwstawia się popularnemu przekonaniu, że o ile w „Pancernych” dużo jest komunistycznej propagandy, o tyle w przygodach Klossa jej ilość jest śladowa – przypomina, że oglądając „Stawkę” tak naprawdę ekscytujemy się przygodami… funkcjonariusza NKWD. Ukazany zostaje też fenomen „klubów Pancernych” i całego „fandomu” tego serialu, jaki wytworzył się wśród młodych widzów.
Swoją drogą, w moim odczuciu pewnym niedociągnięciem kompozycyjnym książki jest to, że o niektórych postaciach czytamy dwukrotnie – np. o Borewiczu przy okazji cyklu powieściowego „Ewa wzywa 07” i serialu „07 zgłoś się” czy o Panu Samochodziku jako o bohaterze powieści Zbigniewa Nienackiego oraz ich ekranizacji (omawianych odrębnie). Również o Smoku Wawelskim i szpiegu z Krainy Deszczowców moglibyśmy poczytać nie tylko w kontekście powieści Stanisława Pagaczewskiego, ale także uroczego serialu animowanego na ich podstawie.
W barwny i wciągający sposób pisze Łopuszański o literaturze młodzieżowej – o powieściach Hanny Ożogowskiej, Adama Bahdaja, Edmunda Niziurskiego czy bardzo popularnej po dziś dzień Małgorzaty Musierowicz. Tym razem dość dokładne streszczenia poszczególnych książek w ogóle nie raziły. Co więcej, na uznanie zasługuje analiza treści i realiów każdej z powieści, dzięki czemu możemy się dowiedzieć czy poruszały one kwestie rzeczywiście istotne dla czytelników czy też były nieco (lub całkowicie) wydumane. Omówione zostały też najważniejsze pisma dla młodzieży z tamtych lat – „Świat Młodych”, „Razem” czy „Relax”.
Najbardziej podobał mi się chyba jednak rozdział poświęcony komiksom. Szczególnie zaś te jego fragmenty, które prezentowały twórczość Henryka Jerzego Chmielewskiego, pokoleniom Polaków znanego jako Papcio Chmiel. Powodem tego jest zapewne fakt, że sam wychowałem się na „Tytusach”. Mamy więc tutaj szczegółowe omówienia treści niektórych „ksiąg” (dla mnie były one okazją do odświeżenia bardzo miłych wspomnień), widać też zresztą, że Łopuszański jest prawdziwym koneserem i znawcą, ukazuje bowiem np. różnice w poszczególnych wydaniach konkretnych albumów. Poza Papciem Chmielem przedstawieni zostają także Szarlota Pawel (chyba byłem za mały na odpowiednią percepcję jej twórczości, która zresztą jakoś mnie omijała, dziś zagustowałybym w takim abstrakcyjnym humorze) i Janusz Christa, „ojciec” Kajtka i Koka oraz Kajka i Kokosza.
Fragmenty poświęcone muzyce jakoś mnie nie wciągnęły, sprawiały wrażenie napisanych trochę na siłę i uważam, że książka doskonale by się bez nich obyła. Bardzo ciekawie czytało się natomiast o radiu i fenomenach takich jak Lista Przebojów Trójki czy audycja „60 minut na godzinę” (co ciekawe jej współautorzy jak Marcin Wolski czy Jacek Fedorowicz stoją dziś po przeciwnych stronach politycznej barykady, a i humor obydwu moim zdaniem znacznie się niestety stępił).
Książka jest znakomicie napisana. Pomimo znacznej objętości czyta się ją bardzo szybko. Oczywiście jedne fragmenty czyta się lepiej, a inne gorzej, ale wynika to już zapewne z osobistych zainteresowań i preferencji odbiorcy. Trudno wszak, żebyśmy z wypiekami na twarzy czytali np. o filmie, który słabo nas interesuje.
Pewnym mankamentem, zupełnie jednak nie przeszkadzającym w lekturze jest to, że... nie do końca wiadomo czym ta książka jest i miała być. Jak na opracowanie o charakterze kompendium jest bowiem zbyt wybiórcza i subiektywna. Autor nie szczędzi nam swoich osobistych ocen na tematy mniej lub bardziej związane z omawianymi tekstami kultury, nieraz bardzo kontrowersyjnych („Allo Allo” [denne]?!), czasem ma się wrażenie że dyskretnie wbija szpileczki w nielubianych uczestników dyskursu publicznego. Jednocześnie jednak jest to praca, której nadano dość systematyczną strukturę, starająca się pewne zagadnienia omawiać w miarę wyczerpująco, w żadnym wypadku nie mamy do czynienia z felietonistyką, eseistyką czy gawędą.
Książkę polecić mogę wszystkim których interesują choćby niektóre omówione w niej teksty kultury. Jestem przekonany, że dotyczy to ogromnej większości z nas. Przecież filmy i seriale z tamtych lat emitowane są aż do przesady, książki wznawiane lub obecne w bibliotekach. Dla jeszcze młodszych odbiorców pozycja ta będzie być może użytecznym przewodnikiem po poznawanej po raz pierwszy peerelowskiej popkulturze. Pewne jest to, że po „PRL w stylu pop” warto sięgnąć.