Niedzielnik Adamkiewicza: Groby historią zapominane
Zobacz też: Niedzielnik Adamkiewicza
Pierwsze dni listopada i atmosfera im towarzysząca sprzyjają spacerom po cmentarnych alejkach, które zazwyczaj mijam pośpiesznie, chcąc czym prędzej dotrzeć do celu podróży. Tracę przy tym z widoku skarby pamięci - pomniki znanych i mniej znanych, dzieła sztuki i kiczowate twory z lastryko oraz te z różnobarwnego marmuru kryjące w sobie ambicje rodzin, które zapożyczając się i zastawiając oddać chcą swym bliskim ostatnią godną posługę.
W listopadzie jest jednak inaczej. Nieśpiesznie poszukuje co ciekawszych kąsków, dostrzegam to, co niewidzialne, podziwiam i rozmyślam nad kruchością życia w nekropolijne ścieżki zamkniętą. Co prawda płonące znicze coraz mniej przypominają ogniska, które w czasach przedhistorycznych wskazywać miały zbłąkanym duszom drogę do domu. Obawiam się z każdym rokiem, że coraz wątlej świecące knoty skażą nasze dusze na wieczną tułaczkę.
Są jednak miejsca, które niezależnie od jakości cmentarnych lampionów zawsze tętnią feerią barw i przejmującym ciepłem. Miejsca pamięci - symboliczne pomniki, kwatery żołnierskie, groby lokalnych celebrytów, na trwałe zapisanych na kartach historii. Są one doskonałą lekturą tego, co w zbiorowej pamięci ma jeszcze ważne miejsce. Gdyby jednak oprzeć się wyłącznie na nich, w głowie powstałby obraz niepełny. Tylko w starciu z pustką tworzyć mogą kompozycję idealną.
W moich rodzinnych Pabianicach takich miejsc pamięci jest kilka. Pomnik upamiętniający regionalne zgrupowania Armii Krajowej, kwatery żołnierzy z września 1939 roku i - co ciekawe - zbiorowy grób żołnierzy Armii Czerwonej, która w styczniu 1945 wkroczyła do miasta. W przypadku tych ostatnich mieszkańcy wynoszą się na szczyty humanizmu, oddzielając ideologię od ludzkiej ofiary. Niektórzy anonimowe groby ozdabiają prawosławnymi krzyżami. Jest jednak też miejsce rażące pustką. To grób ofiar strajku włókniarzy z 1933 roku. Pojedyncze znicze i kwiaty nijak mają się do powodzi ze zniczy widocznej zaledwie kilka metrów dalej na wojskowej części nekropolii.
Wiosną 1933 roku, w obliczu narastającego kryzysu ekonomicznego, w Łodzi i regionie wybuchła fala strajków włókniarzy, która w szczytowym momencie zgromadzić miała nawet 100 tys. protestujących. Był to jeden z większych strajków, które co jakiś czas wstrząsały przedwojenną Polską. 17 marca 1933 roku w czasie manifestacji, w podłódzkich Pabianicach policja użyła broni. W wyniku strzelaniny zginęło 5 robotników. Trzech z nich związanych było z partią komunistyczną, jeden był niezrzeszonym uczestnikiem protestu, jeden zaś przypadkowym gapiem. Pochowano ich kilka dni później na lokalnym cmentarzu w asyście tysięcy robotników. O pacyfikacji pisano nie tylko w komunistycznej prasie, ale także tej związanej z PPSem, tak jak zresztą o wielu podobnych sytuacjach, które miały wówczas miejsce.
Po 1945 roku wydarzenia z 1933 dla władz komunistycznych były swoistą legendą założycielską. Historia strajków, których ruch lewicy rewolucyjnej był tylko częścią, została zawłaszczona. Z pewnością dlatego po 1989 roku wahadło pamięci odwróciło się o 180 stopni skazując ten element naszej przeszłości na zapomnienie.
Ich współczesna ocena skażona jest oczywiście współuczestnictwem komunistów, których wyrzucono poza nawias narracji historycznej. Wraz z nimi wylano jednak obszerną problematykę II RP jako miejsca masowych protestów społecznych, często tłumionych w sposób bezwzględny i radykalny. Wspominany przy okazji filmu Agnieszki Holland dziennikarz Gareth Jones, który jako pierwszy opisać miał okrutną politykę Sowietów prowadzącą do śmiercionośnego głodu na Ukrainie, Polskę w swoich korespondencjach przedstawiał jako kraj rzucających się w oczy różnic majątkowych, przestrzeń biedy, nędzy i wykluczenia. Wspominał jednocześnie o strajkach, które co jakiś czas przerywały pozornie sielankową atmosferę międzywojennej Niepodległej.
Siłą rzeczy lokalni komuniści, nawet jeśli robili to z inspiracji agentury ZSRR, reagowali na zrozumiałe oburzenie społeczne. Nie byli zresztą jedyni. Dominującą rolę w ruchu strajkowym stanowiły związki zawodowe związane z PPSem. Manifestowały także stronnictwa chłopskie, które w 1937 roku doprowadziły do wielkiego strajku chłopskiego. Niestety, współczesna pamięć o tych wydarzeniach prawie nie istnieje. Wyrzucone są poza obręb zbiorowej świadomości ze względu na skażenie komunistycznym współudziałem.
Narracja o naszej historii ulega tym samym znaczącemu zubożeniu, zamiatając sprawy trudne pod dywan. Sprzątnie to ma oczywiście swoje alibi, tyle że w tym przypadku bardziej szkodzące rozważaniom o przeszłości niż im pomagające. Dla pokoleń, które budowały zręby demokratycznego państwa odrzucenie opowieści wykorzystywanych w PRLu było naturalne. Przyszłe muszą dokonać znaczącej rewizji, próbując odczarować to co stygmatyzowane i włączyć w zbiorowej pamięci znajdując dlań poczesne miejsce. Może wtedy na grobach pabianickich ofiar strajku znów będą mogły pojawić się znicze. Mój już tam stoi.
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.