„Nieszczery Polak, nieistotny Litwin” – stosunki polsko-litewskie w czasach II wojny światowej

opublikowano: 2013-08-01, 08:00
wolna licencja
Najniebezpieczniejsza polska granica w dwudziestoleciu międzywojennym? Oczywiście ta z Litwą. Aby zrozumieć dlaczego tak było, należy cofnąć się... No właśnie, do jakich czasów i do jakich miejsc? Na to i inne pytania odpowiada Piotr Niwiński, historyk i politolog z Uniwersytetu Gdańskiego, zajmujący się stosunkami polsko-litewskimi w czasach II wojny światowej. Dzisiaj prezentujemy pierwszą część wywiadu.
reklama

Piotr Olejarczyk, Histmag.org: Podczas niedawnego spotkania w Gdańsku, na którym Grzegorz Motyka promował swoją ostatnią, „ukraińsko-polską” książkę, mówił Pan, że opisując relacje polsko-litewskie czasów wojny nadal musi „gryźć się w język”. Że ciągle są kwestie, które wywołują u Pana wielkie emocje i że trzeba niemałej odwagi by o nich pisać. Co miał Pan na myśli?

Piotr Niwiński (ur. 1966) - absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, profesor Uniwersytetu Gdańskiego, kierownik Zakładu Polityki Bezpieczeństwa i Konfliktów Międzynarodowych w Instytucie Politologii UG. Zajmuje się dziejami Okręgu Wileńskiego AK, historią konspiracji antykomunistycznej, aparatem represji na Pomorzu po 1945 roku oraz dziejami stosunków polsko-litewskich.

Piotr Niwiński: Historia nie jest łatwą nauką. Prawda, do której starają się dotrzeć historycy często okazuje się prawdą, szokującą dla szerokiego audytorium. Stosunki międzypaństwowe są naznaczone przeszłością. Jeżeli pewne brutalne fakty wyciąga się na światło dzienne, popularyzuje się je w gazetach, de facto robi się z nich sensację dziennikarską, to na pewno wpływa to negatywnie na stosunki między danymi krajami. Z drugiej strony nie można o takich stosunkach milczeć. Bo brutalne fakty w stosunkach polsko-ukraińskich, polsko-litewskich, polsko-niemieckich, czy polsko-rosyjskich oczywiście zaistniały.

Do pewnego stopnia mieliśmy już możliwość oczyszczenia stosunków polsko-niemieckich, mówiąc przez wiele lat o zbrodniach niemieckich na ludności polskiej. Jednak takiego samego oczyszczenia w relacjach Polski z Litwą, Ukrainą, czy Rosją nie było, bo oczywiście w czasach komunizmu nie o wszystkim można było mówić. A dzisiaj stosunki z naszymi sąsiadami są naznaczone polityką. Dziennikarzom, którzy chcą opisywać relacje polsko-litewskie za każdym razem zalecam ostrożność. Zdecydowanie nie chodzi tutaj o ukrywanie faktów, mowa o sposobie ich nagłośniania. Czym innym jest wybiórcze żerowanie na faktach, a czym innym rzetelne ich pokazywanie.

Będziemy jeszcze o tym mówić, ale mógłby Pan dać przykład takiego wydarzenia, które do dzisiaj wywołuje wiele emocji w relacjach polsko-litewskich? Polskę i Ukrainę nadal dzieli kwestia rzezi galicyjsko-wołyńskiej, a jak jest w wypadku Litwy i Polski? Co w historii stanowi barierę nie do przeskoczenia dla obu narodów?

