„Ogniem i mieczem” – reż. Jerzy Hoffman – recenzja i ocena filmu

opublikowano: 2019-10-20, 13:17
wolna licencja
Rok 1999 był to dziwny rok, w którym... Jerzy Hoffmann wreszcie dokończył Trylogię. Jaki po dwudziestu latach oceniacie efekt tych prac?
reklama

„Ogniem i mieczem” – reż. Jerzy Hoffman – recenzja i ocena filmu

Jak zekranizowano „Ogniem i mieczem”?

Jerzy Hoffman zaczął swą przygodę z ekranizacjami książek Sienkiewicza od końca. W ciągu pięciu lat zdołał on zekranizować dwie części. Najpierw wyreżyserował w 1969 roku „Pana Wołodyjowskiego”, a już 5 lat później powstał „Potop”. Dlaczego aż 25 lat przyszło polskim widzom czekać na ekranizację pierwszej części Trylogii? Hofmann niestety musiał czekać na zmianę ustroju politycznego. W warunkach komunistycznych opowieść o konflikcie polsko-kozackim mogła być źle odebrana. Ostatecznie film trafił do kin dekadę po pierwszych częściowo wolnych wyborach.

„Ogniem i mieczem” okazało się jednym z najbardziej kasowych polskich filmów. W prace nad filmem zaangażowało się wielu sponsorów, na plan ściągnięto różnorodne militaria, kostiumy, konie. Do tego dochodziły efekty pirotechniczne i cała armia kaskaderów, którzy dokonywali karkołomnych wyczynów podczas scen batalistycznych. Hoffmann ściągnął również kwiat polskiego oraz ukraińskiego i rosyjskiego aktorstwa. Kwestie w filmie wypowiadane były po polsku, rusku i tatarsku. Jako konsultanta historycznego zaproszono wybitnego znawcę spraw polsko-kozackich prof. Władysława Serczyka, autora takich książek jak „Na dalekiej Ukrainie”, „Na płonącej Ukrainie” czy „Hajdamacy”. Wydawało się, że Hoffmann ekranizując „Ogniem i mieczem” postawi kropkę nad „i”, a tym samym stworzy dzieło kompletne, na miarę chociażby „Potopu”. Końcowy rezultat nie był jednak zbyt zadowalający.

„Ogniem i mieczem” – zalety

Zagłoba i Bohun, bohaterowie powieści „Ogniem i mieczem” na rysunku Juliusza Kossaka

Zacznijmy jednak od plusów. Miejscami bardzo dobrze wygląda gra aktorska. Najbardziej wyróżniającymi się aktorami byli jednak nie Polacy, artyści zza naszej wschodniej granicy. Mam tutaj na myśli Aleksandra Domogarowa oraz Bohdana Stupkę. Ten pierwszy brawurowo wręcz zagrał Bohuna, natomiast Stupka z gracją i elegancją wykreował Bohdana Chmielnickiego. Z polskich aktorów najlepiej wypada zdecydowanie Andrzej Seweryn w roli Jeremiego Wiśniowieckiego oraz Wiktor Zborowski, który wzruszająco wręcz zagrał dobrodusznego Longinusa Podbipiętę. Dobrze wypadł również Krzysztof Kowalewski jako Jan Onufry Zagłoba. Poprawnie rolę Jana Skrzetuskiego odegrał też Michał Żebrowski.

W obronę muszę wziąć powszechnie krytykowanego Zbigniewa Zamachowskiego, który w mojej opinii całkiem nieźle wcielił się w Małego Rycerza. Zdecydowanie najgorzej wypadła jednak nijaka Izabela Scorupco. Wielkim plusem filmu jest nieśmiertelny już soundtrack Krzesimira Dębskiego, który bez dwóch zdań zasłużył na Oscara.

Minusy filmowego „Ogniem i mieczem”

Tyle o plusach. Niestety w filmie zdecydowanie więcej jest wad. Mimo wielkich, jak na polskie realia, nakładów finansowych, miejscami wydaje się, że „Ogniem i mieczem” było filmem niskobudżetowym. Bardzo słabo wypadają plenery. Porównując je z błotnisto-szarymi pejzażami z „Potopu” (gdzie klimat aż wylewał się z ekranu) czy złotymi stepami z „Pana Wołodyjowskiego”, „Ogniem i mieczem” wypada bardzo mizernie. Najgorzej przedstawiona została twierdza Bar, którą „zagrał” klasztor w podkrakowskim Tyńcu, a kiedy został on zdobyty, widać nad nim komputerowo dodany dym.

reklama
Jerzy Hoffman, reżyser filmu „Ogniem i mieczem” (1999), aut. Mariusz Kubik , CC BY 3.0

Mizernie wypada również Zbaraż, który w rzeczywistości miał bardziej rozbudowane umocnienia i otoczony był przez dwa stawy. Nieźle natomiast wykorzystano osadę w Biskupinie, w której zrobiono Sicz Zaporoską.

Na osobny akapit zasługują sceny batalistyczne, które są czasami wręcz kuriozalne, by nie powiedzieć po prostu śmieszne. W „Panu Wołodyjowskim” czy „Potopie” sceny batalistyczne wyglądały całkiem nieźle, a momentami były wręcz wybitne. W „Ogniem i mieczem” niestety tak nie jest. Rozumiem, że pokazanie dwutygodniowej bitwy nad Żółtymi Wodami, która polegała raczej na wzajemnym ostrzeliwaniu się z armat w trzygodzinnym filmie nie jest możliwe do odwzorowania, ale Hoffmann po prostu przesadził. Z polskiego dowództwa zrobiono bandę dyletantów, a z husarzy dzieci we mgle, które szarżują prosto w błoto, a następnie w nim toną i dają się dobić Kozakom. KURIOZUM. Śmiesznie wyglądają również salwy z kozackich samopałów, które bez problemu powalają husarzy podczas szarży. Nawet XVIII-wieczne karabiny skałkowe użyte w bitwie pod Kliszowem miały problem z powstrzymaniem szarż polskiej jazdy (zrobiły to kozły hiszpańskie), a co dopiero proste kozackie samopały.

Husarze szarżują z czterometrowymi tyczkami, a nie pięcioipółmetrowymi kopami, które na serio stanowiły duże zagrożenie, oczywiście na plecach husarze mają dwa skrzydła, których przecież nie stosowano w walce. Wizerunek innych formacji również wypada blado. Najbardziej widać to kiedy niektórzy żołnierze polskiej piechoty zamiast muszkietów dzierżą... rosyjskie karabiny z okresu II wojny światowej! Do mizernego obrazu scen batalistycznych dochodzi również pojedynek Wołodyjowskiego i Bohuna, który mówiąc kolokwialnie, nie powala.

Nieścisłości historyczne

Również przesłanie literackiego „Ogniem i mieczem” zostało w filmie bardzo spłycone. Mimo zatrudnienia tak wybitnego uczonego jak prof. Serczyk, film dość mocno rozmija się z faktami. Przesłanie filmu jest generalnie takie: Zła i gnuśna szlachta gnębiła biednych i uciemiężonych Kozaków, którzy nie mieli nic za uszami (sugeruje to Chmielnicki w dialogu ze Skrzetuskim). Film nigdy nie będzie wierną ekranizacją książki, ale wydaje się, że Hoffmann podszedł do tematu nazbyt grzecznie, tak aby nie urazić naszych wschodnich sąsiadów (Ukraińcy z kolei nie mają problemu z robieniem ahistorycznych i antypolskich tworów pokroju „Tarasa Bulby”). Bardzo przejaskrawiona została postać Jeremiego Wiśniowieckiego, z którego Hoffmann zrobił potwora i sadystę. U Sienkiewicza książę był jednak bardziej złożoną postacią, natomiast w filmie z Wiśniowieckim kojarzone są tylko słowa „Mordować ich tak, aby czuli, że umierają”. Następnie książę każe wbić na pal kozackich posłów. W rzeczywistości Wiśniowiecki nie różnił się w zasadzie niczym od ówczesnych ukrainnych magnatów i stosował kary mieszczące się w realiach epoki.

Przeprawa Skrzetuskiego na obrazie Juliusza Kossaka

Pomimo wielu błędów „Ogniem i mieczem” także dzisiaj ogląda się nieźle. Nie jest to oczywiście dzieło na miarę „Potopu”, ale porównując go do późniejszych polskich filmów historycznych nie wypada aż tak źle. W żadnym wypadku nie należy jednak czerpać z niego wiedzy na temat XVII wiecznej Rzeczpospolitej i powstania Chmielnickiego, bowiem film znacząco rozmija się z faktami historycznymi.

Polecamy e-book Kamila Kartasińskiego pt. „Henryk Sienkiewicz jakiego nie znamy”:

Kamil Kartasiński
„Henryk Sienkiewicz jakiego nie znamy”
cena:
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
75
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-10-5
reklama
Komentarze
o autorze
Jakub Jędrzejski
Student dziennikarstwa i komunikacji społecznej na UJK w Kielcach. Miłośnik historii wojskowości i Rzeczpospolitej Obojga Narodów.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone