O socjalistach Sejm zapomniał
Prezydencka ustawa o obchodach setnej rocznicy odzyskania niepodległości trafiła do Sejmu w listopadzie ubiegłego roku. Pierwsze czytanie odbyło się w grudniu 2016 roku, w lutym zaś pracowała nad nią Komisja. Po II czytaniu ustawę odesłano ponownie do Komisji. W ramach prac nad ustawą zgłoszono szereg poprawek. Jedną z nich zgłosiła posłanka Agnieszka Ścigaj, wiceprzewodnicząca klubu Kukiz’15. Brzmiała ona: „Ojcami Niepodległości uznajemy: Józefa Piłsudskiego, Romana Dmowskiego, Wincentego Witosa, Ignacego Jana Paderewskiego, Wojciecha Korfantego”. Pomimo sugestii Komisji Kultury, iż poprawkę należy odrzucić, została przyjęta. Za zagłosowało 291 posłów, przeciw 141, wstrzymało się dwóch. W całości za poprawką zagłosowały kluby Kukiz’15 i PSL. W PiS-ie za poprawką było 225 posłów (jeden z głosujących wstrzymał się od głosu). Przeciw były kluby PO i Nowoczesnej, choć w tych dwóch znalazło się 11 posłów popierających poprawkę, a wśród nich m.in. Katarzyna Lubnauer, Joanna Scheuring-Wielgus, czy Bogusław Sonik.
Jak uzasadniał z trybuny sejmowej poseł Sylwester Chruszcz (Kukiz’15) poprawka miała na celu wskazanie wielonurtowości polskiej drogi do niepodległości. „Nie powinno być tak, że w uzasadnieniu wąsko postrzegamy naszą historię” – wyjaśniał poseł. Niestety, pomimo szlachetnych chęci jednoczenia narodu i ukazania złożoności historii, wymieniając Ojców niepodległości, posłowie zapomnieli o całym potężnym nurcie, który do wydarzeń z listopada 1918 roku walnie się przyczynił. Wśród przedstawionych postaci, które zdaniem parlamentarzystów na miano Ojców zasłużyły, zabrakło miejsca dla Ignacego Daszyńskiego, czy Jędrzeja Moraczewskiego, o innych socjalistach nie wspominając.
Oczywistym jest, że artykuł ustawy ma pewne ograniczenia, że spośród setek ludzi, którzy przyczynili się do odzyskania niepodległości można wymienić tylko kilkoro sztandarowych. Pominięcie choćby Daszyńskiego trudno jednak uznać za błąd roztargnienia, za niewymienienie kogoś z drugiego planu działań. To de facto zignorowanie wkładu potężnego ruchu politycznego w naszą przeszłość, które nijak ma się do deklarowanej przez kukizowców chęci budowania obchodów obywatelskich, ponad podziałami.
O odzyskaniu niepodległości nie da mówić się pomijając wkład socjalistów i ruchu, z którego wyrastali. Polska droga do wolności kształtowała nie tylko z potrzeby niezależności państwowej, ale także ogromu problemów społecznych, które socjaliści podnosili. Postulaty lewicowe padały już przecież w XVIII wieku, a w XIX stały się trzonem programów wielu stronnictw niepodległościowych. Powstała w 1892 roku Polska Partia Socjalistyczna była jedną z lepiej zorganizowanych na ziemiach polskich partii politycznych, grupując wokół siebie wielu późniejszych działaczy i społeczników. Socjaliści współtworzyli też organizacje polityczne, które w sytuacji rozpadu państw zaborczych przejmowały władzę administracyjną.
O ile więc Józef Piłsudski był Ojcem niepodległości budując fundamenty wojska, Dmowski czy Paderewski wpływali na opinię wśród społeczeństw zachodnich, Witos oddziaływał na mieszkańców wsi, o tyle bez socjalistów dużo trudniejsze byłoby tworzenie struktur państwa. Kluczowa była tu postać Ignacego Daszyńskiego, który współtworzył Polską Komisję Likwidacyjną na terenie Galicji, a następnie Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej w Lublinie. Na czele pierwszego rządu powołanego przez Józefa Piłsudskiego stanął zaś socjalista Jędrzej Moraczewski. Ten rząd – przeprowadzając daleko idące reformy społeczne – uchronić miał ziemie polskie przed wzbierającą falą rewolucji. Ten sam rząd stworzył ordynację wyborczą do Sejmu Ustawodawczego dzięki której prawa wyborcze otrzymały kobiety.
Jak można więc opowiadać o odzyskaniu niepodległości wśród Ojców nie zostawiając choćby jednego miejsca dla socjalistów. Rzecz jasna niektórzy mogliby wskazywać Józefa Piłsudskiego jako przedstawiciela myśli socjalistycznej, ale przecież u progu wolności był on już raczej traktowany jako dowódca wojskowy, nie zaś polityk PPS, od której to partii sam zaczął się dystansować. Trudno zatem traktować ten artykuł ustawy inaczej niż w kategoriach pominięcia całego potężnego dziedzictwa niepodległościowego bez którego o całym procesie mówić nie można.
Zobacz też:
O ile trudno się dziwić, że nazwisko Daszyńskiego z trudem przechodzi przez gardła nacjonalistycznych posłów, którzy dostali się do parlamentu na plecach Pawła Kukiza, o tyle zadziwiające jest, że na jego brak nie zwrócili uwagi posłowie obecnej opozycji. Pokazuje to skale zapomnienia o wpływie lewicy niepodległościowej na rodzimą historię i jej obecność w naszych dziejach. Bez niej dróg do niepodległości zrozumieć się zaś nie da.
Czas na rehabilitację jeszcze jest. Ustawa trafi obecnie pod obrady Senatu. Tam możliwe będzie dopisanie Daszyńskiego do Ojców niepodległości. To ważne dla naszej pamięci i szacunku dla historii. Bez tego nazwiska trudno będzie mówić, że przyszłoroczne obchody uszanują wielość poglądów i wielonurtowość myśli niepodległościowej. No chyba, że Ignacy Daszyński, podobnie jak wielu innych działaczy socjalistycznych z XIX wieku, stać się ma ofiarą ustaw dekomunizacyjnych, co w obliczu skali wiedzy historycznej obecnych polityków nie uznałby za szczególnie dziwne.
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.
Redakcja: Tomasz Leszkowicz