Oni zarażają historią!
Już w szkole przedmioty humanistyczne, interesowały mnie bardziej niż nauki ścisłe. Pilnie uczyłam się historii, gdyż chciałam zostać prawnikiem, a wiedza z tej dziedziny miała być moją przepustką na wymarzony Wydział Prawa. Jednak prawdziwą pasją zaraził mnie dopiero mój mąż. Podsuwał mi książki Normana Daviesa, Bogusława Wołoszańskiego, Władysława Bartoszewskiego czy Marka Edelmana. Z wielkim zainteresowaniem zaczęłam zgłębiać dzieje II wojny światowej. Razem obejrzeliśmy mnóstwo filmów z zakresu tej tematyki. Odbyliśmy też wiele podróży w czasie, których zbieraliśmy nowe informacje na interesujący nas temat. To właśnie mój mąż pokazał mi takie miejsca jak tajemnicze podziemia, które Hitler zamierzał przekształcić w gigantyczne podziemne miasto. Razem odkrywaliśmy podziemne fabryki, sztolnie, o których istnieniu nie miałam nawet pojęcia. Teraz z przyjemnością poszukujemy informacji dotyczących losów naszego miasta - Lublina w czasach II wojny światowej. Jakie wydarzenia rozegrały się w mieście, które przed wojną stanowiło kulturowy tygiel? Jak zmieniła się topografia miasta? Które zabytkowe budynki zostały na zawsze zmiecione z powierzchni ziemi? Dzięki temu, że mężowi udało się zarazić mnie miłością do historii, odpowiedzi na nurtujące nas pytania, poszukujemy wspólnie.
Monika Zawada
Osobą, która miała taki wielki na mnie wpływ pod tym względem –był i zawsze będzie – mój tato. Tatuś od 16 lat jest działaczem społecznym – on to tak nazywa- właściwie to od zawsze jest sołtysem w naszej miejscowości i Radnym Gminy. Gdy chodziłam do podstawówki, byłam raczej umysłem ścisłym, nie przywiązywałam wagi do historii czy też WOS-u. Dopiero gdy poszłam do liceum, przekonałam się, jak jest to ważne, mimo że nadal byłam na kierunku mat-inf. Tata od małego podkreślał mi że nie można być dobrym politykiem nie znając własnej historii – czy to tej dawnej sprzed kilkuset lat czy tez tej bardziej współczesnej, która dzieje się choćby w sejmie. Gdy chodziłam do liceum, w sumie nie oglądałam telewizji, uważałam to za stratę czasu. Jedynymi rzeczami z których czerpałam informacje były wiadomości i obrady sejmu. Tak, tak –mój tata będąc na emeryturze już swój czas spędzał tak czas mnie w to wciągając. Na urodziny dostawałam wtedy chociażby historię II wojny światowej i temu podobne wydawnictwa – żeby mieć jak największą wiedzę i poradzić sobie na tym w szkole. Gdyby nie on pewnie wyrosłabym na rozwrzeszczaną pannę z tipsami, której nic nie obchodzi poza swoim wyglądem – dzięki niemu tak nie jest, i nadal wolę pooglądać obrady czy tez teraz modne komisje śledcze niż jakiekolwiek seriale. Z wyrazami szacunku
Małgorzata Marosz
Osoba, która zaraziła mnie pasją historii to mój dziadek, po prostu dziadek Karol. Będąc bardzo małym chłopcem dostałem od dziadka bardzo ciekawe opracowanie wydane w roku 1963 roku z okazji tysiąclecia państwa polskiego przez wydawnictwo Polonia Millenium. To wspólne czytanie tej pasjonującej choć używając dzisiejszej terminologii trochę fałszującej historie a zawłaszcza jej obraz po roku 1945, bo zahacza ona o,, tzw. budowanie" Polski Ludowej. Ale nie o tym chciałem pisać lecz o ważnej osobie w moim życiu tj. o moim dziadku,który żywo opowiadał mi również w dzieciństwie o historii mojego regionu czyli Górnego Śląska. Choć nie jestem prawdziwym Ślązakiem, mój dziadek to Ślązak z dziada pradziada. To przez opowieści dziadka sięgnąłem później po wiele ciekawych książek historycznych. Im stawałem się starszy to te lektury dotykały coraz to bardziej kontrowersyjnych tematów jak np. sprawy Józefa Światły, który w roku 1953 uciekł podczas podróży służbowej do Berlina Zachodniego i później przedstawiał na antenie RWE cykliczne audycje o kulisach bezpieki. Dziadek jako pasjonat amator historii z duża dozą znanego tylko sobie humoru potrafił i nadal potrafi przekazywać ciekawe nawet dotykające trudnych i bolesnych tematów takich. To dzięki jego opowieściom potrafiłem zainteresować się historią Polski i świata. Mój dziadek zaczepił mi takiego malutkiego bakcyla, a o 2 wojnie światowej z ust mojego dziadka mógłbym słuchać godzinami.
Szymon Knebel
W rodzinie „historiomaniaków” mam sporo i to oni odegrali niepoślednią rolę, jeśli chodzi o moje historyczne gusta. Kiedy jeszcze nie znałam liter, tata czytał mi różne książki, oczywiście dostosowane poziomem do młodego wieku. Pamiętam, ze na pierwszy ogień poszła świetna trylogia Wiktora Zawady: „Leśna szkoła strzelca Kaktusa”. Mimo, że opowiadała o dramatycznych wydarzeniach drugiej wojny światowej, była napisana w taki sposób, iż trafiała do młodego czytelnika. Kolejny krok, to próba dotarcia do „prawdy historycznej” na własną rękę. Zaczęło się od przeszukiwania ogromnej biblioteczki mojego taty. Miał tam różnorodną literaturę, oczywiście najpierw podsuwał mi „Muminki” i „Baśnie tysiąca i jednej nocy”. Nie wpadł jednak na to, że kilkuletnie dziecko może zaciekawić się i innymi tematami. Kiedy tylko miałam w szkole lekcje na popołudniową zmianę, zostawałam sama w domu. A że dzieci czasami się nudzą – z tychże nudów i chęci przeżycia przygody oraz zdobycia sprawności poszukiwacza skarbów - zaczęłam szperać na półkach. Spora część księgozbioru zawierała książki popularnonaukowe i historyczne. Najpierw zaciekawiły mnie te związane z tematyką drugiej wojny światowej, a najbardziej zainteresował temat obozów koncentracyjnych i eksterminacji różnych narodowości. Początkowe przerażenie, które towarzyszyło mi podczas obcowania z lekturą, ustąpiło miejsca ciekawości. Oczywiście rodzicom nic się nie przyznałam, że sięgam po taką literaturę, bo pewnie usłyszałabym, że na takie straszne historie jeszcze nie czas. Tymczasem po kryjomu podczytywałam książki taty. Często przewijał się w nich temat Żydów, ich martyrologii. Drążyłam więc tą tematykę coraz bardziej chcąc się dowiedzieć, kim ci Żydzi są i co takiego złego zrobili, że Hitler się na nich uwziął. I tym to sposobem tematyka żydowska i wojenna do dziś stanowią jeden z moich ulubionych tematów, czy to w literaturze, w filmie, a nawet sztuce. Wiele zawdzięczam też mojej rodzinie - jeśli dostawałam od rodziców czy dziadków prezent, bądź byłam po raz kolejny chora, na pocieszenie otrzymałam książkę. Istotnym dodatkiem był też wielki globus i różne mapy i atlasy, który dostałam od wujka, dzięki któremu wiedziałam, w jakiej części świata mają miejsce rozgrywające się wydarzenia. Każde wakacje spędzałam u dziadków na wsi. Co wieczór, zamiast słuchać bajek, prosiłam babcię lub dziadka, by opowiadali mi przed snem o swoich wojennych przeżyciach. Dziadek podczas drugiej wojny walczył w Norwegii, niedawno udało mi się odnaleźć krewnych jego najlepszego przyjaciela, z którym spędził tamte lata. Babcia z kolei to rodowita warszawianka, a jej ciocia pracowała przed wojną w fabryce Wedla. W czasie wojennej zawieruchy ukrywały w domu młodą żydówkę – nasłuchałam się więc o żydowskich obyczajach, życiu przed- i wojennej stolicy, babcia nauczyła mnie też piec macę. Takie właśnie opowieści dały mi więcej i zachęciły do studiowania historii o wiele bardziej, niż lekcje w szkole. Pamiętam, że kiedy chodziłam z dziadkiem na spacery do lasu, pokazywał mi stare bunkry, opowiadał o uzbrojeniu i snuł wiele niezwykłych opowieści. Po kolacji siadaliśmy przed kominkiem, oglądaliśmy wspólnie stare fotografie, a później dziadek wręczył mi książkę o polowaniu na Eichmanna. Wpływ miało też pewnie miejsce – moi dziadkowie mieszkali w wielkim, poniemieckim domu, pełnym różnych zakamarków i tajemnic. Kiedy nikt nie widział, zakradałam się na strych i wydłubywałam spomiędzy dachówek kawałki starych, niemieckich gazet, przeglądałam polskie, przedwojenne podręczniki, ukryte wśród stert gazet i pożółkłych papierów. Wiele książek historycznych podsuwała mi też druga babcia, zresztą również zapalona czytelniczka. Ona z kolei opowiedziała mi historię swojej rodziny, sąsiadów, o wielkim głodzie na Ukrainie, ucieczce do Polski, nauczyła mnie też języków obcych. Myślę, że w zaszczepieniu historycznego bakcyla wśród dzieci i młodzieży niepoślednią rolę odgrywa właśnie starsze pokolenie. To oni mogą nas zainteresować historią, są przecież jej żywymi świadkami. Warto pielęgnować tradycję snucia opowiadań przez starsze pokolenia. W każdej rodzinie powinno się celebrować takie chwile, spędzane z babcią czy dziadkiem. Może w dzisiejszych czasach już nie przy piecu, a bardziej przy kominku, ale uważam, iż jest to świetna alternatywa dla komputera, bzdurnych programów w TV i Harry’ego Pottera.
Magda Świtała
Gratulujemy,
nagrody prześlemy pocztą. Polecamy Waszej uwadze również pozostałe nasze konkursy.