Pamięć o strachu. Refleksja na temat kary śmierci w historii
Kara główna, najwyższy wymiar kary lub „kaes” – różnymi terminami określa się pozbawienie człowieka życia w majestacie prawa. Można założyć, że wykonywano je jeszcze we wspólnotach prehistorycznych, towarzyszy nam więc przez niemal całą historię naszego gatunku. Dopiero XX wiek, mimo całego swego okrucieństwa, zaczął dążyć do wyrugowania śmierci zasądzonej prawem jako narzędzia sprawiedliwości. Czy to dobrze, czy źle?
Pytanie o zasadność przeprowadzania kary śmierci jest w istocie pytaniem o konstrukcję ludzkiej duszy oraz poczucie moralności i jako takie absolutnie nie nadaje się do poruszania przez współczesną publicystykę. Czasy, gdy najważniejszym zadaniem mediów jest przyciągnięcie maksymalnie dużej liczby czytelników w maksymalnie krótkim czasie poprzez ich zaangażowanie emocjonalne, nie skłaniają do głębszej refleksji nad czytanym tekstem. Poniższa próba może się okazać nieudana z tego samego tytułu, jednak jako, że autor właśnie przeczytał „Spowiedź polskiego kata”, wydała mu się niezbędna. Częściowo też została podjęta w nadziei, że być może uda nam się wrócić swego czasu do bardziej refleksyjnego przeżywania kolejnych lat.
Śmierć, towarzysząca nam od zarania wieków, była dla człowieka czymś naturalnym. Tematem dobrze znanym, ponurym, ale codziennym. Wysokie wskaźniki umieralności dzieci, niski poziom higieny, powszechność konfliktów zbrojnych, nieskuteczność organów ścigania – te i wiele innych czynników przekładały się na bliskość tematu śmierci, spotykano się z nią bowiem codziennie. Nie sposób było zapomnieć o kruchości i ulotności ludzkiego żywota. Być może dalej był on tani, odebranie go jednak było czynem o trudnej do zapomnienia wadze i stanowiło domenę jednostek o skomplikowanych do prześledzenia motywacjach.
Rozwój nauki, zwłaszcza medycyny, odebrał nam strach przed śmiercią. Z kolei bezmiar okrucieństwa dwóch wojen światowych, komunizmu i nazizmu odebrał nam humanitaryzm. Po Auschwitz, po Babim Jarze, Katyniu, Nankinie i Gułagu, ale także po Dreźnie i Lubece trudno pamiętać o śmierci jako o czymś unikalnym, nie zadawanym na skalę przemysłową. Z biegiem kolejnych lat coraz łatwiej było nam odmawiać sobie nawzajem człowieczeństwa.
Jest ponurym paradoksem, że mimo wkroczenia w wiek XXI społeczeństwa rozwinięte i rozwijające się wciąż potrafią decydować o prawie do życia na podstawie koloru skóry, wieku czy poziomu sprawności intelektualnej lub fizycznej. Strzelaniny, ataki kwasem i nożami, rozjeżdżanie ludźmi ciężarówkami, zamachy bombowe itp. nie są kwestią dostępności narzędzi, lecz właśnie tej utraty szacunku dla życia, tego przeświadczenia jak delikatną, kruchą i cenną rzeczą jest ono i jak poważną sprawą jest pozbawienie drugiej osoby tego daru.
Jak na tym tle plasuje się więc kara śmierci? Gdy posługiwało się nią prawo zwyczajowe, Drakon, Hammurabi i kolejni, dokonanie na kimś zbrodni zasługującej na karę główną było samo w sobie czynem bestialskim, niemiłym bogom, Bogu, ludziom, prawu i naturze. Narażenie się tak potężnej grupie z zasady wystarczało, by popełnianie morderstw pozostawić w domenie wojny i czynów karalnych. Dopiero koniec wieku XVIII pokazał, że wystarczy kalkulacja polityczna, by uzasadnić i usprawiedliwić eksterminację całych grup społeczeństwa. W tym momencie puściły tamy i kara śmierci przestała być tylko nadzwyczaj surowym środkiem wymierzania sprawiedliwości. Stała się także narzędziem walki politycznej i jako taka podlega kalkulacji zysków i strat.
Przeciwnicy kary śmierci podkreślają, że odejście od niej jest świadectwem postępującego humanitaryzmu rasy ludzkiej. Wszechobecna w dzisiejszym czasie pogarda dla ludzkiego życia jest oczywistym dowodem na fałszywość tego twierdzenia: co z tego, że przestępców karze się coraz humanitarnej, skoro nie przekłada się to na wyższy poziom humanitaryzmu samych skazanych? A jeśli ma to być dowodem naszej moralnej wyższości, to płacimy za nie potężną cenę.
Nasze dobre samopoczucie i przeświadczenie o własnej wyższości jako ludzi zamyka nas w bańce utopijnego myślenia o naszej cywilizacji jako szczycie rozwoju ludności, gdzie kwestie moralności, dobra i złą zostały już ostatecznie rozsądzone, teraz zaś pozostaje nam dosztukować elementy rzeczywistości do wizji.
Czy to jest jednak argument za karą śmierci? Nie do końca. Najważniejszą jej funkcją nie jest bowiem, jak chcą niektórzy, talionowe poczucie sprawiedliwości, lecz raczej odstraszanie. Rodzaj ostatecznego ostrzeżenia, że za pewne czyny może zapłacić cenę najwyższą. Czy zaś dzisiaj mamy jeszcze to poczucie strachu przed śmiercią na tyle rozwinięte, by móc jeszcze używać go w ekstrapolowaniu własnych działań? A może do tego stopnia odarliśmy się z człowieczeństwa, że nawet podcinając komuś gardło nie zobaczymy w nim kogoś, za którego śmierć zapłacimy własną? A może jest właśnie na odwrót i publiczne zgony kilku zwyrodnialców wystarczą, by przypomnieć nam jaką cenę płaci się za własne uczynki?
Nie są to pytania, na których udzielenie odpowiedzi leży w moich kompetencjach. Mi pozostaje mieć nadzieję, że w świetle spraw ostatecznych przypomnimy sobie o skali naszych własnych zmagań i codziennych problemów, poświęcając więcej uwagi temu, jakimi jesteśmy ludźmi dla nas samych i dla naszych bliźnich, jaką ludzkość kształtujemy i jaki świat pozostawimy.
Polecamy książkę „Spowiedź polskiego kata” – wywiad-rzekę Jerzego Andrzejczaka z ostatnim katem wykonującym wyroki śmierci w PRL:
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.