Piotr Greszta – „Tomaszów Lubelski 1939” – recenzja i ocena
Piotr Greszta – „Tomaszów Lubelski 1939” – recenzja i ocena
„Tomasz Lubelski 1939” jest ciekawą pozycją, zwłaszcza, że opisuje w gruncie rzeczy mniej znane boje polskiego Września. Pośród HaBeków o tej tematyce możemy znaleźć te najbardziej kanoniczne (Bzura, Westerplatte), te skupiające się na walce z sowiecką inwazją (a sporo ich jest – nawet książki Wojciecha Włodarkiewicza mniej lub bardziej o ten obszar zahaczają).
Z kolei Greszta w swojej książce skupia się na ostatnim wielkim boju Wojska Polskiego, któremu możemy przypisać jakąkolwiek myśl przewodnią. Autor bazował na dobrym materiale archiwalnym – polskim (rozkazy, wspomnienia, relacje itp.) oraz niemieckim. Na szczególne uznanie zasługuje analiza dzienników bojowych poszczególnych niemieckich jednostek od pułku i wyżej. Stąd możliwa była krytyka materiału oraz przedstawienie w miarę racjonalnej relacji z walk.
Niemiecki materiał źródłowy pozwala również weryfikować różnego rodzaju „legendy” w stylu wielkich niemieckich strat, dramatycznych wielkich zwycięstw polskich czy innych opowieści w stylu „ku pokrzepieniu serc”. Stąd informacje o starciach są zrównoważone i konkretne. Innymi słowy – solidna porcja wiedzy.
Sam układ książki jest dobry niczym wojskowa analiza operacji. Autor przedstawia najpierw obszar operacyjny. Nie poprzestaje jednak tylko na charakterystyce rzeźby terenu. Poznajemy jego infrastrukturę, strukturę ludnościową i gospodarczą oraz rozlokowanie pokojowych garnizonów (ma to oczywiście wpływ na wszelkie plany). Greszta przedstawia również założenia oraz rolę obszaru w polskim planie wojennym, ukazując również nieco „nieformalne” układy panujące wśród establishmentu wojskowego.
Porównanie walczących sił ograniczone jest do ogólnego przedstawienia teoretycznego potencjału poszczególnych typów wielkich jednostek biorących udział starciach pod Tomaszowem Lubelskim. Nie jest to jednak wada – Czytelnik zainteresowany szczegółami może znaleźć je w innych, dość przecież licznych opracowaniach dotyczących Kampanii 1939 roku – zresztą wykaz sugerowanych pozycji znajduje się w bibliografii.
Naczelne miejsce w książce zajmują bitwy pod Tomaszowem Lubelskim – pierwsza stoczona przez wojska gen. Tadeusza Piskora oraz druga, wszczęta przez żołnierzy Frontu Północnego gen. Stefana Dąb-Biernackiego. Zdając sobie sprawę z wymagań popularnonaukowej pozycji autor nie wdaje się może w szczegółowe, drobne opisy walk poszczególnych pododdziałów, jednak nie mamy tu do czynienia z ogólną relacją. Widać wyraźnie, że poszczególne epizody składające się na bitwy są przeanalizowane i przedstawione, no może nie w telegraficznym skrócie, ale jednak niczym prosty żołnierski meldunek operacyjny. Szczególnie zwróciła moją uwagę walka Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej z Wehrmachtem. Tomaszów Lubelski jest rzadkim momentem, kiedy przedwojenna polska broń pancerna miała szansę stoczyć konkretną walkę. Rezultat może nie jest zadowalający, ale w gruncie rzeczy – patrząc na problemy i potencjał tej formowanej w gruncie rzeczy jednostki – wstydu nie było.
Greszta przedstawia również problemy polskie, jak i przyczyny niepowodzenia w obu bitwach. Nie lukruje obrazu walk, powołując się na niemiecką przewagę, twardo punktuje błędy polskiego dowództwa. Obraz naszej wyższej kadry dowódczej nie wyłania się może zbyt optymistyczny (w przypadku Dąb-Biernackiego wręcz tragiczny), co nie powinno jednak zaciemniać ogólnego i – nie oszukujmy się tragicznego obrazu sytuacji w II połowie września 1939 roku. Nie zmienia to faktu, że punktowanie polskich błędów momentami boli.
Język książki jest jasny niczym raport operacyjny, wzbogacany czasem cytatami ze wspomnień uczestników walk dla ożywienia treści. Jednak brakowało mi tu nieco mniej formalistycznego tonu w czytanych zdaniach, aczkolwiek nie znaczy, że „Tomaszów Lubelski 1939” jest nudny, o nie! Drugą rzeczą, jakiej mi brakowało, to bardziej rozbudowane wnioski, zwłaszcza w odnośnie taktyki – cóż Warszawska Brygada Pancerno-Motorowa byłaby idealna do takiej analizy. I to są moje jedyne łyżki dziegciu w tej beczce miodu.