Pieter M. Judson – „Imperium Habsburgów. Wspólnota narodów” – recenzja i ocena
Pieter M. Judson – „Imperium Habsburgów. Wspólnota narodów” – recenzja i ocena
Zawsze mam obawę, gdy za potężny środkowoeuropejski temat zabiera się anglosaski badacz. Niejednokrotnie bywa, że synteza wychodząca spod jego pióra, nawet gdy jest utytułowanym i cenionym na Zachodzie specjalistą, zawiera pewną dozę ignorancji i uproszczeń. Wnioskowanie budowane na stereotypie, poczucie wyższości i bagatelizowanie niuansów – to pierwsze, co przychodzi do głowy, gdy myślimy o tego rodzaju ujęciu. Jak wiemy, właśnie w szczegółach tkwi diabeł, zwłaszcza gdy podejmuje się całościowego ujęcia dwuwiekowej historii.
Bo też książka Pietera M. Judsona jest właśnie próbą syntetycznego spojrzenia na funkcjonowanie C.K. monarchii. Autor przygląda się stopniowej rozbudowie aparatu państwa, wprowadzaniu kolejnych koncepcji prawno-ustrojowych, które rodziły szereg nowych, coraz bardziej rozbudowanych przepisów. Te ostatnie kształtowały charakter imperium Habsburgów, mając wpływ na życie zwykłych ludzi. Nawet na współczesną mentalność milionów Europejczyków.
Ten coraz bardziej scentralizowany organizm traktując wszystkich równo, nie zawsze dostrzegał nierówności wynikające z położenia, uwarunkowań społecznych i kontekstów narodowościowych. Ale gdy zauważył drzemiącą w nich siłę, raz próbował z nimi walczyć, a raz się z nimi godził starając się uczynić je mocną stroną realizowanej przez siebie polityki. Owa niejednolitość miała się więc zmienić w jednorodność. Ale bez gwałtownych ruchów. Tak chciał cesarz.
Interesujące, że Judson widzi w opisywanym organizmie niejako antycypację innego bytu – Unii Europejskiej. I wychodząc z założenia „zjednoczenia w różnorodności” wskazuje, jak wielkim zadaniem było pogodzenie sprzecznych ambicji, interesów, światopoglądów i tradycji. Tyle, że państwo habsburskie ostatecznie upadło – mnogość przepisów, pragnienie kontrolowania wszystkich aspektów życia (nawet pomimo przyzwolenia – od pewnego momentu – na swobodny rozwój poszczególnych narodów i grup etnicznych) okazały się drogą donikąd. Balon w końcu pękł. Aparat państwa okazał się zmurszały i niezdolny do reform. Wspomniana analogia może być też dla nas przestrogą.
Dziś patrzymy na monarchię austro-węgierską przez pryzmat przygód dobrego wojaka Szwejka czy filmu Janusza Majewskiego „C.K. Dezerterzy”. Kulturowe i popkulturowe odniesienia nie są oczywiście pozbawione podstaw – łatwo było wyśmiać legislacyjny ciężar, który połączony z tyglem narodowościowym tworzył liczne absurdy. One rzeczywiście występowały, a historia państwa Habsburgów dobitnie pokazuje, jak cienka jest granica między powagą tronu a karykaturą.
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia – coś, co dla cesarza i jego otoczenia wydawało się dostojne, dla zwykłego obywatela jego państwa było śmieszne; jeśli zaś władze miały przekonanie administrowania sprawnie działającą machiną, przeciętny poddany zrazu dostrzegał wyłomy w sieci przepisów i zasad. Biurokracja, w której pokładano nadzieje (o ile była skuteczna), stała się gwoździem do trumny cesarstwa.
Pieter M. Judson unika pułapek nieznośnej generalizacji i często zatrzymuje się na detalu. Nie znaczy to, że jego książka wolna jest od uproszczeń. Złożoność podjętego zagadnienia sprawia, że są one wręcz konieczne. Ale też amerykański badacz stara się zrozumieć całość przez pryzmat elementów tworzących państwo Habsburgów. Jasne, że nie unika przy tym omyłek. Dowodzi jednak, że zalety tego systemu przeważały nad wadami – to ciekawsze niż wytykanie błędów w obliczeniach czy ocenach poszczególnych zjawisk. Możemy się z tym nie zgadzać, ale nie możemy nie brać tej opinii pod uwagę. Zwłaszcza, że Judson ma sporo argumentów.
Wydaje się natomiast, że w swej książce nie pomija przy tym żadnego z ważniejszych elementów. Na rynku znajdziemy niezliczone monografie poświęcone tej tematyce i ukazujące aparat państwa oraz społeczeństwo w różnych kontekstach. „Imperium Habsburgów” Judsona to nie tylko odpowiednia pozycja, by rozpocząć zgłębianie wiedzy, ale również by dokonać jej reasumpcji. Nawet czytelnicy mający dość dobrą orientację w temacie będą usatysfakcjonowani. O to przecież chodzi w porządnej syntezie.