Patriotyzm piłkarski

opublikowano: 2012-06-12, 09:34
wolna licencja
Z polskim patriotyzmem jest jak z filmami o sanacji z „Misia” Stanisława Barei – zrobiono już ich tyle, że teoretycznie każdy wie, o co chodzi. Wystarczy jednak przejść się w czasie trwającego Euro 2012 po ulicach polskich miast, aby stwierdzić, że tak naprawdę nie wiemy nic.
reklama

Każda rozmowa o patriotyzmie to dziś wysyp utartych sloganów. Kiedy widzę dyżurnego eksperta – najpewniej jakiegoś socjologa lub innego Zbyszka Hołdysa – mogę być pewien, co usłyszę. Że patriotyzm to płacenie podatków, że dbanie o czystość chodników, że polska flaga, że ofiary itd. Czasem nie potrzebuję nawet eksperta, wystarczy że poczytam swoje teksty – zarówno te opublikowane, jak i pozostałe w „zakurzonych” katalogach komputerowych.

O patriotyzmie wiemy już wszystko. Nie ma 11 listopada i 3 maja bez rozważań sędziwych mądrali, z których każdy o tym zjawisku ma wiele do powiedzenia. Nawet politycy prześcigają się w tym, kto jest bardziej patriotyczny, a w związku z tym, kto bardziej zasługuje na nasze uznanie. Biorę do rąk ulotki wyborcze, a tam – zamiast programów – dziadek w legionach Piłsudskiego (tak przynajmniej napisane, bo mundur jakby rosyjski), ojciec w Powstaniu Warszawskim. Ostatnim krzykiem mody jest też druga konspiracja, w ostateczności „Solidarność”, ale ta bardziej radykalna. Prześciganie się w genetycznych uwarunkowaniach patriotyzmu może się już tylko równać z dowodzeniem szczególnych kontaktów z niebiosami za pomocą zdjęć z papieżem, oczywiście wyłącznie z naszym!! Polskim!!

Nad patriotyzmem załamują też ręce historycy, wypominając, że oto znowu mamy pokolenie, któremu polityki zagranicznej i wewnętrznej Kazimierza Wielkiego, jak wbić się do głów nie dało, tak dalej się nie da. Pewnie w związku z tym potrzebne są kolejne zajęcia z historii, albo nawet cały patriotyzujący kurs historyczny, po którym nawet tajemnice alkowy naszych władców będą recytowane przez młodych patriotów po obudzeniu z najgłębszego nawet sen.

Stadion Narodowy w Warszawie (fot. Przemysław Jahr, domena publiczna)

Siedzę więc nakarmiony mitami o tym, jak wychowywano wspaniałe „pokolenie Kolumbów”, jak II RP wystawiała kolejne zastępy nieustraszonych patriotów, którzy historię mieli w jednym palcu, siedzę z poczuciem wstydu, że nie będę miał może okazji przelać krwi, a nad moim grobem nie odbędzie się nigdy apelu poległych. Wyrastam w poczuciu niechęci do siebie, że ciągle nie jestem takim patriotą, o jakim mówi pan i pani z telewizji, biadolący nad tym, że znów 11 listopada nie poszliśmy cieszyć się z niepodległości, babrząc się w kałużach.

Są jednak dni, w których zrzucam z siebie to przytłaczające poczucie winy. Wychodzę z domu i zmierzając do narzeczonej widzę bloki przystrojone biało-czerwonymi barwami, samochody z łopoczącymi flagami i ludzi, którzy bez wstydu eksponują orła w koronie na spranych nieco koszulkach. Zadziwia mnie przy tym, że do takich gestów skłania ich nie kolejna rocznica chwalebnej klęski, bądź skomplikowanego zwycięstwa, lecz dwudziestu trzech kopaczy, którym Bundesliga nie straszna, ale zasłonięty dach na Narodowym już tak.

Nie wiem czy ten akt zbiorowej ekscytacji występem „Orłów Smudy” nazwać patriotyzmem. Boje się używać słowa, które może nieadekwatnie opiszę to co widzę. Wiem jednak jedno – niezależnie od tego, co powiedzą mądre gadające głowy, z naszym poczuciem wspólnoty nie jest wcale tak źle. Może faktycznie lepiej powinniśmy znać historię, może z większym zaangażowaniem podchodzić do wypełniania naszych obywatelskich obowiązków i na co dzień świecić przykładem, nie wierzę jednak, że ktoś paradowałby z orłem na piersi czy wywieszał flagę, jeśli w zakamarkach jego duszy nie byłoby choć odrobiny patriotyzmu. Nie tego znanego z bogoojczyźnianych obrazów czy idealistycznych przykładów z przeszłości, ale wynikającego z normalnego, zdrowego poczucia wspólnoty.

Tylko dlaczego teraz – zapyta uważny obserwator. Bo może łatwiej zgromadzić się wokół prostoty sportu niż dookoła rocznic, z których i tak nikt nic nie rozumie. Dużo prościej świętować, jeśli odczuwamy emocje, niż sztucznie budować atmosferę zadumy nad rzeczami, które w żaden sposób nas nie dotyczą. I dopóki tego się nie zrozumie, wszelkie dyskusje o patriotyzmie są bezsensowne, bo zawsze doprowadzą do takich samych pesymistycznych wniosków.

reklama
Komentarze
o autorze
Sebastian Adamkiewicz
Publicysta portalu „Histmag.org”, doktor nauk humanistycznych, asystent w dziale historycznym Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, współpracownik Dziecięcego Uniwersytetu Ciekawej Historii współzałożyciel i członek zarządu Fundacji Nauk Humanistycznych. Zajmuje się badaniem dziejów staropolskiego parlamentaryzmu oraz kultury i życia elit politycznych w XVI wieku. Interesuje się również zagadnieniami związanymi z dydaktyką historii, miejscem „przeszłości” w życiu społecznym, kulturze i polityce oraz dziejami propagandy. Miłośnik literatury faktu, podróży i dobrego dominikańskiego kaznodziejstwa. Współpracuje - lub współpracował - z portalem onet.pl, czasdzieci.pl, novinka.pl, miesięcznikiem "Uważam Rze Historia".

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone