Paul French – „Północ w Pekinie” – recenzja i ocena
Przeczytaj fragment tej książki
Podobno Sun Yat-Sen, pytany przez szefa swojej ochrony, Żyda o przydomku „dwurewolwerowy Cohen”, o to, jak wyobraża sobie Chiny, odpowiadał: Chcę Chin, w których nie będzie potrzeby zamykania w nocy bramy . Nieziszczone marzenie doktor Sun zabrał do grobu. W 1928 roku T.V. Soong, minister finansów w rządzie Kuomintangu, a prywatnie – szwagier Czang Kaj-Szeka, podawał, iż w Chinach działają 84 niezależne armie warlordów, 18 dywizji i 21 brygad, nie zawsze posiadających polityczny program, wymykających się jednak jurysdykcji rządu. A słowa te wypowiadał kilka lat po tym, jak Czang rozgromił generała Wu Pej-Fu i innych „panów wojny” środkowych i północnych Chin, inicjując jednocześnie rozprawę z komunistami. Jeżeli dodać do tego wszechobecny bandytyzm i panoszących się po kraju cudzoziemców o nie zawsze czystej reputacji, otrzymamy obraz niepewności jutra – wierną podobiznę padliny w stanie rozkładu, oczekującej rozszarpania przez japońskiego drapieżnika.
Czy autor „Północy w Pekinie” wiernie portretuje realia Państwa Środka lat 30.? Tak, ale ogranicza swoją panoramę do Pekinu, Tiencinu czy Szanghaju, oszczędnie tylko wzmiankując o obszarach prowincji. Sam Pekin, któremu oszczędzono losu Nankinu, sportretowany został nad wyraz sugestywnie. Dystyngowana Dzielnica Poselstw, pełen hałaśliwego zgiełku Rynek Tatarski, niekończące się labirynty hutongów zamieszkałych przez chińską biedotę, wreszcie – wypełnione zamtuzami i spelunami Dzikie Ziemie składają się na obraz miasta, które w obliczu nadchodzących zmian niczego w swoich zasadach i stylu życia nie zmienia. Środowisko cudzoziemców tworzą nie tylko dyplomaci i bogaci przedsiębiorcy, ale i masy o niskim statusie, którym ton nadają Biali Rosjanie – uciekinierzy przed bolszewicką szarańczą, wespół z Koreańczykami zaopatrujący miasto w prostytutki, opium i heroinę. Miasto, w którym ginie niewinność, staje się miejscem śmierci Pameli Werner.
Zobacz też:
E.T.C. Werner to postać ojca kochającego i cierpiącego. Po umorzeniu śledztwa przez chińskich i brytyjskich śledczych, wydaje oszczędności życia na zorganizowanie siatki informatorów, dzięki którym punkt po punkcie odtwarza przerażającą sekwencję ostatnich godzin życia córki. Śledztwo prowadzi już pod japońską okupacją, kontynuując wysiłki aż do ataku na Pearl Harbor. Kolejne lata dla bliskiego osiemdziesiątki starca to pobyt w japońskim obozie koncentracyjnym i możliwość obserwacji komunistycznej rewolucji. Czy udało mu się dopaść i wymierzyć sprawiedliwość mordercom córki? Odpowiedzi udzieli lektura książki.
„Północ w Pekinie” to auktorialna powieść historyczna. Narrator kontynuuje przed czytelnikiem swoją opowieść, bardzo rzadko uciekając się do dialogów. W całej powieści jest ich raptem kilka i składają się z samych lakonicznych wypowiedzi. Może to być drażniące dla czytelnika przyzwyczajonego do zawiązywania akcji poprzez dialogi postaci. Wydaje się, że French świadomie przyjął taką konwencję, chcąc w pełni powtórzyć wszystko, czego dowiedział się, studiując notatki Wernera i rozmawiając w Pekinie z bardzo już nielicznymi świadkami tamtych wydarzeń. Narracja, choć żywa i poparta solidną znajomością świata opisanego, nie porywa. Wydaje się, że autor, podobnie jak wielu pisarzy powieści historycznych przed nim, stanął wobec dylematu: bezwzględna wierność faktografii czy, tu i ówdzie, retusz w celu budowania napięcia i oczarowania czytelnika. Być może French podpisałby się pod słowami Józefa Mackiewicza, iż „tylko prawda jest ciekawa”. Ważne jest jednak także to, jak tę prawdę się przedstawi. Powieści, która wpisuje się w konwencję sprawozdania, nie czytałem jednym tchem, mimo iż główny wątek oraz świat przedstawiony rysowały się interesująco. Tutaj jednak wkraczamy już w subiektywne odczucia recenzenta, który doskonale zdaje sobie sprawę, że inny czytelnik może mieć po lekturze „Północy w Pekinie” diametralnie różne spostrzeżenia.
Książka broni się przed zarzutem nadmiernego epatowania wątkami politycznymi, których skądinąd jest niedużo. Wiele czasu autor poświęcił natomiast rekonstrukcji całego tła, rozkładając na czynniki pierwsze wielonarodową społeczność Pekinu. Z tego punktu widzenia, „Północ w Pekinie” ma dla odbiorcy legitymującego się jedynie podręcznikową wiedzą o dwudziestowiecznych Chinach niezaprzeczalny walor poznawczy. Ucierpiały na tym kreacje postaci, które, wyraźnie już z braku miejsca, nie doczekały się obszerniejszych studiów swoich osobowości. Stąd wrażenie, że French, kiedy wyjawiał nam fascynujące tajemnice Pekinu pod lichą władzą Kuomintangu, nie powiedział zbyt wiele o samej Pameli ani jej ojcu. Obszernie scharakteryzował ich zajęcia i pasje, ogólnikowo jednak przedstawił to, jakimi byli ludźmi.
„Północ w Pekinie” Paula Frencha to pozycja, w której coś dla siebie odnajdą i zawodowi historycy, i pasjonaci powieści historycznych, i miłośnicy kryminałów. Należy docenić wysiłek autora, który przekopał się przez materiały skazane na zapomnienie w głębi państwowych archiwów. W każdym kraju kryją one rezerwuar inspiracji dla autorów powieści historycznych, dostarczając autentycznych historii, jakich wyobraźnia pisarza zapewne by nie podpowiedziała. Powieści takie jak „Północ w Pekinie” będą zatem pisane tak długo, jak ludzie będą chcieli czytać o takich jak oni jednostkach, tyle że uwikłanych w nieubłagane tryby dziejowych przełomów.
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska