Pamięć w ramach prawa
Obradujący w Bibliotece Uniwersyteckiej socjologowie, prawnicy i antropologowie pokazują, jak w Europie Środkowej i Wschodniej radzono sobie w ostatnich kilkudziesięciu latach z rozliczeniem najpierw totalitaryzmu hitlerowskiego i zbrodni, które wokół niego narosły, później zaś jak przebiegała transformacja ustrojowa po rozpadającym się bloku komunistycznym. Nie był to jednak zwykły spis procesów, instytucji i ustaw, które wydano. Problem jak zwykle jest szeroki i dotyka wielu aspektów funkcjonowania społeczeństwa i człowieka. Ciekawie pokazał to m.in. rumuński badacz Cosmin Sebastian Cercel, który patrzył na powojenne rozliczenia w Rumunii w perspektywie niepokoju.
Wiele miejsca poświęcono na pokazanie dwóch światów kształtowania prawnych ram pamięci – instytucjonalnych, państwowych, w których ważne miejsce zajmują archiwalia i instytucje państwowe zajmujące się badaniem i ściganiem zbrodni totalitaryzmów (nasz polski IPN, choć krytykowany, wydaje się obok Instytutu Gaucka pokazowym wzorcem funkcjonowania tego typu instytucji) oraz związanych ze społeczeństwem obywatelskim, które w aktywny sposób reprezentuje interesy pewnych grup pamięci.
Różne są też drogi tworzenia systemu sprawiedliwości okresu transformacji. Na przykładzie państw bałtyckich dobrze pokazała to Eva-Clarita Pettai z Uniwersytetu w Tartu. Dla wszystkich tych państw kwestia rozliczeń z przeszłością, przede wszystkim sowiecką, była fundamentem odrodzenia niepodległości w latach 90. Estonia poszła drogą tworzenia ram prawnych i wyznaczania pola możliwej działalności w ramach transformacji pamięci, nie budowała jednak instytucji, które by miały zajmować się tym aktywnie. Zrobili to Łotysze, jednak ich system z czasem zatkał się, co powodowało m.in. zmniejszenie liczby procesów sądowych. Drogą tą poszli też natomiast konsekwentnie Litwini, którzy (być może czerpiąc z polskich doświadczeń) bardzo aktywnie wykorzystali instytucje prawne do wspomagania procesu transformacji pamięci.
Konferencja ta umocniła jednak we mnie pewną refleksję o zasadniczej sprzeczności między porządkiem prawa a „sprawiedliwością historyczną”. Stworzyła się ona we mnie przy okazji licznych procesów zbrodni z okresu PRL, zwłaszcza Grudnia '70. Historykom z większą lub mniejszą precyzją udało się stworzyć pewien obraz tamtych wydarzeń – oczywiście, jak to zwykle bywa w naszym fachu, miejscami zaciemniony i rozmazany. Jeszcze mocniejszą wizję stworzyła pamięć zbiorowa. W ten porządek w pewnym momencie weszło prawo ze swoją metodą i zasadami. W efekcie wyrok opiera się na kontrowersyjnej formule pobicia ze skutkiem śmiertelnym (bo na takie orzekanie pozwalają ramy prawne), zaś Stanisław Kociołek zostaje uniewinniony, choć w polskiej pamięci na trwale zapisała się fraza Krwawy Kociołek to kat Trójmiasta. Rozejście się prawa i pamięci było w tym wypadku tak jaskrawe, że samo w sobie byłoby dobrym materiałem na naukową monografię z pogranicza dwóch dyscyplin.
Warto spojrzeć na prawo w kontekście społecznym, antropologicznym czy politologicznym, bo jego uprawianie nie może sprowadzać się tylko do pokrętnej kazuistyki. Jednocześnie zaś realność, „twardość” ius dobrze zrobi przedstawicielom tych nauk humanistycznych, którzy swoje ciekawe koncepcje wolą umieszczać w świecie abstrakcji. Wypada więc tylko życzyć, by takie konferencje jak Legal Frames of Memory odbywały się częściej.
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”.