Pierwsza niepodległość – „Akt 5 listopada”
Wobec przedłużającej się wojny i wyczerpywania własnych rezerw, państwa centralne idą na ustępstwa i decydują się w listopadzie 1916 na ogłoszenie utworzenia z okupowanych ziem polskich Królestwa Polskiego. Powołane zostaje, pod niemieckim protektoratem, polskie przedstawicielstwo, do którego wchodzi także Józef Piłsudski. Legiony – jako część Polskiej Siły Zbrojnej (przyszłej armii nowo powołanego państwa) – zmuszone są zacieśniać współpracę z armią niemiecką.
Tadeusz Bąblewski (uczeń):
W pierwszych dniach listopada 1916 rozeszła się pogłoska, że obydwaj cesarze, niemiecki i austriacki, mają ogłosić jakiś ważny dokument w sprawie Polski. Po manifeście wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza byłby to drugi dokument o sprawach polskich. Choć wszyscy nie spodziewali się wiele po tym oświadczeniu, zainteresowanie było ogólne. Najżywiej dyskutowała na ten temat młodzież, wysuwając przypuszczenia o ogłoszeniu całkowitej niepodległości Polski, o włączeniu jej do zaboru austriackiego, o nowym, czwartym rozbiorze.
Warszawa
Stanisław Dzierzbicki (działacz społeczny):
Wśród sfer ziemiańskich, duchowieństwa i w ogóle znacznej części konserwatystów trzeba było dołożyć sporo starań, aby ich nakłonić do przyjęcia udziału w akcie proklamacji niepodległości Polski i przybycia w dniu 5 listopada na Zamek.
Do arcybiskupa [Aleksandra] Kakowskiego dwukrotnie musieliśmy jeździć z [Józefem] Brudzińskim w piątek 3 listopada i dopiero po przedstawieniu mu redakcji aktu zdołaliśmy go przekonać o potrzebie przybycia na Zamek. Jednak wszelkich innych objawów współudziału duchowieństwa, jak nabożeństwa, odśpiewania Te Deum lub bicia w dzwony, na co Niemcy bardzo nastawali, stanowczo odmówił.
Warszawa
Księżna Maria Lubomirska w dzienniku:
Dzień słoneczny, łagodny… Koło południa znaczny ruch w śródmieściu, tłum raczej zimny, nieufny, milczący. Ani jednego okrzyku na cześć [generał-gubernatora Hansa von] Be-selera, gdy tenże jechał do Zamku i z niego powracał. Gdzieniegdzie ponalepiane plakaty; z tychże najbardziej uderza napis: „Nie ma państwa bez wojska – nie ma wojska bez Piłsudskiego”.
Zdziś już o pierwszej był tu na śniadaniu, gdyż uroczystość w Zamku trwała niedługo. […] W pięknej kolumnowej sali generał-gubernator odczytał po niemiecku akt utworzenia samodzielnego Królestwa Polskiego, potem hrabia [Bogdan Hutten-]Czapski powtórzył tekst polski, niestety, fatalnie przetłumaczony.
Warszawa, 5 listopada
Hans von Beseler w odezwie do mieszkańców Generalnego Gubernatorstwa Warszawskiego:
Przejęci niezłomną ufnością w ostateczne zwycięstwo ich broni i życzeniem powodowani, by ziemie polskie przez waleczne ich wojska ciężkimi ofiarami rosyjskiemu panowaniu wydarte do szczęśliwej przywieść przyszłości, Jego Cesarska Mość Cesarz Niemiecki oraz Jego Cesarska i Królewska Mość Cesarz Austrii i Apostolski Król Węgier postanowili z ziem tych utworzyć państwo samodzielne z dziedziczną monarchią i konstytucyjnym ustrojem. Dokładniejsze oznaczenie granic Królestwa Polskiego zastrzega się. Nowe królestwo znajdzie w łączności z obu sprzymierzonymi mocarstwami rękojmię potrzebną do swobodnego sił swych rozwoju.
