Paradoksy pamięci, czyli rzecz o powstaniu wielkopolskim

opublikowano: 2014-01-10, 19:27
wolna licencja
W minioną sobotę na Jasnej Górze odbyła się VI Ogólnopolska Patriotyczna Pielgrzymka Kibiców. W płomiennej homilii ks. Jarosław Wąsowicz wiele mówił o patriotyzmie, symbolach narodowych i bohaterstwie powstańców, dokładnie tych jednych - warszawskich. O obchodzonej w tym samym czasie rocznicy powstania wielkopolskiego zapomniał, choć jeszcze rok temu cenił pamięć o tym wydarzeniu.
reklama
Kwatery powstańców warszawskich na Powązkach Wojskowych. Czy powstanie znalazło się w centrum naszej pamięci, przesłaniając inne ważne wydarzenia? (fot. Piotr Kujko).

Wbrew pozorom o polskiej historii mówi się w debacie publicznej dużo. Bycie publicystą historycznym bywa często pracą tak samo trudną jak wypowiadanie się na tematy religii czy polityki. I nie chodzi tu tylko o wiedzę, ale poziom emocji jaki zazwyczaj towarzyszy wszelkiego rodzaju dyskusjom. Jeśli bowiem odziedziczyliśmy coś po swoich przodkach to potężne poczucie, że historia jest czymś konstytuującym naszą rzeczywistość i naszą osobowość, czymś na stałe nas definiującym i decydującym kim jesteśmy. Najczęściej to właśnie znajomość przeszłości bywa wymiernikiem patriotyzmu czy synonimem wartości człowieka. Oczywiście nie chodzi tu o znajomość w sensie naukowym, ale swobodne poruszanie się w pewnej narracji, jasno określającej co pamiętać należy, a czego nie trzeba, albo wręcz nie powinno się.

Kiedy przeczytałem całość homilii wygłoszonej przez salezjanina ks. Jarosława Wąsowicza na VI Ogólnopolskiej Patriotycznej Pielgrzymce Kibiców odniosłem wrażenie, że jest ona niezwykle reprezentatywnym modelem współczesnej polskiej pamięci i to nie tylko tej skrojonej dla nacjonalistycznych słuchaczy, ale – co z przykrością stwierdzam – również dla przeciętnego Polaka, który w podobnym duchu jest wychowywany. Kibice zgromadzeni na Jasnej Górze odbywali swoją pielgrzymkę pod hasłem „Chwała Prawdziwym Zwycięzcom!”, a jednym z głównych jej celów było… upamiętnienie powstania warszawskiego. Ks. Wąsowicz poświęcił w swoim kazaniu wiele miejsca temu wydarzeniu, czyniąc z niego centrum polskiej pamięci, sens narodowej dumy i fundament naszej godności. Dokonał nawet swoistej gloryfikacji klęski powstania stwierdzając, że dla nas męczeństwo nie jest niczym wstydliwym, wręcz przeciwnie, jest ono świadectwem heroicznej miłości do Boga i Ojczyzny. Być może właśnie z tego powodu kapłan nie poświęcił nawet fragmentu powstaniu wielkopolskiemu, którego 95. rocznicę w tych dniach obchodzimy. Nie pasowała ona bowiem do wizji dziejów, która w duszy i głowie księdza jest zagnieżdżona, a w której istotą nie jest sukces, ale dumne manifestowanie ofiary dla samej ofiary i klęski dla samej klęski. Zapomnienia tego nie można jedynie wytłumaczyć tym, że pielgrzymka poświęcona była warszawskiemu zrywowi. Obowiązkiem kogoś kto szczyci się znajomością dziejów i dbałością o nie powinno być wspomnienie o zrywie, który zakończył się sukcesem, a w którym również krew przelało wielu Polaków.

Nie o samą martyrologię tutaj jednak chodzi, ale także o to, że współczesna narracja o historii Polski stała się nieznośnie kongresówkowocentryczna, a nawet warszawocentryczna. Można nawet odnieść wrażenie, że nie wychodzi ona poza rogatki stolicy, chyba, że owa stolica zechce wtłoczyć coś do narodowej pamięci. Wszystko co jest dookoła kanonu jest nieinteresujące i niewarte poznania, nie jest wyznacznikiem ani patriotyzmu, ani nie niesie za sobą żadnych wartości. Tak jak wspomniałem, nie jest to wyłącznie domena określonego środowiska politycznego, które do takiej narracja ma prawo. Zarówno w przestrzeni medialnej, jak i zbiorowej pamięci powstanie wielkopolskie jest czymś peryferyjnym i mało znaczącym. O ile każdej rocznicy warszawskiego zrywu towarzyszą długie transmisje telewizyjne, wspaniałe debaty historyczne i cenne inicjatywy popularyzatorskie, a obchody zaczynają mieć niekiedy wymiar ogólnopolski, o tyle bunt w Wielkopolsce na taka oprawę liczyć nie może. I choć to refleksja banalna, bo od lat do znudzenia powtarzana, to zadziwiające jest to jak mocno poddajemy się, jako ogół społeczeństwa, centralizacji pamięci, która nie polega na korzystaniu z regionalizmów, ale dominacji jednego miasta i jednego wydarzenia i to paradoksalnie w momencie, kiedy właśnie odwoływanie się do regionalnych wspólnot wydaje się przeżywać swój renesans.

reklama
Śmierć Franciszka Ratajczaka, 27 grudnia 1918 r. Czy warto pamiętać o walczących za Polskę poza Warszawą? (aut. Leon Prauziński, domena publiczna)

Nie na tym jednak koniec paradoksów. Jak słusznie zauważył jeden z czytelników pod moim tekstem podsumowującym rok w świecie polskiego filmu historycznego, niepokojąca jest nadreprezentacja produkcji filmowych skupiających się wyłącznie na okupacji stolicy, tak jak gdyby to co działo się w czasie II wojny w Warszawie było wyłącznym modelem losów ludności polskiej w czasie tego okrutnego konfliktu. Oczywiście jasne jest, że dzieje się tak również z powodów zaniedbań, które przez lata nie czyniły tematu filmowego m.in. z powstania warszawskiego. Gdybyśmy jednak spróbowali prześledzić całość losów polskiej kinematografii historycznej po 1989 roku, to bardzo rzadko wykraczała ona poza określony wcześniej kanon miejsc i faktów. Jeśli więc dzisiaj jakakolwiek produkcja filmowa mogłaby przedstawić nam losy innych części kraju, to musimy się cofnąć do… PRL. Choć historycy słusznie uważają, że w epoce tej niszczono regionalizm kosztem centralizacji systemu władzy i pamięci, to nie sposób przypomnieć, że w tym właśnie okresie powstały jedyne dwa filmy, które opowiadają o tym co na przełomie 1918/1919 działo się w Wielkopolsce: „Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy” i „Pogranicze w ogniu”. W tym samym czasie powstawały takie produkcje jak chociażby „Blisko, coraz bliżej” czy „Rodzina Kaderów” które zabierały nas na Śląsk, albo też serial „Ród Gąsieniców” przedstawiający życie w dawnym Zakopanym. Zadziwiająco dostrzeżono, ze historia Polski nie jest ograniczona przestrzenią pomiędzy Markami a Piasecznem.

Pewną nadzieją na zmianę tej sytuacji miała być premiera filmu „Hiszpanka” Łukasza Barczyka, która planowana była na jesień 2013 roku. Niestety datę wejścia na ekrany przesunięto o rok. Pozostaje mieć nadzieję, że będzie nam dane w końcu ten film zobaczyć. Jeśli jednak już dzisiaj powszechnie słyszymy o prawdopodobnej premierze „Miasta 44” (zapowiadanej jako największe wydarzenie filmowe 2014 roku), a będący w fazie postprodukcji film Barczyka znany jest tylko w gronie najbardziej zainteresowanych, to nawet w tym wymiarze trudno mówić o przekraczaniu narracyjnych granic. To przekraczanie jest zaś niezbędne jeśli chcemy o polskich dziejach mówić poważnie, nie tylko w wymiarze narodowego męczeństwa czy ofiary, ale także sukcesu i dumy z tego, że urodziliśmy się między Odrą, a Bugiem.

Zobacz też:

Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”.

Redakcja: Tomasz Leszkowicz

reklama
Komentarze
o autorze
Sebastian Adamkiewicz
Publicysta portalu „Histmag.org”, doktor nauk humanistycznych, asystent w dziale historycznym Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, współpracownik Dziecięcego Uniwersytetu Ciekawej Historii współzałożyciel i członek zarządu Fundacji Nauk Humanistycznych. Zajmuje się badaniem dziejów staropolskiego parlamentaryzmu oraz kultury i życia elit politycznych w XVI wieku. Interesuje się również zagadnieniami związanymi z dydaktyką historii, miejscem „przeszłości” w życiu społecznym, kulturze i polityce oraz dziejami propagandy. Miłośnik literatury faktu, podróży i dobrego dominikańskiego kaznodziejstwa. Współpracuje - lub współpracował - z portalem onet.pl, czasdzieci.pl, novinka.pl, miesięcznikiem "Uważam Rze Historia".

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone