Piotr Korczyński – „Zapomniani. Chłopi w Wojsku Polskim” – recenzja i ocena
Piotr Korczyński – „Zapomniani. Chłopi w Wojsku Polskim” – recenzja i ocena
Choć sam autor nie jest zawodowym badaczem, ile raczej popularyzatorem (przynajmniej takie odniosłem wrażenie z krótkiego biogramu na jego temat w książce), nie należy od razu umniejszać jego pracy. Jest ona pozbawiona naukowego aparatu, oparta na własnym doborze źródeł (a raczej wydawnictw źródłowych) i opracowań. Jednak, co warto podkreślić, Piotr Korczyński zadał sobie sporo wysiłku by wyselekcjonować materiał.
Pojawiają się w nim nie tylko ogólne znane prace, lecz także te przyczynkowe, rzekłbym regionalne. Z treści książki odnoszę wrażenie, że autor starał się dotrzeć do rodzin niektórych bohaterów opisywanych na kartach, żeby uzupełnić treść o wspomnienia i relacje. Trzeba przyznać, że to ciekawe i dobre podejście, zważywszy na fakt, że mimo istniejącego materiału źródłowego do tematyki (podejrzewam, że jeszcze nie do końca przebadanego), włościanie nie pozostawili po sobie aż tylu relacji, co ci z „lepszej” części drabiny społecznej.
Miłośnicy Rzeczpospolitej szlacheckiej, rycerzy z Kresów, pełnych fantazji zabijaków z szablami czy innych husarzy lub lisowczyków będą mocno zawiedzeni, a nawet chyba oburzeni treścią książki Korczyńskiego. Z jej kart wynika aż nadto, że wszelkie możliwe użycie potencjału ludnościowego Polski w budowie armii, powiedzmy nowoczesnej, za każdym razem ograniczał typowy klasowo-ekonomiczny egoizm elity politycznej czyli szlachty. Zdaję sobie sprawę, że brzmi to dość „marksistowsko-leninowsko”, ale tak raczej było.
W swoich opisach autor skupia się nie tyle na typowych „plebejskich” jak piechota, dragonia czy – mimo wysokich wymagań – artyleria – co na specyficznych formacjach chłopskich w historii Polski. Zaczyna od piechoty wybranieckiej. Opisuje genezę jej powstania, plany, przegłosowane uchwały oraz… sposób, w jaki szlachta sabotowała formowanie tej formacji. Wybrańcy mieli dość dużego pecha. Nie dość, że narażali życie na froncie, to po powrocie do domu spotykały ich dodatkowe, a nawet gorsze szykany ze strony starostów, dzierżawców królewszczyzn czy nawet własnych, zazdrosnych o ich pozycję sąsiadów. Ukazując powstanie oraz bolesny upadek tej koncepcji Korczyński wyraźnie wskazuje na winnego – egoistycznie nastawioną szlachtę. Jest to o tyle smutne, że np. w takiej Szwecji w XVII wieku czy w Prusach Fryderyka Wilhelma I podobny eksperyment się udał.
Autor wskazuje również, że prócz powszechnie znanych Kozaków Zaporoskich mieliśmy swoich własnych ludowych wojowników, z których można było zrobić dobrych żołnierzy. Mowa tu o góralach z Podhala i Żywiecczyzny oraz o Puszczakach, bardziej znanych jako Kurpie. Okazuje się, że w razie potrzeby obie grupy stawały w sprawie Rzeczpospolitej, często mamione obietnicami (kłaniają się sławne Śluby Lwowskie Jana Kazimierza w czasie Potopu).
Górale, jak wiadomo, wychowani w trudnych warunkach, są twardzi, bitni oraz dumni. Stąd niejedne problemy jakie z nimi mieli starostowie. Jednak w czasie Potopu to właśnie sformowana z nich jednostka tzw. harników wykazała się wielokrotnie w walce ze Szwedem. Podobnie Kurpie – bartnicy a przede wszystkim myśliwi, wierni przysiędze. Jak sami mawiali: „Puszcza królewska to i my królewscy”, co naprawdę podpowiadało, że można tych znakomitych strzelców użyć. Jednak szlachta chciała tylko niewol… chciałem napisać: robotników pańszczyźnianych.
Korczyński trafnie wskazuje również nieumiejętność wykorzystania potencjału ludu w walkach o ocalenie Rzeczpospolitej szlacheckiej. Doprawdy czasem mam wrażenie, że dla szlachty państwo mogłoby upaść, byleby utrzymały się istniejące stosunki społeczne… Stąd kosynierzy są tylko elementem patriotycznej legendy, a nie „lekiem na samo zło” zaborców.
I tak przez koleje losów Polski, czasy napoleońskie... to szkoła żołnierza-obywatela dla polskiego chłopa, jednak popsuta przez egoizm elit Księstwa Warszawskiego. Powstania narodowe? Znów niewykorzystany potencjał, choć w czasie Powstania Styczniowego autor widzi pewną poprawę. Jednak w licytacji o chłopów wygrywa rząd carski. Ciekawe są również opisy chłopów służących wpierw w państwach zaborczych, a później w armii II Rzeczpospolitej. Okazuje się, że dla wielu z nich odrodzona ojczyzna nie była dobrą matką, lata zawodu nastawiły do niej nieufnie – bo w końcu więcej dobrodziejstw spadło na nich od zaborców – smutne to ale niestety prawdziwe. Niektórzy nawet już służąc w Wojsku Polskim lepiej wspominali czasy służby w mundurach armii któregoś z cesarzy.
Ciekawym zakończeniem opisu tych wszystkich „plebejskich” formacji jest rozdział poświęcony Batalionom Chłopskim. Ta formacja naprawdę ma pecha – za poprzedniego ustroju jej ludowość (choć oryginalna!) była zaciemniania przez „ludowość” Armii Ludowej. Dziś Bataliony Chłopskie giną w cieniu wpierw Armii Krajowej, a ostatnimi czasy w cieniu „żołnierzy wyklętych”. Ponieważ za bardzo kojarzy się (nie wiedzieć czemu…) z poprzednim ustrojem. A szkoda, bo była to formacja wskazująca na fakt, że polskie chłopstwo w końcu się zorganizowało i zaczęło myśleć o swoich interesach w niepodległej Polsce.
Wszystko to lekkim piórem opisuje Piotr Korczyński. Nie oszukujmy się – nie stworzył wspaniałej naukowej syntezy, jest to raczej opracowanie popularnonaukowe, stojące na pewno wyżej niż esej historyczny. Autor nie ustrzegł się tez kilku błędów, czasami dla historyka poważnych np. w 1587 roku nie było możliwe, żeby Stefan Batory interesował się formowaniem Kozaków rejestrowych, bo zmarł w poprzednim roku (podejrzewam, że chodziło o 1581 rok). Szwedzi Karola XII z pewnością byli diabłami ale nie w „czerwonych kurtkach”, a raczej w niebieskich (no chyba, że ikonografia kłamie…). Czerwony kolor zazwyczaj kojarzy się z wojskami brytyjskimi, aczkolwiek należ pamiętać, że była to również od końca XVII wieku i przez niemal cały XVIII wiek barwa wojsk saskich. Może to o nie autorowi chodziło?
Nie zmienia to faktu, że książka jest godna polecenia choćby dla zwrócenia uwagi na kwestie zapomnianych bohaterów Wojska Polskiego – tych którzy krwią płacili najmocniej za wszelkie decyzje dowódców.