„Pandemia odmieniła wszystko” - rozmowa z rekonstruktorem o stuleciu Bitwy Warszawskiej
Mateusz Balcerkiewicz (M.B.): Ten rok, zwłaszcza dla rekonstruktorów okresu wojny polsko-bolszewickiej, z pewnością jest wyjątkowy – świętujemy stulecie zwycięstwa w Bitwie Warszawskiej. Jakie wydarzenia planowano, zanim rozpoczęła się pandemia?
Krzysztof Bobryk (K.B.): Z uwagi na okrągła setną rocznicę Bitwy Warszawskiej, w tym roku plany były ogromne. Jak Polska długa i szeroka, w okresie czerwiec-wrzesień praktycznie co weekend miały odbywać się pikniki historyczne czy też rekonstrukcje poświęcone temu wydarzeniu. My jako Towarzystwo Historyczne „Rok 1920” mieliśmy zorganizować dwie spore inscenizacje – jedną w Borkowie pod Nasielskiem, drugą w Terespolu oraz współorganizować kontyngent pieszy Defilady, którą Ministerstwo Obrony Narodowej chciało zorganizować w Warszawie na Wisłostradzie w dniu 15 sierpnia. Ponadto mieliśmy zaproszenia na imprezy w całej Polsce, głównie na widowiska historyczne. Jeszcze na początku marca tego roku terminarze wakacyjne pękały w szwach, a my musieliśmy odmawiać niektórym instytucjom które się do nas zgłaszały z uwagi na zajęte już wcześniej terminy.
M.B.: Koronawirus w różnych okresach tego roku utrudnia albo całkowicie uniemożliwia organizację imprez historycznych. Jak pandemia wpłynęła na obchody stulecia?
K.B.: Z poczynionych planów udało się zrealizować niestety tylko maleńki ułamek. Część instytucji, które finansują pikniki i inscenizacje, w znacznym stopniu wycofało się z organizacji tego typu imprez. Inne instytucje do samego końca nie były pewne czy z uwagi na obowiązujące przepisu epidemiologiczne będą mogły zorganizować wydarzenie w zakładanym kształcie. Np. do samego końca nie było wiadomo, czy odbędzie się planowana przez MON Defilada. Ostatecznie udział rekonstruktorów w centralnych obchodach został ograniczony do minimum – symbolicznie przejechała replika pierwszego seryjnie produkowanego polskiego samochodu pancernego Forda-T projektu inż. Tańskiego oraz przed Grobem Nieznanego Żołnierza przemaszerowała skromna grupa rekonstruktorów. Warto dodać, że ta konkretna replika Forda T została wykonana przez naszych kolegów z grupy już kilkanaście lat temu i dzielnie służyła na polach rekonstrukcji, a w tym roku została odkupiona przez Muzeum Wojska Polskiego celem włączenia do wystawy stałej.
W skali ogólnopolskiej odbyło się ostatecznie kilkadziesiąt inscenizacji w całym sezonie. Nam jako Towarzystwu Historycznemu „Rok 1920” udało się wziąć w kilku udział i zorganizować widowisko w Terespolu. Jednak z powodu ograniczeń związanych ze stanem epidemii, rozmach tych wydarzeń był dużo mniejszy od zakładanego. Również z uwagi na kwestie zdrowotne rekonstruktorzy mniej licznie przybywali na imprezy, co przysparzało dodatkowego problemu logistycznego.
M.B.: Z pewnością jest to trudny czas również dla całego środowiska rekonstrukcyjnego. Czy koronawirus mocno wpłynął na działania grup rekonstrukcyjnych? Jak Pana grupa funkcjonowała w ostatnim okresie?
K.B.: Koronawirus na pewno wpłynął na działanie naszego środowiska. Ludziom związanym z rekonstrukcją, zwłaszcza tym, którzy uczynili z tego hobby sposób na życie, pandemia odmieniła wszystko. W rozmowie z pirotechnikami, których praca jest ważnym elementem inscenizacji, dowiedziałem się, że musieli oni rozszerzyć zakres działalności o innego rodzaju efekty specjalne jak np. zapadnie czy wyrzutnie symulujące odrzut człowieka po wybuchu. Z uwagi na brak imprez plenerowych i zwiększoną liczbę produkcji filmowych musieli oni dostosować swoją ofertę do potrzeb tego rynku. Myślę, że ten sezon był dużo trudniejszy także dla posiadaczy pojazdów militarnych, którzy wypożyczają je na potrzeby pikników i inscenizacji. Osoby te nie miały dużej szansy na dywersyfikację dochodów i one znalazły się w najtrudniejszej sytuacji.
Natomiast grupy rekonstrukcyjne, które składają się z pasjonatów i nie są obliczone na zysk – tak jak Towarzystwo Historyczne „Rok 1920” - po prostu musiały znaleźć sposób na inne wykorzystanie potencjału ludzkiego. Z tego co wiem to wiele grup organizowało wewnętrzne manewry, w trakcie których doskonaliło swojej umiejętności oraz przygotowywało materiały wizualne do późniejszej publikacji w mediach społecznościowych.
