Odpowiedzialność za historię
Mamy duży problem z mówieniem o przeszłości. Zazwyczaj możemy zaobserwować tu dwie przeciwstawne tendencje. Pierwsza każe patrzeć na historię niczym na malowane wrota: przeszłość była zawsze wspaniała, a Polacy dzielni, nigdy nie splamili się zbrodnią, a jeżeli nawet taka miała miejsce, to Polak był do tego zmuszony. Żołnierze Wyklęci niczym Eligiusz Niewiadomski stają się świętym obrazkiem, przed którym należy klękać i do którego trzeba się modlić. Z drugiej strony mamy tak zwaną „pedagogikę wstydu”, jak swego czasu określił Bronisław Wildstein sposób mówienia o przeszłości, w którym Polacy powinni cały czas rewidować swoje poglądy. Pojawia się coraz więcej publikacji, które teoretycznie mają oczyścić sytuacje, a w rzeczywistości budują wrażenie, że Polacy są odpowiedzialni za całe zło i w większym stopniu są sprawcami niż ofiarami. Niejeden publicysta, niczym dawny gospodarz, staje na ganku dworku (redakcji) i poucza ciemny lud o jego grzechach.
Oczywiście te dwa obrazy są pewnego rodzaju przesadą, chociaż niekiedy czytając co bardziej krewkich publicystów i historyków z obu stron dochodzę do innego wnioski. W przypadku „pedagogiki wstydu” kluczowym nie było samo uświadamianie polskiej wspólnocie politycznej jej ciemnych kart. Chodziło o formę. Burza wokół Sąsiadów Jana Tomasza Grossa w dużej mierze nabrała właśnie takiego wydźwięku. Zwolennicy chcą widzieć następującą wersję wydarzeń: polski historyk odważnie podejmuje się trudnego tematu jakim jest historia antysemityzmu w czasie drugiej wojny światowej – pracy niewątpliwie koniecznej. Dla przeciwników to żydowski historyk oskarżył Polaków, niestety dość często myląc fakty, co udowodniono w wydanym przez IPN zbiorze Wokół Jedwabnego. Choć bardzo by się chciało, to dla odbioru książki pochodzenie autora Sąsiadów nie było bez znaczenia. Podjęcie właśnie przez niego tematu antysemityzmu pogłębiło niechęć części polskiego społeczeństwa do zajmowania się tym tematem.
Patrząc czysto ludzko, dyskusja wokół Jedwabnego była trochę dyskusją o brudach rodzinnych podczas niedzielnego obiadu. Część rodziny (raczej tej dalszej) udaje, że tematu nie ma, część zaś na przekór dąży do konfliktu i wyciągnięcia wszystkich trupów z szafy. A nikt nie lubi, gdy mówi się mu, że dziadek był mordercą. Szczególnie, jeżeli robi to przedstawiciel strony poszkodowanej.
Stąd też w Polakach sprzeciw i wyparcie oraz uciekanie w wersje historii, w której Polacy odgrywali przede wszystkim piękną rolę. Na każde Jedwabne chce się dać Żołnierza Wyklętego. Ucieka się w jednoznaczną wizję, niejako na przekór temu co głosi strona przeciwna. „Buchem buch”, jakby powiedział Gombrowicz. Prowadzi to do stworzenia podział na historię właściwą i niewłaściwą. W tej pierwszej zaciera się wszelkiego rodzaju różnice – ważnym jest ostateczny rozrachunek, w którym zdeklarowany przeciwnik nacjonalizmu Witold Pilecki staje się symbolem neo-ONR-u. Brakuje silnego głosu środowisk patriotycznych i katolickich, które pogodziłby to myślenie o historii zarówno w kategorii dumy jak i wstydu.
Z tego powodu szczególnie ważną rolę odgrywa najnowszy numer „Więzi”. Po raz pierwszy od dawna pojawił się wyraźny i silny głos nakazujący intelektualistom wzięcie odpowiedzialność za wspólnotę polityczną. Zarówno podczas dyskusji o powinności wieszcza, jak i rozmowie o Żołnierzach Wyklętych przewija się pytanie: w jaki sposób historycy i twórcy powinni odnosić się do polskiej historii. Wybrzmiewa wyraźny i kategoryczny (co jak wiedzą czytelnicy „Więzi” nie zawsze się zdarza) głos o konieczności odpowiedzialności za własne słowo. Nie można bezkarnie zostawiać ludzi z prawdą o własnej przeszłości i jeszcze nazywać ich ciemnogrodem za to, że jej nie akceptują. Nie można również nieodpowiedzialnie wmawiać, że wszyscy przodkowie byli kryształowi.
Nareszcie ktoś dostrzegł groźbę bagatelizowania odruchów spontanicznej miłości do historii, jaką zaczęła przejawiać znaczna część społeczeństwa (szczególnie jej młodszej części). Nie należy szukać w niej przejawów nacjonalizmu czy ciemnogrodu, ale zarazem nie dać się ponieść entuzjazmowi do dzielnej i pasjonującej się przeszłością młodzieży. Patriotyzm jest cnotą i to nie tą, z którą człowiek się rodzi, a do której ma jedynie predyspozycje. Oznacza to, że miłości do ojczyzny należy się uczyć od nauczycieli, którzy potrafią przekazać swoją mądrość.
Dużo miejsca poświęcono walce o pamięć Witolda Pileckiego, który ze świadka Holokaustu i zaciekłego przeciwnika nacjonalizmu we wszystkich postaciach stał się jednym z bohaterów środowisk nacjonalistycznych. Stał się nim dlatego, że przez ostatnią dekadę środowiska, które były depozytariuszami tradycji prezentowanych przez Pileckiego nie zrobiły niczego, aby walczyć o jego pamięć i pracować nad patriotyzmem oraz przy jego pomocy mówić również o trudnych sprawach. Tymczasem zamiast dumy, której oczekiwali ludzie, proponowano jarmarczny festyn z czekoladowym orłem z jednej strony i zaciekłą retoryką oczyszczenia historii z drugiej.
Celowo przywołuje tutaj najnowszy numer „Więzi”, bowiem właśnie to czasopismo reprezentuje grupę polskich intelektualistów, która miała szanse nie dopuścić do zinfantylizowania patriotyzmu i sposobu myślenia o historii. Niestety, grupa ta tego nie zrobiła. To, że teraz wypowiedziała się niezwykle wyraziście o konieczności podjęcia odpowiedzialności za wspólnotę, jest niezwykle ważne.
Felietony Pawła Rzewuskiego będą ukazywać się na łamach Histmag.org co dwa tygodnie w środę.
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.
Redakcja: Tomasz Leszkowicz