Warszawa, 5 listopada
Księżna Maria Lubomirska w dzienniku:
Okrzyk [Władysława] Studnickiego na cześć cesarza Wilhelma zagłuszono od razu rykiem: „Niech żyje niepodległa Polska!”. Następnie przemawiał dziękczynnie do Beselera rektor uniwersytetu, Brudziński. Zdziś nazwał jego mowę ładną, pełną miary i taktowną. Po nim Beseler rozszerzał znaczenie oficjalnego orędzia sprzymierzonych monarchów, lecz popsuł nastrój zbyt wyraźnym domaganiem się od nas wojska. Zakończył trzykrotnym okrzykiem na cześć Polski. Po czym pieśń Boże, coś Polskę zabrzmiała poważnym finałem. Na wieży strażnik odegrał hejnał – Niemcy na zamku wywiesili biało-amarantowe chorągwie!! Uderzyło Zdzisia, że na okrzyk: „Niech żyją Legiony!” – nikt nie odpowiedział.
[…] Nie czuję już entuzjazmu, tylko głębokie zastanowienie. Ochładza mnie bardzo do aktu nieokreślenie granic Polski, nawet od zachodu. Jednak szczerze żałuję, że nie mogłam być na Zamku.
Po śniadaniu przyszedł do nas Szeptycki, nowy brygadier Legionów, w miejsce Piłsudskiego, tego niebezpiecznego awanturnika, który porywa za sobą młodzież, który nie przebiera w środkach i pełen ambicji marzy o objęciu dyktatorstwa w Polsce na tle wojenno-socjalistycznym.
Warszawa, 5 listopada
Józef Dominik Kłoczowski (student Wyższej Szkoły Rolniczej):
Ulica mówiła: „Już my dobrze poczujemy na plecach tę niemiecką niepodległość”. Byłem na sumie, po czym powędrowałem gapić się na Krakowskie [Przedmieście]. Właśnie od Zamku rozjeżdżały się 4- i 6-konne karety i powozy pełne postrojonych generałów i jakichś widać wysoko postawionych cywilów. […]
Gapie na Krakowskim i na Nowym Świecie nie okazywali najmniejszego entuzjazmu, nikt nie zdjął czapki, nikt nie zawołał Niemcom nawet „Niech żyje Polska!”. Gadali ludzie raczej o tym, że konie i kareta Beselera zostały skradzione w Brukseli królowi Albertowi, że węgla na zimę mało, że drożyzna wzrasta, chleba kartkowego do ust nie można wziąć, a cała ta heca z niemiecką Polską jest tylko po to, aby młodych wziąć do wojska i może nawet kazać im się bić na Zachodzie!
Warszawa, 5 listopada
Powyższy tekst pochodzi z:
Stanisław Dzierzbicki:
Po obiedzie przez Nowy Świat, Aleję Jerozolimską, Marszałkowską przeciągały improwizowane naprędce pochody narodowe ze sztandarami i różnymi napisami. Nad wszystkim górowały: „Niech żyje Polska Niepodległa!”, „Niech żyje Wojsko Polskie!”, „Niech żyje wódz Piłsudski!”. Wszystko to jednak było dziełem młodzieży i niektórych grup społecznych, masy ludowe zachowywały się dość biernie, a nawet obojętnie. Bieda, a w szczególności brutalne stosowanie prawa o przymusie do pracy, bardzo ujemnie wpływa na nastrój u mas.
Warszawa, 5 listopada
Ks. Józef Rokoszny w dzienniku:
Odezwa wielka rozlepiona, gromada ludzi czyta: niepodległość – konstytucyjne państwo – dynastia dziedziczna – armia! Bierze mnie to silnie. Dwóch monarchów – dwóch zaborców – głosi publicznie wobec świata niepodległość Polski! […] Chaos wielu myśli i uczuć. Niemcy to dają, to wrogowie, szelmy; wszystko jedno, kto daje, ale rzecz wielka, konieczna; [Niemiec] daje, granic nie określa, pewno obetnie! Mniejsza o to – wyrzekł głośno ukryte w duszy naszej hasło! […] W ogóle silne odczucie, ale bez radości i zewnętrznych oznak. Na mieście ruch zwyczajny, niedzielny.
Radom, 5 listopada
Alfred Wysocki (pracownik administracji austriackiej):
Ustawiliśmy się wszyscy w półkole. Przy dźwiękach hymnu weszli generał-gubernator [Karl] Kuk i komisarz cywilny [Jerzy] Madeyski i zajęli miejsca na estradzie, przy której straż honorową pełnili oficerowie legionowi. Kuk odczytał najpierw po niemiecku deklarację cesarzy […]. Po odczytaniu tekstu po polsku przez Madeyskiego, gubernator odezwał się ku naszemu zdziwieniu dość poprawną polszczyzną: „Panowie, wznieśmy okrzyk za szczęśliwą przyszłość Królestwa Polskiego. Niech żyje Polska!”. Muzyka zagrała: „Jeszcze Polska nie zginęła!”. I niejeden z nas otarł nieznacznie łzę z oka.
Przedstawicieli społeczeństwa miejscowego było niewielu […]. Kuk dziwił się potem, że ziemian zebrało się tak mało, mówiąc, że panowie szlachta spoglądają widocznie w dalszym ciągu w stronę Petersburga, a nie wiedział nawet, ile zabiegów i próśb kosztowało nas zebranie tych kilkunastu osobistości.
Lublin, 5 listopada
Jan Dunin-Brzeziński (zastępca dowódcy 2 Pułku Ułanów Legionów):
Na ogromnym placu ćwiczeń w obozie ustawiły się całe Legiony, prócz kawalerii i artylerii. W pawilonie, w którym mieścił się prowizoryczny ołtarz, ukazał się brygadier Haller w otoczeniu delegacji armii niemieckiej i odczytał proklamację obu cesarzy. […] Widziałem wtedy starych oficerów, jak pułkownika [Wojciecha] Rogalskiego, płaczących, kiedy Te Deum zabrzmiało. My, wyrzuceni tak daleko, ta garstka polskich żołnierzy na placu ćwiczeń, otoczeni lasami, słyszeliśmy słowa manifestu, o którym w 1914 roku nikt nie śmiałby marzyć. „Wolna Niepodległa Polska”. Aż dech człowiekowi zapierało.
[…]
Momentalnie się w pułku uspokoiło, a w parę dni po proklamacji przyszło wezwanie od Piłsudskiego, by dymisje cofnąć.
Baranowicze
Tadeusz Bąblewski:
Już na drugi dzień po tym akcie na murach Warszawy pojawiły się napisy: „Nie ma Polski bez Krakowa, Poznania i Gdańska”. Niemiecka żandarmeria popędzała dozorców, aby te hasła usuwali. Po ich starciu jednak w innych miejscach ukazywały się nowe.
Warszawa
Theobald von Bethmann-Hollweg (kanclerz Cesarstwa Niemieckiego) w przemówieniu podczas tajnego posiedzenia komisji budżetowej Reichstagu:
Dla dobra kampanii wschodniej musieliśmy się zdecydować na grę polityczną. Proklamowanie Polski zapewni nam uległość Polaków, zapełni nam szczerby w pułkach, pozwoli na wprowadzenie nowych podatków, a wreszcie uprawni nas do rządzenia tym krajem. Bo tylko my będziemy rządzili stworzoną Polską, o innej formie nawet myśleć nie można. Tereny położone na wschód są naturalnymi terenami na przyszłą kolonizację, co z pomocą Bożą nam się udać musi.
[…] Prawdopodobnie koniec wojny zmieni kartę Europy na naszą korzyść, lecz terenów polskich żadną miarą Rosji oddać nie możemy. W Polsce musimy sobie zapewnić panowanie w tej lub w innej formie. Poważna część ludności zbliżona do nas językiem będzie kadrami pilnie pracującymi dla Niemiec. […]
Za mało znaczące i słabe uważam argumenty przeciw proklamowaniu Polski, iż „pod naszym bokiem powstanie państwo nowe”, do którego będą ciążyły różne elementy z naszej granicy wschodniej. Moi panowie, po tej strasznej wojnie będą mogły istnieć tylko państwa silne. Zależne od nas, maleńkie państwo polskie, o ile się utrzyma na karcie przy pertraktacjach pokojowych, będzie zawsze tak słabe, że mowy być nie może o jakiejś wybitniejszej roli. Wkrótce przyjdzie czas, że Polak zrozumie, iż dla niego pozostało tylko jedno: zostać obywatelem niemieckim z ducha i języka.
Berlin, 9 listopada
Maria Kasprowiczowa w dzienniku:
Polacy zdają sobie doskonale sprawę, że Niemcy zdobyły się na ten krok tylko dlatego, że mogą wyciągnąć z niego korzyść dla siebie. Zresztą nie ukrywają nawet swoich zamiarów: stworzenia nowych kadr wojskowych w Królestwie, żeby wzmocnić świeżymi siłami swoją topniejącą armię. Rzucają Polakom hasło: „Razem z Zachodem, z centralną Europą, przeciw Wschodowi – Rosji!”.
Lwów, 10 listopada
Powyższy tekst pochodzi z:
Janina z Fuldów Konarska w dzienniku:
Już są nowe ogłoszenia rozlepione – o „dobrowolnym wstępowaniu do mającego się tworzyć wojska polskiego”. Że te odezwy jednak podpisują Kuk i Beseler, więc można być pewnym, że nikt nie pójdzie i co wtedy zrobią? Pewno będzie przymus – i różne tragedie.
W gazetach pełno o sprawie polskiej. Dotąd naszą niepodległość uznają tylko Turcja i Bułgaria i – zdaje się – Szwecja. Inne mocarstwa urągają jej i utrzymują, że obowiązuje je jedynie odezwa Wielkiego Księcia Mikołaja (z początku wojny). […] Ciągle czekamy czegoś nowego, czegoś, co by potwierdziło tę naszą niepodległość.
Kluczewsko, 11 listopada
Księżna Maria Lubomirska w dzienniku:
Oto wychodzi dziś rozporządzenie oficjalne o utworzeniu Rady Stanu i sejmu w Królestwie Polskim. Na Beselera przechodzą atrybuty regenta, wypływające z załączonej ustawy, którą ułożył bez porozumienia się z władzami austriackimi – te gniew roznosi.
Atrybuty sejmu są śmiesznie małe i nie do przyjęcia. Najważniejsza sprawa, szkolnictwa, jest spod kompetencji sejmu wyłączona. Ten druk wart, by w ramki oprawić! Trudno o kubeł zimniejszej wody na ugaszenie germanofilskich zapałów. Czy Niemcy popadli w głupotę ludzi potępionych, czy też nas mają za skończonych durniów?
Przychodzi na myśl, że ogłoszona niepodległość jest tylko nęcącym wyrazem przykrywającym istotne dążności aneksyjne. Niemcy widocznie żadnych swobód dać nam nie chcą, tylko liczą, że stworzą rzekomy rząd polski, posłuszne narzędzie w ich rękach dla uformowania wojska.
Warszawa, 13 listopada
Jan Dąbrowski (publicysta, historyk) w dzienniku:
Socjaliści robią Piłsudskiemu niesłychaną reklamę. Rozbujali ulicę. Odbyło się w teatrze szereg przedstawień na uczczenie niepodległości Polski, chodził na nie Piłsudski, a choć go i nie było, krzyczano ciągle: „Niech żyje Piłsudski!”, porównując go z Kościuszką.
[…] Niepodobna dziś wymówić nigdzie jego nazwiska, by histeryczne baby z Ligi Kobiet nie krzyczały: „Wodzu! – Niech żyje!”. Wprost ubóstwiają go. W ogóle działalność Ligi Kobiet wystawia kobietom bardzo złe świadectwo zdolności politycznych. Po prostu są w Piłsudskim zakochane czy co; niepodobna powiedzieć słowa krytyki o nim, żeby nie zyskać nazwy wroga ojczyzny. Gdy jedna z pań (Moszczeńska) powiedziała na posiedzeniu w Piotrkowie, że Piłsudski może się przecież mylić, jak każdy człowiek, omal jej nie obito.
Tymczasem faktem jest, że to może dobry żołnierz, ale kiepski polityk, który dostawszy dymisję, przez swych ludzi dążył do rozbicia Legionów, co się nie udało dzięki oporowi NKN-u oraz dzielnych oficerów, jak Januszajtis, Haller i Sikorski. Mimo że nie było środka i blagi, których by socjaliści nie użyli w tej sprawie.
Kraków, 14 listopada
Stanisław Dzierzbicki:
Ukazały się na rogach ulic plakaty o werbunku i tworzeniu Armii Polskiej – z wyraźnym zaznaczeniem, że w ciągu wojny państwa centralne zatrzymują całość rządów kraju w swoim ręku. […] Było to wprost wyzwanie społeczeństwa. W odpowiedzi zostało rzucone hasło, że do czasu utworzenia rządu polskiego nikt się nie powinien zapisywać do wojska. Ponieważ hasło to potwierdził i Piłsudski, stojący faktycznie na czele Polskiej Organizacji Wojskowej […], więc pan Beseler miał sposobność wkrótce przekonać się, że – pomimo użycia do werbunku pułkownika Sikorskiego i Legionów (co znowu było powodem najzajadliwszych napaści na płk. Sikorskiego) – czeka go zupełne fiasko.
Warszawa
Wacław Sieroszewski (działacz niepodległościowy, legionista) w liście otwartym do Władysława Sikorskiego:
Wiedziałeś Pan, że większość Narodu nie chce i nie uzna wojska innego, jak powołanego przez Rząd własny; wiedziałeś Pan, że tylko takie powołanie wzbudzi entuzjazm i ofiarność niezbędną dla stworzenia dużej armii ochotniczej; wiedziałeś Pan to wszystko, a mimo to podjąłeś się prowadzić werbunek, rozesłałeś [polecenia] nawet do oficerów werbunkowych, nie czekając rozkazu Rządu polskiego […].
Po cóż Pan to czyni? Kto prócz Pana odniesie korzyść z podobnego obrotu rzeczy?
Nie Polska, bo ona chce wojska powołanego przez Rząd własny. Nie państwa centralne, gdyż te potrzebują wojska życzliwego im, licznego i bitnego, a takiego Pański werbunek im nie dostarczy…
Jedynie więc dla tych ciemnych mocy, które nie pogodziły się z wolnością naszą jako z koniecznością historyczną, robisz Pan ze świetnego dzieła tworzenia Armii Polskiej bolesną komedię, może mającą stać się podnóżkiem dalszego Pańskiego awansu.
Warszawa, 24 listopada
Księżna Maria Lubomirska w dzienniku:
Sikorski jest obecnie przedmiotem licznych napaści, nawet wielkie plakaty czerwonymi literami drukowane po rogach ulic nazywają go „sługusem niemieckim”. Precz z Sikorskim, niech żyje Piłsudski i armia polska! Sikorski uosabia Legiony przy Austrii, teraz na służbie niemieckiej będące – zaś Piłsudski, maksymalista, wyobraziciel armii polskiej niezależnej, człek wielkiej idei, o konspiracyjnej przeszłości, staje się postacią legendarną, orlą polską chorągwią, skupiającą na przyszły bój. Proporcem targa szum krzyżujących się wichrów, raczej nizinnych.