Wilno. Sprawa przynależności tego miasta. Myślę, ze nie znajdziemy tutaj wspólnego punktu. Dla nas Wilno było, może już teraz nie jest, ale było polskie. Dla Litwinów było, jest i będzie litewskie zawsze. Za tym też pójdzie sprawa mniejszości narodowej. Polacy na Wileńszczyźnie czują się Polakami, którzy mieszkali tam z dziada pradziada. Bardzo wielu Litwinów, którzy tam przybyli, w najlepszym wypadku mieszka w Wilnie od 1939 roku. Przez tych, którzy tam mieszkają od wieków postrzegani są negatywnie. Ale to właśnie ci „nowi” Litwini maja władzę i traktują tę mniejszość w sposób lekceważący.

reklama

Nie uważam, że wszystkie postulaty mniejszości polskiej są w pełni usprawiedliwione, natomiast większość z nich wywodzi się z tego nierównego traktowania. Polacy na Wileńszczyźnie są traktowani w sposób...

Jak obywatele drugiej kategorii?

Pewnie na takie sformułowanie Litwini by się oburzyli. Można jednak powiedzieć, że Polacy na Wileńszczyźnie nie są traktowani tak samo jak Litwini.

To spróbujmy odpowiedzieć, skąd wziął się taki stosunek Litwinów do Polaków, bo przecież nie o Wilno chyba tylko chodzi. Już w XIX wieku rodzący się wówczas nacjonalizm litewski na celownik obrał sobie głównie Polaków. Dlaczego? Litwa to mały kraj, który geopolitycznie położony jest chyba jeszcze gorzej niż Polska: pomiędzy Niemcami, Rosją a naszym państwem właśnie. Dlaczego dla rodzącego się litewskiego nacjonalizmu to Polacy byli najgorszym wrogiem?

Litwini to naród młody, tak naprawdę piszący swoją historię od drugiej połowy XIX wieku. Powiedzmy to sobie wprost, Litwa to lud, który został spolonizowany po kolejnych uniach. To naród, który po wejściu do Rzeczpospolitej Obojga Narodów poprzez Polskę przyjął cywilizację łacińską i w niej trwa nadal. Także polskość jest im bliska.

Ale jeżeli Litwini chcą być odrębnym narodem, to muszą być w jakiś sposób antypolscy. Dlaczego? Bo przyjęcie polskości w pewnym stopniu natychmiast rozkłada ten naród. Oni nie muszą być antyniemieccy, czy antyrosyjscy. Oczywiście Niemcy, czy Rosja mogą dla nich stanowić fizyczne zagrożenie. Ale o wiele trudniej zgermanizować, czy zrusyfikować Litwę, niż ją spolonizować.

Litwini obawiali się więc polskości. Założyciele litewskiego narodu, bo tak trzeba ich nazwać, czyli grupa wybitnych intelektualistów już w drugiej połowie dziewiętnastego wieku uznała, że polskość jest największym zagrożeniem dla Litwy. I tak jest do dzisiaj.

Polecamy e-book: „Źródła nienawiści. Konflikty etniczne w krajach postkomunistycznych”

„Źródła nienawiści. Konflikty etniczne w krajach postkomunistycznych”
cena:
16,90 zł
Liczba stron:
480
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-62329-99-1
Litwa 1920-1940 i jej roszczenia terytorialne względem Polski (aut. Mix321; GNU Licencja Wolnej Dokumentacji wersja 1.2)

A w jaki sposób tak antypolsko nastawieni Litwini patrzyli i patrzą na Rzeczpospolitą Obojga Narodów?

Uznają, że do czasów Jagiełły mieli własną historię. Byli osobnym narodem. Walczyli i mieli sojusze z Krzyżakami. Walczyli i mieli sojusze z Rusinami. Tak samo z Tatarami, czy Polakami. Ale po Unii Krewskiej, Horodelskiej, po kolejnych uniach, a w szczególności Unii Lubelskiej, Litwini stali się częścią nowego tworu państwowego.

I ten moment w dzisiejszej Litwie nie jest do końca uznawany. Pewne elementy tamtych wydarzeń są uznawane, ale wiele nie. Wspólnie obchodzimy rocznicę Unii Lubelskiej, ale nie dlatego, że Polska i Litwa stworzyły jedno państwo. Nie, Litwini świętują ten dzień, ponieważ uważają, że był to moment, kiedy Litwa zrobiła znaczny krok cywilizacyjny.

reklama

Dalej, oni szanują Janusza Radziwiłła, tak bardzo negatywnie przedstawianego przez Sienkiewicza na kartach „Potopu”. My oczywiście uważamy go za zdrajcę. Tymczasem według Litwinów, Radziwiłł dążył do niepodległości Litwy.

Inne elementy są dla Litwinów zupełnie obce. Nie ma wielkich książąt litewskich, są to zdrajcy. Są to osoby działające dla korzyści Rzeczpospolitej, nawet nie na korzyść Rzeczpospolitej Obojga Narodów, o Litwie już nie wspominając.

Wróćmy do Wilna i przejdźmy do czasów bardziej nam współczesnych: do dwudziestego wieku, kiedy Polska i Litwa uzyskują niepodległość. Oczywiście Wilno od razu stanowi prawdziwą kość niezgody między oboma narodami. Jak Pan patrzy na bunt Żeligowskiego w 1920 roku i późniejsze przyłączenie Wilna do Polski? Piłsudski marzy wówczas o realizacji swojej koncepcji federacji, a decyduje się na taki ruch. Sposób załatwienia tej sprawy zaprzepaścił w dwudziestoleciu międzywojennym jakąkolwiek szansę porozumienia między Polską, a Litwą?

Józef Piłsudski

Wilno to bardzo skomplikowany problem. Dla Polaków cała Wileńszczyzna to terytorium zamieszkane w zdecydowanej większości przez ludność mówiącą językiem polskim, poczuwającą się do polskości, walczącą o Polskę. To ludzie, którzy wpisali się w polską historie, chociażby z perspektywy początku dwudziestego wieku z „jeszcze gorącym” powstaniem styczniowym. Nie mówiąc już o Józefie Piłsudskim, który z Wilna przecież się wywodził. Natomiast dla Litwinów Wilno to historyczna stolica. To takie Gniezno, Kraków, Poznań razem wzięte. Dla nich Wielkie Księstwo Litewskie zawsze było oparte na Wilnie.

I teraz nadchodzi rok 1920. Czy rzeczywiście była szansa, że koncepcja federacyjna Piłsudskiego się powiedzie? To gdybanie. Trzeba pamiętać, że w tamtych latach istotną rolę w stosunkach polsko-litewskich odgrywał rząd polski i sejm, zdominowany przez polityków narodowych, a więc wyznających koncepcje antyfederacyjne. Rola Piłsudskiego była ograniczona.

Podporządkowanie Wilna Polsce to oczywiście nie był żaden bunt wojska. Było to zaplanowane działanie militarne, które służyło doprowadzeniu do przyłączenia tych ziem do Polski. Ale Litwini musieli tutaj stawić opór. Pozostaje jednak pytanie, czy Wilno dla Litwinów musiało został dogmatycznym problemem? Wilno jako stolicę zapisano w konstytucji.

Przecież sam Pan powiedział, że Wilno to historyczna stolica dla Litwinów, rzecz arcyważna...

Powiem wprost: tu nie chodziło o odczucia zwykłego Litwina, a o całe dwudziestolecie polityki tego państwa, opartej na chęci odzyskania Wilna. To miał być główny element scalający ten naród. Na zasadzie: „Wilno jest nam niezbędne”. Ta spowodowało wielką niechęć Litwinów do Polaków.

reklama

Z tego można wnioskować, że zgadza się Pan tutaj ze Stanisławem Catem-Mackiewiczem i jego rozważaniach na temat „sojuszy egzotycznych”. Cytuję: „Jeśli utrata niepodległości przez jakieś państwo pociąga utratę niepodległości innego państwa, to sojusz pomiędzy tymi dwoma państwami jest sojuszem naturalnym, wskazanym. Litwa traci automatycznie swoją niepodległość, gdy Polska pozbawiona jest niepodległości. Sojusz więc Litwy z Polską jest sojuszem wskazanym, naturalnym. Rozumiał to dobrze Jagiełło, o wiele mniej Smetona i Voldemaras.” Rzeczywiście litewscy politycy tego nie rozumieli?

Antanas Smetona, prezydent Litwy (fot. Lietuvos nacionalinis muziejus; na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 2.5.)

Z punktu widzenia strategicznego Litwini powinni szukać sojuszu w Polsce. Ale z punktu widzenia narodowego było to dla nich niewyobrażalne. I zdawali sobie z tego sprawę. W 1939 roku, kiedy Wilno na krótko zostało przekazane Litwie przez Rosję Sowiecką, Litwini ukuli takie powiedzenie: „Wilno nasze, ale Litwa Sowiecka”. Zdawali sobie sprawę, jak gorzka dla nich jest ta sytuacja.

Ówcześni Litwini nie mieli jednak dzisiejszej perspektywy. Gdyby wiedzieli, jak później potoczą się losy ich państwa, może postępowaliby inaczej. Może taki sojusz byłby możliwy. Jednak ani w 1919, ani 1920, 1923, 1926, czy nawet 1938 roku nikt nie wiedział, że wybuchnie druga wojna światowa. Że Niemcy i Związek Sowiecki będą tak silne.

Polecamy e-book Michała Przeperskiego „Gorące lata trzydzieste. Wydarzenia, które wstrząsnęły Rzeczpospolitą”:

Michał Przeperski
„Gorące lata trzydzieste. Wydarzenia, które wstrząsnęły Rzeczpospolitą”
cena:
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
86
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-934630-3-9

Książkę można też kupić jako audiobook, w tej samej cenie. Przejdź do możliwości zakupu audiobooka!

To zatrzymajmy się jeszcze na roku 1926. W Polsce często zapomina się, że wtedy swój przewrót polityczny mieli także Litwini. Główni politycy litewscy (Smetona, Voldemaras) byli silnie antypolscy. Czy takie nacjonalistyczne nastroje były udziałem dużej części Litwinów? Większości?

Zdecydowanie większości. Cały cykl wychowawczy na Litwie, właściwie już od przedszkola, poprzez szkoły, uniwersytety, wszystkie ruchy młodzieżowe, czy popularne wówczas związki strzeleckie, był nastawiony antypolsko. Wynikało to oczywiście z dbania o nacjonalizm litewski. Wszystkie kolejne rządy litewskie, nawet socjalistyczne, były albo zdecydowanie antypolskie, albo przynajmniej antypolskie.

Augustinas Voldemaras, polityk nacjonalistyczny, dwukrotny premier Litwy

Czy dochodziło do prześladowań mniejszości polskiej na Litwie?

Na terytorium Republiki Litewskiej, którą my nazywaliśmy Litwą Kowieńską, mieszkało dużo Polaków. Aby jeszcze bardziej skłócić Litwinów z Polakami, Litwa przeprowadziła w 1927 roku prowokację. Dotyczyła ona m.in. Polskiej Organizacji Wojskowej, która rzeczywiście istniała wtedy na terytorium Litwy i była przygotowana na wypadek ewentualnego wybuchu wojny polsko-litewskiej.

reklama

Organizacja ta została sprowokowana przez Litwinów, którzy szybko postawili zarzut, że Polacy chcieli wywołać powstanie i przejąć siłą całą władzę na Litwie. Tego oczywiście w polskich planach militarnych, czy politycznych nie było – możemy uznać, że była to prowokacja. Ale podważyła ona bardzo zaufanie do sąsiada-Polaka.

Z tego wszystkiego wyłaniał się obraz nieszczerego Polaka, który z jednej strony mówi: „Litwini to bracia”, ale z drugiej zabiera Wilno. Który mieszka obok Litwina, współpracuje z nim, razem uprawia pole, ale jednocześnie chowa karabin, aby zrobić powstanie i zamordować swoich litewskich sąsiadów. Niestety, w czasie międzywojnia taka wizja nieszczerego Polaka, pokutowała w wielu litewskich umysłach.

Czyli litewskie gazety w czasach dwudziestolecia międzywojennego na cel brały głównie Polaków? Co Polak mógł dowiedzieć się o sobie, czytając gazety swoich sąsiadów?

Zdecydowanie brały na cel Polaków. Nie tylko w gazetach. Ale i na plakatach kolportowanych na ulicach miast, na różnego rodzaju zebraniach. Także i Kościół litewski w homiliach przemycał wartości antypolskie, pokazywał fałszywość Polaków. Ta antypolskość funkcjonowała wszędzie. Może ja trochę przebarwiam – nie było tak, że zwykły człowiek, idący po zakupy, na każdym kroku widział antypolski plakat. Nie, tak nie było. Ale na Litwie nie było plakatów antyniemieckich, czy antyrosyjskich. Natomiast plakaty antypolskie – jak najbardziej.

I jak nas pokazywali Litwini?

Krzysztof Buchowski wydał książkę „Litwomani i polonizatorzy”, w której przedstawiał propagandę litewską w stosunku do Polaków (i odwrotnie). Można tam zenaleźć wiele plakatów antypolskich. To były takie typowe karykatury. Żołnierz polski cicho skradający się do litewskiego rycerza, którego próbuje przebić bagnetem. Styl podobny nieco do propagandy sowieckiej w stosunku do kułaków, czy Anglików lub Francuzów.

A obraz Litwina w polskim przekazie? Też był nasycony propagandą?

Paradoksalnie Litwinom poświęcano w Polsce mało miejsca. Naszym głównym wrogiem był Związek Sowiecki, w późniejszym okresie – Niemcy. I to oni dominowali w polskiej propagandzie. O Litwinach było zdecydowanie mniej. To nam trochę zostało do dzisiaj. My często mówimy o tym narodzie w sposób lekceważący, niewiele o nich wiemy. To nasze patrzenie z góry jest bolesne dla dzisiejszych Litwinów.

Oczywiście w czasach międzywojnia były takie momenty, że polskie gazety poświęcały wiele uwagi naszemu sąsiadowi. Słynne hasło, o którym będziemy tutaj pewnie jeszcze mówić: „Wodzu prowadź nas na Kowno”, było jednak zamierzoną akcją propagandową polskiego rządu, w której chodziło o stworzenie odpowiedniego klimatu, żeby wymusić na Litwie nawiązanie współpracy dyplomatycznej. Wiele osób wykrzykujących takie hasła, tak naprawdę nie za bardzo orientowało się, o co w tym wszystkim chodzi.

reklama

Z tego co Pan mówi, można wnioskować, że Litwa i Polska w okresie międzywojnia to dwa wrogo nastawione do siebie państwa...

Proszę pamiętać, że to nie granica polsko-czechosłowacka, nie granica polsko-sowiecka, a także nie granica z trzecią Rzeszą była tak naprawdę linią frontu. Taką linią była granica polsko-litewska. To tam były zasieki, wysadzone mosty, ścięte słupy telegraficzne, bunkry, okopy po obydwu stronach. Na tej granicy często dochodziło do wymiany ognia. Ba, dochodziło nawet do walk o poszczególne miejscowości w tak zwanym pasie neutralnym. Były momenty, że prowadzono regularny obstrzał artyleryjski. To była granica frontowa.

Marszałek Edward Śmigły-Rydz, Generalny Inspektor Sił Zbrojnych w latach 1936-1939

Brzmi to tak, jakby Polska i Litwa były ze sobą w stanie wojny.

Tak, oczywiście nie było. Trochę tamtą sytuację można porównać do dzisiejszych stosunków między Pakistanem a Indiami. Tam też dochodzi do incydentów granicznych, a wojny przecież nie ma.

A wracając do stosunków polsko-litewskich: żeby wysłać list z Wilna do Kowna, które przecież w linii prostej dzieli jakieś 60 kilometrów, wysyłano go przez Sztokholm. Żeby zadzwonić z jednego do drugiego miasta, musiano korzystać z łącznic w Rydze. Nie było bezpośredniej łączności. Aby przejechać autobusem na drugą stronę granicy, trzeba było przejść więcej formalności niż dzisiaj na granicy z Białorusią...

Polecamy e-book Jakuba Jędrzejskiego – „Hetmani i dowódcy I Rzeczpospolitej”

Jakub Jędrzejski
„Hetmani i dowódcy I Rzeczpospolitej”
cena:
14,90 zł
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
160
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-31-0

W sprzedaży dostępne są również druga i trzecia część tego e-booka. Zachęcamy do zakupu!

To jeszcze kilka słów na temat politycznych ruchów na Litwie w tamtych latach. Smetona był raczej konserwatystą w starym stylu, ale na Litwie funkcjonował też radykalny ruch Tautininków, którego wielu autorów traktuje jako ruch faszystowski czy quasi-faszystowski. Czy to uprawniona teza?

Nie. Trudno ruch Tautininków nazwać ruchem faszystowskim. To było coś jak ruch narodowy, oparty na kilku filarach. Przede wszystkim na wierze chrześcijańskiej, stanowiącej mocny fundament całego ruchu. Dwa, miał w sobie silne elementy nacjonalistyczne. Trzy – łączył w sobie elementy przygotowania się na obronę ojczyzny, ewentualnie wyzwolenie Wilna. Jeżeli te trzy punkty zebrać razem i nazwać je faszyzmem, to tak naprawdę, faszystowskimi będziemy musieli nazwać właściwie wszystkie ówczesne kraje europejskie.

reklama

Kiedy w 1939 roku Wilno trafia do Litwy, młodzież z organizacji Tautininków zachowuje się wobec Polaków, delikatnie mówiąc, niegodnie. O tym oczywiście trzeba pamiętać. Ale trzeba też wiedzieć, że to właśnie z tej młodzieży wywodził się bardzo często ruch partyzancki na Litwie, który walczył przeciw Sowietom w latach 1944-45. A były i przypadki, że do 1967 roku.

To właśnie ci młodzi ludzie byli gotowi oddać życie z ojczyznę w latach czterdziestych, a także i później, kiedy wydawało się, że właściwie wszystko o co walczą, jest już stracone.

Jak skomentowałby Pan polski sposób na nawiązanie stosunków dyplomatycznych z Litwą? Mowa oczywiście o wyjątkowo specyficznym ultimatum polskim z marca 1938 roku, polskich naciskach na dyplomatów litewskich, słynnych i popularnych wówczas w Polsce hasłach typu: „Wodzu prowadź nas na Kowno”. Co chcieliśmy w ten sposób osiągnąć?

Prawdę powiedziawszy, tutaj powinien wypowiedzieć się historyk, zajmujący się dwudziestoleciem międzywojennym. Moje skromne zdanie jest takie, że Polska przygotowała się wówczas do nadchodzących rozstrzygnięć w Europie. Chodziło o to, aby Litwa nie była wyłomem, aby nie weszła w jakiś przyszły sojusz z Niemcami, kosztem Polaków. W opinii polskich polityków należało skłonić Litwę, i to nawet siłą, do choćby minimalnej współpracy.

A drugi powód, cóż... rządowi był w tamtym czasie potrzebny sukces polityczny. Kiedy nie udało się powstrzymać remilitaryzacji Niemiec, kiedy okazało się, że Polska nie jest żadną siłą mogącą powstrzymać Hitlera, Litwa była takim dowodem na to, że rząd polski potrafi jednak odnosić sukcesy. Zresztą tak jak dzisiaj, rząd przedstawia rzeczywistość tak, aby pokazać się jak najlepiej.

Co osiągnęliśmy przez ten rok do wybuchu wojny, mając nawiązane stosunki z Litwą?

Józef Beck, szef polskiego MSZ

Formalnie nawiązanie stosunków dyplomatycznych było sukcesem. Ale czy wpłynęło to jakoś negatywnie na postawę Litwinów wobec Polaków? Kiedy w 1939 roku oddziały polskiej armii, które nie zostały pobite przez wojska niemieckie i sowieckie, schroniły się na Litwie, spotkały się tam z bardzo życzliwym przyjęciem.

