Obiad czwartkowy: O Cyncynacie, któremu pług zabrano…
Pytanie to stawiano już tysiące razy. Przedyskutowano ten problem na wiele sposobów. Tkwi jednak we mnie głębokie poczucie, że jest to zagadnienie nadal otwarte. A stawiam to pytanie nieprzypadkowo w dniach, kiedy coraz mocniej zbliżamy się do daty 11 listopada. Była to bowiem data nie tylko przełomowa w sensie pojawienia się na mapie Państwa Polskiego, ale również stanowiła początek przełomu w myśleniu. Oto Polska przestała być marzeniem, lecz stała się faktem, stawiając przed ludźmi nowe wymagania. Już wtedy pojawiało się pytanie: „jaki patriotyzm?”
Patriotyzm znajomością dat mierzony…
Lata zaborów przyzwyczaiły ludzi do pojmowania patriotyzmu z perspektywy walki. Ludzie dojrzewający w 20-leciu międzywojennym, wspominać będą, iż w wielu domach panował niezwykły kult powstań, a doszukiwanie się udziału przodków w narodowych zrywach było swoistym fetyszem. W takiej atmosferze wychowywał się m.in. Jan Nowak Jeziorański, który wspomni po latach w „Kurierze z Warszawy”: rozumowałem wtedy mniej więcej tak. Udziałem starszego pokolenia było wywalczenie niepodległości i granic. To była ich „wielka przygoda”, ale to się już nie powtórzy. Zadaniem młodych jest podniesienie Polski z niżu cywilizacyjnego, który oglądałem w czasie harcerskich wędrówek. Dzisiejsze młode pokolenie wchodzi w dorosłość z podobnymi refleksjami i często nie znajdując na nie właściwej odpowiedzi, wstydzi się przyznać do własnego patriotyzmu.
Kiedy kilka tygodni temu uczestniczyłem w programie dotyczącym patriotyzmu, zapytana o patriotyzm młodzież odpowiadała najczęściej, że jest to oddawanie życia za ojczyznę, heroizm, poświęcenie. Prowadząca program, w nieco reżyserowany sposób, próbowała sprawdzić patriotyzm nastolatków…odpytując ich z dat.
W sidłach heroizmu
Nie zdziwiłem się więc, że w opinii ludzi młodych nie są oni godni miana patriotów. Edukacja szkolna ogranicza patriotyzm do pojęć heroiczności i walki. Panteon bohaterów narodowych otwierają i zamykają generałowie, hetmani, komendanci, i szara piechota nie nosząca ni srebra ni złota. W podręcznikach historii do szkół podstawowych wydawnictwa Demart czytamy zaś, że głównym osiągnięciem Władysława Jagiełły było zwycięstwo nad Krzyżakami pod Grunwaldem, a Bolesław Chrobry był świetnym królem, bo prowadził wojny ze wszystkimi naszymi sąsiadami.
Trudno więc oczekiwać, że wychowani w takim modelu patriotyzmu młodzi ludzie nie będą się bali pojęcia „patriota”. Mając przed oczyma bohaterów oddających życie za ojczyznę, są wobec niego bezradni, lub wręcz zawstydzeni. Otoczeni kombatantami II wojny światowej, podziemia AK, opozycji antykomunistycznej, a wreszcie przyzwyczajeni do szaleńczego kultu Powstania Warszawskiego, zaczynają mieć wyrzuty sumienia, że nie dana im została możliwość bohaterskiej śmierci na barykadzie.
Patriota = obywatel
Gdyby zaś sięgnąć źródeł pojęcia „patriota” to oznaczał on tyle, co dobry obywatel. Starożytni rzymianie patriotą określali człowieka spełniającego ideał wspomnianego we wstępie Cyncynata – w czasie wojny oddanego i odważnego wojownika, w czasie pokoju dobrego gospodarza i obywatela. Z kolei nasi przodkowie, żyjący w epoce „złotego wieku”, patriotami nazywali ludzi biorących czynny udział w życiu publicznym i silnie zaangażowanych w sprawy państwa. Fascynacja Rzymem, zauważalna zwłaszcza w epoce Renesansu, przeniosła ideał wojownika-obywatela, zarażając nim polską kulturę i mentalność, co stało się nieodzownym elementem kultury sarmackiej.
