Paweł Korzeniowski – „Gallipoli 1915–1916” – recenzja i ocena
Paweł Korzeniowski – „Gallipoli 1915–1916” – recenzja i ocena
Recenzowana pozycja to przygotowana do wymagań serii popularnonaukowej pracy autora dotyczącej Kampanii Dardanelskiej 1915 roku. Nie znaczy to, że jest ona z tego powodu ułomna – wprost przeciwnie. Dzięki swego rodzaju syntezie oraz uproszczeniu, a także skupieniu się na militarnych aspektach tematu, autor stworzył z jednej strony syntetyczne, ale jednak wyczerpujące opracowanie.
Choć na potrzeby serii aparat naukowy pracy został ograniczony do minimum, nie oznacza to, że książka jest kompilacją kilku opracowań. Korzeniowski we wcześniejszej wersji (tej bardziej naukowej i obszerniejszej) dokonał istnie syzyfowej pracy opartej na źródłach, oczywiście głównie brytyjskich, lecz nie zlekceważył też francuskich dokumentów. Z przyczyn oczywistych dokumenty tureckie nie zostały tak dokładnie przebadane, jednak wersja turecka jest ratowana przy pomocy dużej liczby solidnych opracowań. Niemniej „Gallipoli 1915–1916” to przede wszystkim opowieść z brytyjskiego punktu widzenia.
Układ pracy nie odbiega od HaBekowskiej tradycji. Należy jednak przyjrzeć się zawartości poszczególnych rozdziałów. Okoliczności, które doprowadziły do kampanii, plany czy nadzieje z nią związane zostały przedstawione jasno i wyczerpująco. Jednak opis wojsk (co jest istotnym elementem każdego HaBeka) to pozostawił mi spory niedosyt. Oczywiście można spotkać wiele opisów wojsk brytyjskich i francuskich w licznych opracowaniach (w tym i HaBekach) jednak opisy były moim zdaniem zbyt ogólne, zwłaszcza jeśli chodzi o uzbrojenie. Nie ukrywam, że nieco zawiodłem się mimo wszystko przedstawieniem „telegraficznym skrótem” wojsk osmańskich. Nie jest to wyczerpany temat w polskiej historiografii i w tym przypadku można było poświęcić mu więcej miejsca.
Żałuję też braku lepszego przedstawienia wojsk australijskich i nowozelandzkich. Choć autor rozprawia się z licznymi legendami dotyczącymi żołnierzy z Antypodów, to jednak walki na Gallipoli były debiutem, a nawet narodzinami sił zbrojnych Australii i Nowej Zelandii. Nie stanowiły one trzonu sił ekspedycyjnych, ale wypadało poświęcić im więcej miejsca. W pierwotniej wersji pracy tak było, lecz w „Gallipoli 1915–1916” poświęcono im za mało miejsca.
Brakowało mi również szerszego przedstawienia sylwetek głównych dowódców, co pozwoliłoby zrozumieć ich decyzje czy postępowanie. Ze strony tureckiej na tym tle pozytywnie wybija się postać płk. Mustafy Kemala Paszy, jednak to przykład jednostkowy.
Z książki czytelnik dowie się, jak krok po kroku przebiegała operacja od samego, niefortunnego początku. Autor dokładnie punktuje błędy w założeniach oraz sam sens operacji. Widzimy zatem myślenie dość XIX-wiecznie, rzekłbym: kolonialne u Winstona Churchilla, wierzącego w siłę tradycyjnej brytyjskiej „polityki kanonierek” (w tym przypadku pancerników) w starciu z „nie białym” krajem. Od początku okazuje się, że jest to niemożliwe. Podobnie jak założenia, że uderzenie na cieśniny czarnomorskie pozwoli przełamać impas poprzez likwidację udziału Imperium Osmańskiego.
Wnioski autora są okrutne i brutalne dla autorów planu kampanii dardanelskiej. Korzeniowski metodycznie i bezwzględnie punktuje wszystkie błędy brytyjskie. W opisie o wiele lepiej wypadają Francuzi, którzy mimo mniejszego udziału poważnie potraktowali całą sprawę. Opisywane bohaterstwo żołnierzy, błędy a momentami i indolencja dowództwa brytyjskiego to ostateczny dowód na to, że ta operacja, pomimo nowatorskiego jak na owe czasy logistycznego przygotowania, nie miała szans (chodzi o koncepcję, nie o ostateczne wykonanie).
Korzeniowski podkreśla, że była również daremna i oparta na pobożnym życzeniu. Osobiście nie jestem aż tak do końca do tego przekonany. To prawda, że armii niemieckiej kręgosłup przetrąciły dopiero zabójcze zmagania nad Sommą w 1916 roku, ale w momencie wychodzenia aliantów na tyły państw centralnych od południa (to słynne bałkańskie miękkie podbrzusze, z którego Churchill nie zrezygnował w czasie II wojny światowej). Zmusiłoby Niemcy i Austro-Węgry do przerzucenia „skądś” wojsk na nowo powstający front. Może z Zachodu, może ze Wschodu..? Ale czy byłoby to możliwe – nie wiadomo bo jak pokazał Paweł Korzeniowski – tak przeprowadzona przez Brytyjczyków kampania nie miała prawa się udać.