Warszawa, 30 listopada
Powyższy tekst pochodzi z:
Maria Dąbrowska w dzienniku:
Balkon Piłsudskiego w hotelu „Victoria” ubrany w sztandary i dywany. Wkrótce ukazało się na koniach kilku oficerów austriackich z generałem [Wiktorem] Grzesickim na czele. Przyjęci jak zwykle bardzo zimno – oficjalna komenda Legionów. […] Na balkon „Victorii” teraz wyszedł Piłsudski. Oficerowie salutują. Za nimi oddają honory wojskowe Piłsudskiemu wszystkie kompanie [6.] pułku, przechodzące mimo. Wznoszą się okrzyki. Treści ich nie mogę dosłyszeć. Są słabe, powtarzają je garstki. Na chłopców sypią się kwiaty. Widok żołnierzy tego pułku był wzruszający. Nie wyobrażałam sobie, że to wszystko jest aż tak młode. Po prostu trudno uwierzyć, że na tych to barkach chłopięcych spoczywały tak długo te niesłychane zadania wojenne, jakie spełniali. Twarz wąsatą rzadko się widzi w szeregach. Chłopcy mieli wygląd zmęczony. […]
O dwunastej spotkałam doktorową Staniszewską, która powiedziała mi, że Brygadier Piłsudski będzie u nich o szóstej na podwieczorku. Zostałam zaproszona, ku wielkiej mojej radości, choć z początku wahałam się, czy należy mi przyjść. […] Komendant Piłsudski przyszedł punktualnie o szóstej, kiedy jeszcze było ledwo parę osób z zaproszonych. […] W pierwszej chwili nastrój był, jak zwykle w takich wypadkach, odrobinę ceremonialny. Piłsudski ubrany był okropnie, w swojej – zresztą przemiłej – szarej kurtce, ale do tego wdział czarne, długie austriackie spodnie wizytowe. Z tym wszystkim pełny czaru w sposobie bycia, pełen imponującego piękna, ze swą głową kamienną i niezwykłą. […]
Około siódmej dzwonek, wpada ob. Zygmunt Narski z POW (sierżant), maleńki z tymi płonącymi oczyma, zabawnie miły w swoim sportowym ubraniu. Wypręża się służbiście przed Komendantem i melduje posłusznie, że organizacje robotnicze idą oddać hołd. […] Tłum był imponujący, tak że caluteńka ulica od rogu Kołłątaja do rogu Gubernatorskiej szczelnie zapchana głowa przy głowie. […] Piłsudski nałożył czapkę i przeszedł do przedpokoju, chciał wyjść na ulicę, potem znów wrócił. Ktoś wołał: „Otworzyć okno”, a tam już krzyki: „Niech żyje Piłsudski!”. […] Ktoś zawołał: „Komendant”, a tłumem zebranych wstrząsnął okrzyk, jakiego jeszcze nigdy nie słyszałam. Komendant wychylił się oknem i kłaniał się (mieszkanie na parterze). Powiedział tylko: „Dziękuję, moi państwo, dziękuję. Nie będę mówić”.
Widok był teatralny. Tłum pod oknem rozkołysany, nad tym zaś w ciemnościach wieczoru łopocące sztandary, a tu wewnątrz jasnego salonu stoliki z ciastkami i winem, panie, panowie w czerni, dwóch wojskowych. Wszyscy cisną się do okna i Komendanta. […] Potem podszedł do okna obywatel „Szymon”, czyli [Wacław] Fabierkiewicz, który mówił od PPS. […] Przemówił krótko w te mniej więcej słowa: „W imieniu klasy robotniczej Lublina oświadczamy ci, Komendancie, że ufność nasza w Tobie. Tam gdzie nas poprowadzisz, pójdziemy z wiarą, że Twoja droga wiedzie do niepodległej ojczyzny”. Potem wzniósł znów okrzyki, które manifestanci powtórzyli z nieopisanym zapałem, tak że po prostu szyby drżały. Piłsudski znowu powiedział: „Dziękuję, dziękuję bardzo”. […] Po mowie Fabierkiewicza pochód ruszył pod pomnik Unii, śpiewając „Jeszcze Polska nie zginęła”. Okna zamknięto, ale rolet nie spuszczano jeszcze, tak że dzieci cisnęły się do szyb, patrząc na Komendanta.
Lublin, 28 listopada
Władysław Sieroszewski (uczeń):
Bezpośrednim następstwem Aktu 5 listopada […] było uroczyste wkroczenie Legionów do stolicy – 1 grudnia 1916. Niemcy jednak nie dopuścili, aby wkroczyła I Brygada […]. W defiladzie wzięła więc udział II Brygada, prowadzona przez płk. Szeptyckiego […]. Legiony wkroczyły od Pragi przez most Poniatowskiego, Nowy Świat i Krakowskie Przedmieście na plac Saski, gdzie przyjmował defiladę Beseler, jako nominalny dowódca Armii Polskiej. Ulice zalegały tłumy publiczności, głównie robotników i młodzieży. Większość społeczeństwa zachowała jednak rezerwę. Najczęściej słyszało się okrzyki: „Niech żyje wojsko polskie!”, „Niech żyje Piłsudski!”. Z rzadka podejmowane przez nielicznych germanofilów z Klubu Państwowców Polskich okrzyki na cześć monarchów padały w głuchą ciszę.
Warszawa, 1 grudnia
Powyższy tekst pochodzi z:
Stefan Krzywoszewski (dziennikarz):
Ranek był chłodny i wilgotny, niebo szare. W błotnistej Alei Jerozolimskiej panował ruch więcej ożywiony niż zwykle. Z kilku balkonów powiewały chorągwie o barwach narodowych. […] Warszawa po raz pierwszy miała ujrzeć w swych murach Legiony. […] Zaszczyt wkroczenia do stolicy przyznano II Brygadzie. Wysadzono ją na Dworcu Kaliskim. Tam witał gen. Szeptycki, w otoczeniu pułkowników Berbeckiego, Januszajtisa, Zielińskiego i Hallera oraz rotmistrzów Beliny i Ostoi.
Żołnierze byli zwarzeni, oficerowie – chmurni, publiczność – zdezorientowana. Wszystkich trawiła gorycz. Legiony wchodziły do Warszawy, a ich twórca zamknął się gdzieś pod miastem w czterech ścianach, by na to widowisko nie patrzeć.
Warszawa, 1 grudnia
Księżna Maria Lubomirska w dzienniku:
Najpierw szła kawaleria – Szeptycki na czele na pięknym koniu, z pękiem chryzantem w ręku. Mimo woli przypomniały mi się sierpniowe (1914) potężne rosyjskie pułki zdobne w gladiolusy [mieczyki] od polskich niewiast… Malownicze czerwone wyłogi ułańskie wskrzeszały jakieś sny o Napoleonie – o dawnej sławie. Coś chwytało za gardło i oczy przesłaniało chmurą. Czyli to przeszłość zmartwychwstaje i błyska, aby znów zgasnąć; czyli to zwiastuny wolności, ci nasi spod innego znaku, niegdyś tak potępiani?
Za tupotem kopyt końskich po bruku, za kapelą wojskową sunie piechota, mizerne twarze, oblicza niemal dziecięce, za wcześnie dymem ogorzałe – młodzieńcy przeważnie z inteligencji, a nie z chłopa, małego wzrostu, niedokarmieni, umęczeni w boju, obszarpani, bliznami pokryci, biedni… Duch ino, a ciała brak, ale duch, który uniesiony wielką nadzieją, tam umie zwyciężać, kędy twardy, wyćwiczony Niemiec placu nie dotrzyma.
Warszawa, 1 grudnia
Stanisław Dzierzbicki:
Okrzyk: „Niech żyje Piłsudski!” – górował wszędzie ponad okrzykiem: „Niech żyje armia, niech żyje Niepodległa Polska!”. Okrzyki wznosiła przeważnie młodzież, publiczność zachowywała się względnie obojętnie, a nawet spośród sfer ludowych i robotniczych dawały się słyszeć okrzyki: „Niech wróci to, co było!”.
Na ulicach pełno było rozlepionych plakatów nazywających Sikorskiego sługusem niemieckim – za to, że – spełniając otrzymany rozkaz wojskowy – rozesłał legionistów na punkty werbunkowe, notabene zastrzegając im poufnie, aby nie popierali czynnie wer-bunku, dopóki rząd polski czy też Rada Stanu nie wyda odpowiedniego rozkazu.
Warszawa, 1 grudnia