O co związanego z historią będziemy się spierać w 2014 roku?

opublikowano: 2014-01-01, 17:02
wolna licencja
O to, że przeszłość ma związek z teraźniejszością, większości z czytelników naszego portalu chyba nie trzeba przekonywać. Pamięć, czyli „żywa historia” we współczesności, w Polsce stanowi ważny element życia społecznego. Do tych dwóch porządków dodajmy jeszcze trzeci, czyli przyszłość, i zastanówmy się jakie historyczne rocznice czekać nas będą w Nowym Roku.
reklama

[…] był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia. Rok 2013 stał pod znakiem 150-lecia powstania styczniowego (rocznicy rzekomo „zapomnianej”, chociaż obchodzonej w całej Polsce w różnoraki sposób), 70. rocznicy powstania w getcie warszawskim, ujawnienia zbrodni katyńskiej, śmierci Władysława Sikorskiego oraz rzezi wołyńskiej a także 95-lecia odzyskania niepodległości. Bohaterami minionego roku zostali także m.in. inżynier Jan Czochralski oraz poeta Julian Tuwim.

Pod względem „kalibru” okrągłych rocznic zbliżające się miesiące na pewno przebiją mijające. Kontynuacją zeszłorocznego zestawu będzie na pewno rocznica zakończenia powstania styczniowego, symbolizowanego przez śmierć Romualda Traugutta. Zwolennicy tradycji insurekcyjnej znajdą jednak nową okazję do świętowania – w marcu zainaugurowane zostaną obchody 220. rocznicy powstania kościuszkowskiego. Można zastanawiać się, na ile będą one impulsem do odnowienia tradycji 1794 r. – kosynierzy nie są już dziś bohaterami zbiorowej wyobraźni, a postępowość programu polskich jakobinów i uniwersału połanieckiego chyba mało kogo podnieci. Zostaje tylko samotny i monumentalny Kościuszko, postać znana chyba każdemu Polakowi, chociaż usuwająca się w cień bohaterów historii najnowszej.

(fot. Wistula, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0).

Podniecająca będzie natomiast 25. rocznica polskiego przełomu z 1989 r., rozłożona na trzy wydarzenia: obrady Okrągłego Stołu, wybory czerwcowe oraz powołanie rządu zmarłego niedawno Tadeusza Mazowieckiego (niektórzy dodadzą do tego też pewnie rocznicę wyboru Wojciecha Jaruzelskiego na prezydenta). Będzie to prawdopodobnie autentyczna kłótnia - już można wyobrazić sobie okładki „Gazety Wyborczej”, „Gazety Polskiej”, „Newsweeka”, „Do Rzeczy”, „Polityki” czy „W Sieci”. Role są już zapewne rozpisane: tzw. „Salon” będzie chwalił historyczne zasługi własne lub swoich idoli w historycznym przełomie, który pchnął Polskę do świetlanej rzeczywistości, natomiast tzw. „niepokorni” będą mówić o Magdalence, zgniłym kompromisie który doprowadził do okropnej rzeczywistości i niewykorzystanej szansie dobicia komunistycznego potwora, a także przypominać zasługi swoje i swoich idoli w głośnym sprzeciwie wobec zła. Szkoda, bo transformacja czeka na dogłębną refleksję historyczną (na razie jest to domena socjologii), ukazującą nie tyle smutne kłótnie w obozie postsolidarnościowym, ale raczej przekształcenie polskiej polityki i przede wszystkim społeczeństwa, czego symbolem jest chociażby wolnorynkowa eksplozja wczesnych lat 90. czy też przemiany obyczajowości, mentalności i kultury w tym okresie.

reklama

Dalej będzie już jak u Hitchcock: napięcie będzie tylko rosnąć, bo czeka nas szereg celebracji związanych z przełomowym rokiem 1944. 22 lipca na chwilę przypomnimy sobie o Polsce Ludowej, która tego dnia została zainaugurowana słynnym Manifestem PKWN. Jak zwykle pojawi się trochę PRL a'la Bareja oraz sporo PRL w wersji krwawej, co w tym drugim wypadku będzie zresztą po ludzku słuszne, bo nie da się opowiedzieć o tych czasach bez przypomnienia o początku wojny komunistów wspieranych przez ZSRR z podziemiem niepodległościowym, będącej de facto zaczątkiem całego terroru komunistycznego w Polsce. Obawiam się jednak, że w dyskusjach niewiele miejsca poświęci się sprawie kardynalnej – diagnozie społeczeństwa polskiego i sytuacji naszego kraju w momencie zakończenia drugiej wojny światowej i w obliczu wprowadzanego z zewnątrz komunizmu. Przez ponad dwie dekady badań zrobiono już w tym kierunku wiele, wciąż jednak istnieją liczne pola do refleksji nad tym zagadnieniem, o czym przekonała mnie chociażby dyskusja wokół wydanej w 2012 r. książki Marcina Zaremby pt. Wielka Trwoga.

1 sierpnia, prawdopodobnie na Stadionie Narodowym w Warszawie, odbędzie się premiera filmu Jana Komasy pt. Miasto 44, będące pierwszą od lat dużą produkcją filmową przedstawiającą powstanie warszawskie. 10 lat temu, w związku z 60. rocznicą zrywu i inauguracją poświęconego mu muzeum, rozpoczęła się „moda” na powstanie, która trwa do dziś. Od lat istnieje równoległy nurt sceptyczny wobec powstańczego mitu, wywodzący się wprost z tzw. krytycznej refleksji nad polską historią. W 2013 r. dołączył do niego z dużą siłą nurt „realistów”, krytykujących decyzję o powstaniu z pozycji, które można ulokować na mapie ideowo-politycznej po prawej stronie. W kotle dyskusji o powstaniu warszawskim wrze więc stale i aż prosi się, by wreszcie dodać do niego trochę nowych składników wychodzących po za odwieczny dylemat „bić się czy nie bić” - chociażby przyjrzenie się powstańcom, ich postawom, ulokowaniu w społeczeństwie i relacjom z cywilami, ale również krytyczną refleksję nad dziedzictwem i tradycjami powstania czy też jego wojskową stroną (będącą czymś więcej niż kroniką działań kolejnych oddziałów). Sierpień i w tym roku może być gorący...

reklama

Miłośnicy wojskowości i bohaterstwa polskiego żołnierza będą mieli więcej okazji by je uczcić, również w ramach upamiętniania roku 1944. 70 lat mija od akcji „Burza” (na różnych obszarach w różnym czasie), bitew pod Monte Cassino (maj), Falaise (sierpień) czy Arnhem (wrzesień). Trzy ostatnie starcia stanowiły element wielkiej ofensywy aliantów na Zachodzie, rozpoczętej w Normandii i zakończonej walkami w Ardenach, która też pewnie skutkować będzie licznymi obchodami rocznicowymi. Jak w tym wszystkim zostanie doceniony wysiłek polskiego żołnierza?

Niestety we wrześniu nie spotkamy się w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, które pierwotnie planowano otworzyć właśnie na 75. rocznicę wybuchu drugiej wojny światowej. Szkoda, bo być może byłaby to okazja do nowych pytań postawionych 1 września, nie tylko zresztą o historię Polski (Piotr Zychowicz może już szykować kolejne teksty udowadniające, że wystarczyło iść z Hitlerem, a byłoby pięknie i wspaniale), ale i dzieje tej części świata. Niezwykle ważne będzie to co wydarzy się 23 sierpnia, w rocznicę podpisania paktu Ribbentrop-Mołotow, kiedy nie tylko Polacy, Litwini, Łotysze i Estończycy, ale może również Ukraińcy, Białorusini, Rumuni, Finowie czy Czesi powinni dać światowej opinii publicznej jasny przekaz, co rok 1939 oznaczał dla ziemi na wschód od Łaby. Warto może też wreszcie przypomnieć o sprawie uniwersalnej, symbolizowanej przez trochę już zapomniane dziś hasło „Nigdy więcej wojny!”.

Dobrą okazją do wzmocnienia tej refleksji będzie ostatnia z wielkich rocznic przypadających w 2014 r., która w Polsce będzie tylko cieniem tego co zdarzy się w Wielkiej Brytanii, Francji, Niemczech czy Rosji. Chodzi oczywiście o stulecie wybuchu pierwszej wojny światowej. Po stu latach znowu przypominać będziemy sobie konflikt, który wstrząsnął pozornie spokojnym światem XIX w. i wprowadził nas w krwawy wiek XX. „Na Zachodzie bez zmian”, jedno z wielu przedstawień tamtego piekła, do dziś jest ważnym elementem europejskiej świadomości, która od kilkudziesięciu lat nawet nieźle radzi sobie z zapobieganiem wojnom na Starym Kontynencie. Paradoksalnie jednak tak ważne dla współczesnego świata wydarzenie jak wybuch pierwszej wojny światowej w polskiej pamięci nie zajmuje zbyt poczesnego miejsca. Wielka Wojna jest dla nas zjawiskiem odległym i obcym. Nie uświadamiamy sobie, że na różnych jej frontach walczyli i ginęli żołnierze z wszystkich trzech zaborów, że front wschodni przetoczył się przez ziemie rdzennie polskie co najmniej dwa razy (po drodze zatrzymując się na dłużej w różnych miejscach), że Polacy doświadczyli trudnych warunków wojennej codzienności a także pierwszej okupacji niemiecko-austriackiej.

reklama

Wątki te przykrył proces znany każdemu uczniowi ze szkoły i nazwany „odzyskanie niepodległości przez Polskę”. Oczywiście, trudno negować znaczenie wydarzeń z nim związanych dla naszej historii i tożsamości. Przez to jednak, że skupiamy się wciąż na konflikcie koncepcji Piłsudskiego i Dmowskiego, Legionach i innych formacjach, optymizmie i działaniu, z naszego pola widzenia umyka ważne doświadczenie historii XX wieku. To tak jak z 11 listopada – dla nas dniem radości, dla Francuzów i Brytyjczyków okazją do zadumy nad poległymi. Więcej emocji wzbudzą huczne obchody wymarszu Kompanii Kadrowej z Krakowa będące kolejnym elementem poczciwego i tradycyjnego kultu „naszego Komendanta”, który „wskrzesił Ojczyznę”, przerywanego czasem złośliwym pomrukiwaniem co radykalniejszych spadkobierców endecji o „bandycie spod Bezdan”. Jak zwykle dwie trumny zasłonią nam wszystko.

Znaki na niebie i ziemi oraz w kalendarzu wskazują na to, że w rozpoczynającym się roku wiele będzie okazji do przypomnienia sobie o historii. Polacy znowu będą nie tylko lękać się o przyszłość i skupiać się na teraźniejszości, ale również patrzeć w przeszłość. Pięknie byłoby, gdyby patrzeniu temu towarzyszyło też choć trochę refleksji, najlepiej nieschematycznej. Historia jest księgą, którą można czytać wiele razy i szukać w niej nowych myśli. Inspiracji jak widać może być wiele. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że dyskusje i kłótnie o dzieje Polski i świata okażą się w nadchodzących miesiącach ciekawe, a być może również oryginalne. Na pewno będzie o czym czytać.

PS: rok 2014 uraczy nas jeszcze co najmniej jedną ciekawą i okrągłą rocznicą – z pozoru radosną, ale jednocześnie bardzo martyrologiczną. Chodzi oczywiście o Mistrzostwa Świata w piłce nożnej w 1974 r. i historyczny srebrny medal „Orłów Górskiego”. Głęboką tragedię związaną z tym wydarzeniem uświadomimy sobie, gdy po kolejnym meczu po raz kolejny zabrzmi pieśń „Nic się nie stało, Polacy nic się nie stało!”.

Zobacz też:

Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”.

reklama
Komentarze
o autorze
Tomasz Leszkowicz
Doktor historii, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego. Publicysta Histmag.org, redakcji merytorycznej portalu w l. 2006-2021, redaktor naczelny Histmag.org od grudnia 2014 roku do lipca 2017 roku. Specjalizuje się w historii dwudziestego wieku (ze szczególnym uwzględnieniem PRL), interesuje się także społeczno-polityczną historią wojska. Z uwagą śledzi zagadnienia związane z pamięcią i tzw. polityką historyczną (dawniej i dziś). Autor artykułów w czasopismach naukowych i popularnych. W czasie wolnym gra w gry z serii Europa Universalis, słucha starego rocka i ogląda seriale.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone