Obrazki z podróży 2, czyli powrót żywego trupa
Przejdź do pierwszej części cyklu
Osobowy z Lublina do Katowic kosztuje o 12 zł mniej, niż pospieszny. A do tego jest tylko dwie godziny wolniejszy. Skusiłem się bez większego namyślania – przecież student nie spogląda darowanemu koniowi. Tylko troszkę zezuje w kierunku jego paszczy…
Połączenie obejmuje cztery przesiadki: w Kozłowie, Kielcach, Radomiu, Dęblinie. Robi to wrażenie, ale nie takie rzeczy się już robiło. Jako że miałem do czynienia z firmą polską i to na dodatek monopolistą – z niecierpliwością wyczekiwałem rozmaitych urozmaiceń. I tym razem się nie zawiodłem. PKP nie kazała długo czekać na niespodzianki…
W Kozłowie wsiadłem do EZT (czyli “pomaluj mój świat na żółto i na niebiesko”) do przedziału bagażowego. W środku było tak gorąco, że nawet otwarcie wszystkich okien nic nie dało. Grzejniki stały sobie pod ścianą i pracowały na całego. Były tak gorące, że poparzyłem się, sprawdzając. Taki fakt musiał być wykorzystany. Postawiłem na jednym z nich napełniony wodą metalowy kubek. Obok położyłem bułkę z serem zawiniętą w folię. W ten sposób udało mi się zrobić mój pierwszy „gorący posiłek przyrządzony za pomogą urządzenia grzewczego w pociągu osobowym”. Niestety woda się nie zagotowała, bo wyłączyli grzanie, za to bułki cudownie chrupały…
W Kielcach przesiadka do Radomia. Tam miała być kolejna. Jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że pociąg zmienił się w inny pociąg i stał się pociągiem do Dęblina. Szkoda, że nikt tego wcześniej nie powiedział. Człowiek by się niepotrzebnie nie ubierał i nie robił z siebie durnia wyskakując z pociągu i wskakując do niego ponownie. Ot, taka wirtualna przesiadka.
W Dęblinie też było ciekawie. Na peronie żadnych informacji o odjazdach. Wiedziałem, że miało coś jechać o 16.10. O wyświetlaczach na peronach w Dęblinie jeszcze nie słyszano. Trzeba było człapać na dworzec, który nie był całkiem blisko, po to, żeby dowiedzieć się, że na rozkładzie takiego pociągu nie ma. Dałem się tym przestraszyć, ale tylko trochę. Zapytałem Panią-W-Kasie o to połączenie. Odpowiedziała, że owszem jest osobowy o 16.10 (tak jak Internet przepowiedział). Na moje pytanie dlaczego ta informacja nie jest zamieszczona na rozkładzie, coś opryskliwie odburknęła, ale nie zrozumiałem co. Pewnie że mam sobie iść i nie przeszkadzać przy czytaniu książki… Jeszcze czego, żeby zmiany w rozkładzie podawać do publicznej wiadomości… O tym, z którego peronu odjeżdżał, dowiedziałem się od kolejarzy – ślicznie zaciągali we wschodnim stylu.
Na jednym z dworców widziałem coś, co by można nazwać szynotramwajem. Wiem, że masło maślane, bo tramwaj jeździ przecież po szynach, ale nie po tych pociągowych… Stało na peronie coś takiego jak szynobus, tylko o połowę mniejsze, tak więc ten wehikuł nie zabierał na pokład już prawie nikogo. Pewnie wymyślili coś takiego, żeby się wozić po tych trasach, po których już nikt nie jeździ.
Już w Lublinie dowiedziałem się, że z okazji Dnia Kolejarza przytłaczająca większość pracowników PKP (jakieś 120 tys.) dostanie specjalny dodatek w wysokości 200 zł. Kolej, pogrążona w długach, z nieopłaconą energię elektryczną, mająca przestarzały tabor, nierentowne połączenia i zmniejszającą się liczbę klientów, którzy skutecznie odstraszani są cenami biletów, pozwala sobie na bezcelowe wydanie 20 milionów złotych. Przerażające jak bardzo władze PKP ignorują zasady wolnego rynku. I klientów też. Niech żyje komunikacja samochodowa.