Ideał ten upadł wraz z upadkiem państwa. Nowa rzeczywistość odsunęła na bok obywatelskość, stawiając na pierwszym miejscu heroizm i walkę o utraconą ojczyznę. Nie było to jednak tylko chwilowe odsunięcie obywatelskości spowodowane czynnikami zewnętrznymi, lecz wręcz jej zobrzydzenie. Bezpardonowa krytyka demokracji szlacheckiej jako formuły ustrojowej, wyrobiła w polskiej mentalności nie tyle niechęć do jej wad, lecz nieufność wobec jakichkolwiek form obywatelskiej aktywności. Zmienić próbował to nieco okres pozytywizmu, lecz zadra pozostała. Krótki okres wolności nie pozwolił w pełni na powrót ideału obywatelskości, a wojna i okres PRL-u jeszcze mocniej zepchnął go na margines.
Świadomość nieobywatelska
W dniu dzisiejszym młodzież wychodzi ze szkół w przekonaniu, że 400 lat demokracji szlacheckiej w Polsce to największe nieszczęście, jakie mogło ten kraj spotkać. Nie ma więc w panteonie bohaterów narodowych wielkich polityków: Mikołaja Sienickiego, Stanisława Szafrańca, Rafała Leszczyńskiego, Jakuba Sobieskiego. Któż z zapytanych na ulicy ludzi znałby jednego z najważniejszych twórców Konstytucji 3 maja, Ignacego Potockiego? Myślę też, że nazwiska takie jak Daszyński, Limanowski, Trąmpczyński, Rataj, pozostają dla przeciętnego Polaka nieznane…
Obywatelskość została wymazana z kanonu patriotyzmu. O dziejach polskiej demokracji mówi się w szkołach głównie źle, nie doceniając jej sukcesów, czy nie podkreślając obywatelskich postaw. Synonimem patriotyzmu jest jedynie heroiczna i najczęściej przegrana walka. Czy jednak taką mentalność powinno się kształtować w demokratycznym, bądź co bądź, państwie?
Po co być Polakiem?
Z odrzuceniem całego dziedzictwa polskiej obywatelskości, łączy się jeszcze jeden aspekt patriotyzmu. Podstawą jego istnienia jest wszak duma z osiągnięć narodu. Czy Polacy mają być z czego dumni, skoro przedstawia ich się głównie w roli nieudaczników, zanarchizowanego bydła pozostającego w nieustającym dołku cywilizacyjnym? Całą zaś wspólnotę pragnie się uformować jedynie na grobach i wspomnieniach przegranych powstań.
Nie można się więc dziwić, że młode pokolenie nie umie mówić o patriotyzmie. Pojęcie to wydaje się im bowiem dalekie, pozostające po za zasięgiem zwykłego śmiertelnika. Nie umie mówić o patriotyzmie, bo z czasem bardziej zastanawia się: dlaczego w ogóle warto być Polakiem?
Może dlatego uczucia patriotyczne potrafi w nas wzbudzić jedynie przeskakujący skocznie skromny góral z Wisły (przy czym każde jego potknięcie traktowane jest w kategorii potwierdzenia jakimi to jesteśmy nieudacznikami), Borubar i Roger Pereiro, brodacz rzucający kulą, czy mój równolatek przemierzający tory Formuły 1. W końcu to oni udowadniają, że nie trzeba ginąć aby stać się bohaterami, a może co ważniejsze, podtrzymują nadzieje, że Polakowi czasem coś może się udać. Na razie zaś pozostajemy Cyncynatem, którego ktoś obdarł z dumy i zabrał mu pług, uważając, ze wspomnienia weterana wojennego w zupełności mu wystarczą…
Zobacz też
Przypominamy, że felietony publikowane w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji "Histmag.org".
Tekst zredagował: Kamil Janicki