Towarzystwo Historyczne „Rok 1920” postanowiło dodatkowo w sposób szczególny uczcić setną rocznicę Bitwy Warszawskiej. Zorganizowaliśmy stukilometrowy marsz w pełnym umundurowaniu wraz z ekwipunkiem. Nazwaliśmy to „marszem 100 na 100” - 100 kilometrów na 100 lat Bitwy Warszawskiej. Wyruszyliśmy wieczorem 22 sierpnia po uroczystościach w Borkowie nad Wkrą. Zakończyliśmy Mszą świętą 26 sierpnia w Chorzelach. W ten sposób symbolicznie pokonaliśmy szlak bojowy Brygady Syberyjskiej, która w składzie 5 Armii na tym terenie walczyła z wojskami bolszewickimi. Zadanie pozornie wydaje się nie być trudne. Jednak nogi nie przyzwyczajone do długich marszów w skórzanych, podkutych butach plus ciężar oporządzenia robiły swoje. Z pięcioosobowej grupy którą ruszyliśmy, ostatecznie na miejsce doszły dwie osoby. Takie doświadczenia naprawdę pozwalają docenić trud, jaki żołnierze Wojska Polskiego przez stu laty podjęli, aby odnieść zwycięstwo nad armią sowiecką.
M.B.: Jednym z dużych wydarzeń, które jednak się odbyły, było widowisko na Stadionie Narodowym. Jak Pan ocenia jego realizację?
K.B.: Nie dane było mi uczestniczyć w tym wydarzeniu. Od strony wizualnej dla widzów spektakl na pewno robił duże wrażenie. Jednak dla osoby związanej z historią, czuć było pewien zgrzyt. Twórcy spektaklu zafundowali nam wojnę 1920 roku jako wojnę pozycyjną zamkniętą w okopach, co mija się z prawdą. Owszem, na niektórych odcinkach obrony Warszawy w 1920 roku, jak chociażby w rejonie umocnionym okolic Wiązownej, Polacy oparli swoją obronę o poniemieckie okopy. Jednak w zdecydowanej większości walki w 1920 roku miały charakter manewrowy. Oddziały rozciągnięte były na ogromnych odległościach i to właśnie te odległości zaważyły na skuteczności kawalerii, co w znacznym stopniu wpłynęło na doktrynę wojenną II RP. Dodatkowo mogę zdradzić, że od strony organizacyjnej rekrutacja rekonstruktorów zaczęła się stosunkowo późno i do końca nie było wiadomo na jakich warunkach pojawią się przedstawiciele naszego środowiska. Sposób organizacji tego wydarzenia nasuwa myśl, że mogła być to jedna wielka improwizacja, która ostatecznie wyszła nie najgorzej.
M.B.: Bezpieczną formą świętowania było uczczenie pamięci o 1920 roku w internecie. Powstało wiele ciekawych inicjatyw, w tym całe portale poświęcone tej tematyce. Na co Pana zdaniem szczególnie warto zwrócić uwagę?
K.B.: Tak, to prawda powstało wiele ciekawych portali, które starały się przybliżyć tę tematykę. Ja osobiście mogę polecić portal tworzony przez Archiwum Akt Nowych – 1920.gov.pl, który pokazywał wydarzenia Bitwy Warszawskiej dzień pod dniu. W tworzeniu filmów promocyjnych do tego portalu współuczestniczyło Towarzystwo Historyczne „Rok 1920”.
Drugi portal, który gorąco polecam to bitwa1920.gov.pl – portal stworzony w ramach programu „Niepodległa”, w którym w bardzo nowoczesny sposób opowiedziano o wydarzeniach sprzed 100 lat i gdzie wykorzystano wiele oryginalnych materiałów audiowizualnych, o których istnieniu skutecznie przypomniano.
M.B.: Co doradziłby Pan osobom, które chcą zacząć przygodę z rekonstrukcją historyczną właśnie teraz, w trakcie pandemii?
K.B.: Na pewno, że współczuję im kiepskiego początku przygody z tym hobby. <śmiech> Z drugiej jednak strony, osoby zaczynające przygodę z rekonstrukcją maja teraz dużo czasu na wdrożenie się w temat, w tym na czytanie źródeł i opracowań z odtwarzanego okresu, co pozwoli im na lepsze zrozumienie realiów, które chcą pokazywać innym. Dlatego powiedziałbym nowym rekonstruktorom, aby nie zmarnowali tego czasu i poświecili go na zdobywanie wiedzy, która zaowocuje w przyszłości.
M.B.: Jakie są plany na przyszły rok? Czy obchody stulecia zostaną przeniesione na 2021?
K.B.: Wiele instytucji, które w tym roku odwołały imprezy deklarowało, że przenosi je na rok przyszły. Ja jednak należę do osób sceptycznych. Uważam, że cykliczne wydarzenia, które odbywały się co roku, odbędą się również w 2021 roku i to pewnie w nieco bardziej rozbudowanej formie. Jednak te imprezy, które miały się wydarzyć w tym roku po raz pierwszy, moim zdaniem należy spisać na straty. Nie chcę jednak wyrokowa - a nuż pozytywnie się zaskoczymy!
Co do indywidualnych planów mojej grupy, zapewne zorganizujemy kolejny marsz, może już nie stukilometrowy, ale na pewno kilkudniowy, aby szersze grono rekonstruktorów mogło poczuć na własnej skórze codzienny trud marszów i wojny manewrowej. Ponadto, w zależności o rozwoju sytuacji epidemiologicznej, zamierzamy prowadzić swoją działalność poprzez organizowanie wewnętrznych szkoleń i ogólnodostępnych pokazów. W końcu rekonstrukcja nie istnieje tylko po to, aby robić coś dla siebie, ale również po to, aby edukować i uświadamiać ludzi.