Niedzielnik Adamkiewicza: Pilchowe picie
Alkohol jest był i będzie. Od wieków stanowi jeden z głównych napojów spożywanych przez rodzaj ludzki. Zanim herbata zapanowała na naszych stołach, był jednym z gwarantów dobrego stanu żołądka. Poszum głowy był miłym dodatkiem. Alkoholowa powszechność była na tyle duża, że zyskiwała nie tylko wymiar codzienny, ale także sakralny. Trunki obrastały w symbole. Przypisywano im nadprzyrodzone cechy, towarzyszyły liturgii i stawały się jej centrum. W uwielbieńczym uniesieniu alkohol wynoszono na piedestał bo był tak samo fundamentem diety jak pospolity chleb.
Nie bez znaczenia były oczywiście te jego cechy, które ludzkość wprowadzały w lekkie lub mocniejsze odurzenie, a co za tym szło większą swobodę, a nawet rozwiązłość. Alkohol rozluźniał, pozwalał się cieszyć uwalniając z nieznośnej nieśmiałości. Bratał, usiostrzał, uwspólnotawiał, po prostu był. Przywodził na myśl te wszystkie przyjemne chwile, które człowiek miał w swoim niełatwym życiu.
O historii pijaństwa napisać można nie tylko krótki felieton, ale i nie jedną książkę, która badałaby sprawę pod wszelkimi dostępnymi i jeszcze niewymyślonymi punktami widzenia. Bo przecież jak mówi polskie powiedzenie: „człowiek nie wielbłąd, pić musi”. Picie jest tak samo powszechne i ludzkie jak polityka, gospodarka i kultura. Ba, wręcz jest częścią każdej z tych dziedzin życia. Istnieje jednak pułapka, która zazwyczaj nakazuje pisać o nim anegdotycznie. Barwne pijackie historie przysłaniają dramaty, które za upijaniem się stały. Naturalna ludzka skłonność do szukania przyjemności blokuje nam chęć pisania o piciu na serio.
Literatura Jerzego Pilcha jest literaturą pijacką. Alkohol jest w niej taką samą częścią opisywanego świata jak miłość, przyjaźń czy samotność. Wpisuje się w życie bohaterów, jest. Przenika ich życie, niosąc pokusę wybierania tylko tego, co w waleniu gołdy sympatyczne. Jednakże pod powłoką przyjemności toczą się tragedie, o których wolelibyśmy zapomnieć. Z demaskatorską swadą Pilch pokazywał, że radości picia to tylko fasada, za którą kryje się kloaczna natura człowieka. Życie miłe mieszało się z zarzyganym. Było tańcem w wymiocinach ciążącym ku upadkowi.
W książkach zmarłego pisarza jeszcze jeden element jest warty podkreślenia. Alkoholizm traci w nich wymiar klasowy. Jest przestrzenią demokratycznej idealnej równości. Pozycja społeczna pomagać może jedynie kamuflować ten nędzny nałóg. Pijaństwo menela nie jest bardziej destrukcyjne od chlania inteligenta, choć ten ostatni próbuje je przysłonić uwznioślonymi refleksjami, które wobec odżołądkowej wspólnoty haftu stają się groteskowe.
Pilch w ten sposób ucieka od obecnej w polskiej kulturze wizji alkoholizmu jako choroby nizin społecznych. O ile nie przeszkadza nam przecież nałogowe picie Zagłoby – który w swoim opilstwie jest zabawny, ojcowski, obdarzony sprytem – to już nabombany chłop jest symbolem nieokrzesania. Podobnie w XIX-wiecznej publicystyce częściej złorzeczono na powszechność upijania się wśród proletariatu, milcząc na temat tego zjawiska wśród elit. Tam bowiem było ono symbolem dostojeństwa, emanacją bogactwa i dobrobytu. Nawet w „Weselu” Wyspiańskiego upici chłopi rzucają się do bitki, podczas gdy ich szlacheccy współbiesiadnicy głównie rozstrzygają ojczyźniane dylematy i leczą sumienia.
Oczywiście w tym postrzeganiu jest trochę prawdy. Łódzki robotnik upijał się nie z zamożności, ale próbując ubarwić sobie wypełniony pracą tydzień. Gdy przychodził krótki odpoczynek zapijany na tyle szybko, aby w try miga osiągnąć błogość wypoczynku. W tym samym czasie elita spożywała po to, aby przepuścić zarobione pieniądze, oddać się sybaryckiemu rozpasaniu. Kulturowo powody upijania były inne, ból głowy ten sam.
Alkoholizm – niezależnie przez kogo był kultywowany – uruchamiał lawinę patologii. Przemoc, prostytucja, apatia. Pierwsze organizacje feministyczne w Polsce walkę w tym zjawiskiem wynosiły na sztandary, a ruchy antyalkoholowe stanowią nieoczywisty nurt polskich ruchów niepodległościowych, które chciały widzieć Odrodzoną lepszą i mniej upitą.
Książki Pilcha czytałem jako dalszy ciąg polskiej epopei alkoholowej. Barowanie się z dziedzictwem upijania i dekonstrukcję mitu o chwalebności inteligenckiego picia. Było to także studium Polski na przełomie dziejów, ciągle nieidealnej, ciągle skłaniającej do odurzania się i odpływania w nieznane stany świadomości. Nie da się ich do końca zrozumieć bez tego szerokiego kontekstu ciągłej walki między anegdotycznym radosnym upijaniem - mającym w sobie coś z dostojeństwa – a upokarzającym chlaniem szarej masy.
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.