Philip C. Almond – „Diabeł. Nowa biografia” – recenzja i ocena
Ciśnie się na usta, by rozpocząć recenzję biografii Diabła od stwierdzenia, że postać ta fascynuje i rozpala wyobraźnię – stwierdzenie to prawdziwe, ale jednocześnie trywialne. Każdy z nas ma wyobrażenie króla piekieł ukształtowane głównie przez tradycje religijne, ale wraz z rozwojem branży rozrywkowej diabeł zmienia barwy, będąc, jeżeli nie dobrym, to przynajmniej pomocnym (serial „Lucyfer”).
Bez wątpienie pozostaje on stałym elementem kultury chrześcijańskiej, uosobieniem wszystkiego co złe i straszakiem przed wieczną karą. Cieniowanie postaci Lucyfera wpływa także na obraz jego pomocników, stąd kanały telewizyjne oraz karty wielu książek pełne są dobrych wilkołaków, pomocnych czarownic i (najbardziej obecnie eksploatowany wątek) wampira „wegetarianina”. „Udomowione” zło stało się produktem, który dobrze się sprzedaje.
Philip C. Almond, australijski historyk, nie idzie jednak tropem popkulturowych klisz i remiksów. Sięgając do źródeł stara się odtworzyć losy Diabła w kulturze chrześcijańskiej od czasów przed Chrystusem do wieku XVIII powołując się przy tym na teksty biblijne, apokryficzne, filozoficzne, teologiczne, a także przedstawienia w sztuce. Postać ta intrygowała ojców kościoła (św. Augustyna, św. Tomasza z Akwinu), filozofów (Thomas More, Thomas Hobbes), ale także koronowane głowy (Jakub I, król Anglii). Już w X wieku Antychryst (wysłannik Diabła) doczekał się swojej „biografii”, a czarownice zaczarowały wyobraźnię Europejczyków na całe stulecia, co skończyło się źle dla setek kobiet.
Diabeł w pracy Almonda, to tak naprawdę zlepek przesądów, lęków i różnych interpretacji zła. Kluczowym jest tutaj ten drugi element – strach przed tym co nieznane. Lucyfer, jako negatyw Najwyższego, rozszerza swój repertuar niecnych uczynków i cech wraz z próbami skonkretyzowania idei Boga. Skoro ten jest oazą dobra, drugi musi być siedliskiem zła i wszystkiego co z nim związane. Stąd, to co uważano za złe, na przestrzeni wieku się zmieniało, a Diabeł zyskiwał nowych popleczników i nowe domeny swych rządów. Angeologia i demonologia wspierały się i przenikały nieustannie.
Nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, jeżeli wspomnę, że Diabła opisywano w kategoriach, które jednoznacznie dzieliły świat na „my” i „oni”. Dwubiegunowy podział rzeczywistości był równie kuszący, co rozkosze oferowane przez Księcia Piekieł. Diabłami byli więc i Żydzi i Czarni, muzułmanie i papież, kalwini i luteranie. Dodajmy do tego kobiety, których niższa pozycja społeczna wpływała na fakt, że nie mogły być z nim utożsamiane, ale mogły być jego najbardziej oddanymi sługami. Co ciekawe, Diabeł, jako znający prawa natury i wykorzystujący je, nie mógł być homoseksualistą (co miałoby być z nią sprzeczne). Gdyby nie ten jeden wyjątek dostalibyśmy obraz diabła wypełniony cechami grup dyskryminowanych także współcześnie. Strach przed innością był tutaj największą pożywką.
Zastrzeżenia w pracy Almonda wzbudza nieopatrzone odpowiednimi komentarzami cytowanie. Stąd możemy odnieść wrażenie, że przywoływane relacje z różnych epok są zgodne ze stanem obecnej wiedzy. Przykładowo opis Konstantyna Wielkiego stwierdzający, że był on chrześcijaninem – jest prawdą, ale gdy uświadomimy sobie, że chrzest przyjął na krótko przed śmiercią, wiedząc, że umrze, to jego nawrócenie wygląda bardziej na próbę zabezpieczenia się „na w razie co”, niż dogłębną przemianę. Tutaj dochodzimy do sprawy czysto technicznej, czyli umiejscowienia przypisów na końcu rozdziałów – nie ułatwia to czytania, a niektórzy najzwyczajniej je pominą.
Philip C. Almond kreśli obraz Diabła utkany z lęków, przesądów i wyobrażeń. Choć nie miały one wiele wspólnego z rzeczywistością wpływały na życie milionów ludzi, często prowadząc do sal tortur lub bezpośrednio na stos. W tym wymiarze Diabeł odegrał realną i znaczącą rolę w dziejach świata. Szczegóły przedstawień różnią się w zależności od szerokości geograficznej, jednak główne procesy zachodziły według utartego scenariusza. Paradoksalnie strach przed Diabłem i czarownicami odbił się nie tylko na życiu ludzi, ale także zwierząt. Tutaj ciekawostka – populacja czarnych kotów w Europie (uważanych za familiary) drastycznie spadła w okresie polowań na czarownice prowadząc niemal do całkowitego wyeliminowania genu odpowiedzialnego za takie umaszczenie.
Książka Almonda to ciekawa lektura, choć nagromadzenie nazwisk autorów, cytatów i różnych interpretacji postaci Lucyfera może niektórych przyprawić o zawrót głowy. Pracę należy czytać z uwagą i krytycyzmem, ale nie powinno to odstraszyć demonologów, historyków religii i hobbystów zainteresowanych tematem.