Niedzielnik historyczny (3): O prawdzie i kłamstwie
Gdybyście zapytali historyka o sens jego istnienia, zapewne - nadymając policzki - odpowiedziałby wam pełen dumy, że po to, aby odnaleźć prawdę o przeszłości. Od kiedy do historii dorwali się czciciele pozytywizmu, kult szukania prawdy ciąży na nas i nie pozwala zasnąć. Dla świętego spokoju sięgamy po dziadka Artystotelesa, aby nikt nie zarzucił, że szukamy abstrakcji, której nikt nie potrafił nawet dobrze zdefiniować.
Obdarzamy się tym samym władzą niezwykłą, przekraczającą granice wszelkiej władzy. Autorytarnie oddzielamy prawdę od kłamstwa, w domowym zaciszu podpisujemy wyroki, od których nie ma odwołania. Jest zaś w tym wszystkim jakiś podmuch beztroski, bo jedyną apelacją może być tylko krytyczna mina czytelnika. Jesteśmy więc bezwzględnymi sędziami przeszłości, miażdżąc jednych, aby drugich wynieść na piedestał. Uzurpujemy sobie prawo do nazywania jednego prawdą, aby drugie wrzucić w otchłań mitu.
W pracy historyka, więcej jednak dla mnie alchemii niż wyrokowania. Przyzwyczajeni do osądów czasów minionych nie zauważamy, że bardziej pasuje do nas miano szarlatana niźli sędziwego ajzymnety. Czym bowiem jest tworzenie historii, jak nie zmianą kłamstw w prawdę? Nie można być przecież tak naiwnym, aby sądzić, że nasi przodkowie nie kłamali, nie pisali bajek, nie zmyślali, nie manipulowali, a na koniec wreszcie sami nie wierzyli w swoje baśnie. Nawet dokument, który wydaje się nam najbardziej obiektywnym źródłem w istocie jest kłamstwem. Niby świadczy o jakiejś transakcji, niby jest pewnikiem, niby przedstawia fakty, które podważyć trudno, a jednak czy jest prawdą samą w sobie? Czy można z niego odczytać wszystkie intencje, czy odnajdziemy ludzkie uczucia i namiętności, czy raczej tylko chęć ich ukrycia w gąszczu formuł kancelaryjnych? Poruszamy się więc w świecie kłamstw i obłudy, z której wydobyć chcemy prawdę, wierząc w nasze zdolności nadprzyrodzone.
Jak dawni alchemicy chcieli z ołowiu stworzyć złoto, tak nieugięci historycy szukają formuły, która pozwoli kłamstwo zmienić w prawdę. A kiedy już historyk, pełen nadziei, wyjmie ze swojego kotła gotowy produkt swoich osądów, wydaje się być pewny, że odkrył prawdę. Wybiega na ulice z radosnym okrzykiem. Każdemu chce to opowiedzieć z osobna i pochwalić się tym niezwykłym odkryciem. Wszystko do czasu, aż inny szarlatan przyjdzie i powie, że nic nie odkrył, a jego złoto jest tylko pozorem, bo w środku pozostaje nadal ołowianą bryłą.
Bo czy z kłamstwa można stworzyć prawdę? Czy historia nie jest tylko apoteozą kłamstwa, które aby wytłumaczyć sens naszego istnienia, z czasem chcemy zacząć nazywać prawdą? A nasi przodkowie tylko z nas się śmieją, widząc jak się kłócimy nad ich kłamstewkami, które na siłę uczynić chcemy najprawdziwszą prawdą.
Zobacz też:
- Niedzielnik historyczny (1) – O umiejętności liczenia;
- Niedzielnik historyczny (2) O tym, dlaczego nie lubimy historii.
Przypominamy, że felietony publikowane w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji "Histmag.org".