Polscy żołnierze zostali zgodnie z prawem internowani, pozbawieni broni i osadzeni w obozach internowania. Ale Litwini przez palce patrzyli na fakt, iż liczba internowanych Polaków stale topnieje. Uciec z takiego obozu, przynajmniej przez pierwsze miesiące, nie było najmniejszym problemem. Duży fort, w środku kilka tysięcy internowanych Polaków, a wszystkiego pilnuje... czterech wartowników.

reklama

Kiedy w Kownie pod konsulatem brytyjskim ustawiały się długie kolejki młodych mężczyzn, w wojskowych butach i w niedopasowanych cywilnych ubraniach, Litwini nie reagowali. A było wiadomo, że to polscy żołnierze, czekający na wizę wyjazdową do Szwecji, skąd mieli dostać się do Wielkiej Brytanii. Nikt tego tłumu nie legitymował, nikt nikogo nie zatrzymywał. Policjanci przechodzili obok i patrzyli w niebo. Przez pierwsze miesiące wojny ludność polska, która schroniła się na Litwie, była otoczona należytą opieką. Dostawała żywność, zakwaterowanie.

A co działo się wtedy w Wilnie?

Kiedy Wilno zostało przyłączone do Litwy, to przez pierwsze 2-3 tygodnie wydawało się, że przyjaźń polsko-litewska rozkwitnie. Litwini przyjeżdżali do Wilna i spotykali się z bardzo życzliwym przyjęciem Polaków. Po miesięcznej okupacji Sowietów, Polacy patrzyli jak Litwini przywożą ze sobą żywność, jak przywołują normalność. Oczywiście zdarzały się kłótnie, nieporozumienia, ale gros stosunków było poprawnych.

To jak Pan to tłumaczy? W poprzednich latach jedna strona jest wychowywana w antypolskim duchu, druga – często patrzy nieufnie lub obojętnie na swoich sąsiadów. A tu nagle takie przejawy dobrych relacji...

Polskość.

Polskość?

To pokazuje, jak wiele racji jest w tym, że Litwinom polskość jest bardzo bliska. Że Litwini, którym często narzuca się niechęć do Polaków, niekiedy wręcz nienawiść, w głębi serca są zupełnie inni.

Ale jednak te dobre relacje, o których Pan mówi trwały tylko kilka tygodni. Później na Litwie sytuacja zaczęła już wyglądać dla Polaków znacznie gorzej.

Tak, po trzech tygodniach przyszły nowe władze litewskie, które wprowadziły bardzo restrykcyjną politykę litwinizacji...

Polacy, zapomnijcie o Wileńszczyźnie! - druga część wywiadu z prof. Piotrem Niwińskim

Zobacz też:

Spodobał ci się nasz artykuł? Podziel się nim na Facebooku i, jeśli możesz, wesprzyj nas finansowo. Dobrze wykorzystamy każdą złotówkę! Kliknij tu, aby przejść na stronę wsparcia.

Redakcja: Michał Przeperski

reklama
Komentarze
o autorze
Piotr Olejarczyk
Trójmiejski dziennikarz i pasjonat historii XIX i XX wieku. Ceni dokonania przedstawicieli austriackiej szkoły ekonomii. Ma polityczną słabość do retoryki Rona Paula, a kiedyś (znaną mu tylko z książek i archiwalnych nagrań) retoryką Ronalda Reagana i Margaret Thatcher. Zaczytuje się wszelkimi książkami o Powstaniu Warszawskim, polskim Państwie Podziemnym, XX-wiecznej Rosji (tej sowieckiej, jak i współczesnej), Ameryce i Japonii (też XIX-wiecznej). Muzycznie wciąż zauroczony Interpolem. Sportowo – od 20 lat ligą NBA, a właściwie jedną drużyną z Arizony.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone