Niedzielnik Adamkiewicza: Error

opublikowano: 2020-03-29, 17:22
wolna licencja
Profeci snują ambitne wizje, że świat po epidemii spowodowanej koronawirusem jeszcze mocniej dostrzeże walory przestrzeni wirtualnej i być może całkowicie się do niej przeniesie. Wobec takich wróżb pozostaję sceptyczny. Nowoczesność nie polega przecież na bezrozumnym oddaniu hołdu lennego technologii, ale pomyśle jak ją efektywnie wykorzystać.
reklama
(fot. pixabay.com)

Zderzenia z ziemią bywają bolesne. Ba, wręcz zawsze są takie, zwłaszcza jeśli towarzyszy im fałszywy obraz gruntu, z którym za chwile przyjdzie się nam zetknąć. Natknąłem się ostatnio na pewien tekst z 2012 roku, który z ogromnym optymizmem podchodził do wizji przeniesienia edukacji do przestrzeni wirtualnej. Autor snuł wyobrażenia o świecie, w którym niepotrzebne będą już szkolne budynki, ławki i klasy, nawet nauczyciel stanie się zbędny i zastąpiony przez wszechwiedzące komputery. Penetrujący Internet printscreen obrazujący zawieszony popularny dziennik elektroniczny, z którego korzystają polscy nauczyciele, pokazuje jak daleko nam do realizacji tych wizji.

Technologiczny optymizm jest cechą charakterystyczną czasów, w jakich przyszło nam żyć. Jest on w pewnym sensie przedłużeniem tej samej fascynacji postępem, która Tuwima skłoniła do napisania „Lokomotywy” i odmalowaniu w wierszu całego swojego zachwytu nad tym wynalazkiem. W technice można się zakochać sławiąc jej możliwości osiągania tego, co niewyobrażalne, zmieniania rzeczywistości, wyrywania z zastałych przyzwyczajeń. Nie można przecież zaprzeczyć, że ludzka pomysłowość dostarcza co chwilę całą gamę produktów, które nas obrastają, uzależniają, przy okazji ułatwiając życie.

Jeszcze 20 lat temu będąc na obozie Przysposobienia Obronnego (tak było kiedyś coś takiego) możliwość kontaktu z rodzicami miałem dzięki plastikowej karcie z kardynałem Wyszyńskim na awersie, którą można było wykorzystać w pobliskiej budce telefonicznej. Potem pojawiły się telefony komórkowe, lecz służyły głównie do dzwonienia. Jeszcze na początku mojej przygody ze studiami nikt nie wyobrażał sobie, że zamienią się w małe przenośne komputery, bez których trudno wyobrazić sobie codzienne funkcjonowanie. Na punkcie technologii można oszaleć.

W takie właśnie szaleństwo na początku XXI wieku popadło muzealnictwo, które w rzeczywistości cyfrowej zobaczyło szansę na wyrwanie się z więzów archaiczności i zabetonowania. Archetyp kapci tak mocno tłamsił wyobrażenia o tym czym jest muzeum, że byle komputer emitujący zmieniające się obrazki urósł do rangi kopernikańskiego przewrotu. W ten obłęd popadli nie tylko mniej lub bardziej sędziwi muzealnicy, ale przede wszystkim ci, którzy potrząsali sakiewką. Grosz wpadał w ręce Wiedź...kuratora wystawy jeśli wielokrotnie podkreślił pragnienie utkania jej z wszechobecnych multimediów które miały być świadectwem nowoczesnego myślenia. Wzorce czerpano rzecz jasna z nowych tworów na mapie muzeów, które dzięki bogactwu formy i ogromie inwestycyjnym przytłaczały to, co znane było do tej pory. Przeciętne polskie muzeum stać było jedynie na nowoczesność ograniczoną, symboliczną, a przez to karykaturalną.

reklama

Przedzierałem się zatem przez muzea, w których prezentacje, pochłaniające dużą część budżetu wystawy, tkwiły w permanentnym zawieszeniu obojętnie mijane przez zwiedzających. Czasem wymyślano coś na tyle angażującego i skomplikowanego, że widz po kilku minutach odchodził nie wypełniając ambitnych celów, jakie zalęgły się w głowie twórcy tego czy innego kiosku. Multimedia były, choć bardzo często pełniły rolę mało przemyślanych kwiatków do kożucha.

Na szczęście świat muzeów powoli leczy się z mulitmedialozy dostrzegając, że nie wszystko da się pokazać przez wykorzystanie technologii, a może nie wszystko też trzeba. W sukurs przychodzić powinna ona tam, gdzie nie ma możliwości zaprezentowania treści w inny sposób. Wypełniać winna luki, pobudzać wyobraźnię, stawiać odbiorcę w roli doświadczającego przeszłości. Tak, wówczas technologia ma sens.

Ryzyko pozoru nowoczesności pojawia się zawsze wtedy, kiedy sens wykorzystania takiego czy innego wytworu ludzkiego umysłu, sprawności rąk, praw fizyki i właściwości chemicznych, zastąpiony zostaje przez modę urastającą do przymusu. Jaskrawym tego przykładem są prezentacje multimedialne, które wkroczyły do świata naukowego jako totem postępu, choć w praktyce wiele z nich było raczej świadectwem kapitulacji i białą flagą w starciu z techniką. Przykrym widowiskiem był naukowiec (niekoniecznie sędziwy) przerzucający slajdy ze szczegółowym zapisem jego wykładu, ciąg komputerowych przeźroczy, które nie wnosiły absolutnie nic, nie uzupełniały treści, nie były wsparciem dla odbiorców, nie poszerzały horyzontów. One zaspokajały wrażenie nowoczesności, były złudzeniem, rozchodzącą się marynarką, która podjęła się trudnego zadania kamuflowania rosnącego brzucha.

Czas epidemii i społecznej izolacji rodzi pokusę, aby rzeczywistość zaprzęgnąć w świat technologii i zamknąć człowieka w wirtualnej puszce. Niektórzy wieszczą wręcz, że doświadczenie COVID-19 wymusi daleko idące zmiany w życiu społecznym jeszcze silniej wtłaczając nas w cyfrowy obieg. Być może proroctwa te nie są nieuzasadnione. Nie może przy okazji zniknąć pytanie o sens. Inaczej nasza rewolucja technologiczna skończy się prowizorycznymi kioskami multimedialnymi i pseudoprezentacjami kamuflującymi fakt, że zamiast zakuć technikę w kajdany naszych potrzeb, daliśmy się przez nią omotać, z bezradności uprawiając fikcję postępu zakrawającą na ponury żart. Pytaniem, które winno nam towarzyszyć w kolejnych miesiącach to nie czy wykorzystywać technologie, ale po co i jak to zrobić oraz czy istnieją przestrzenie, w których wciskanie ich na siłę nie ma większego sensu.

Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.

Polecamy e-book Jakuba Jędrzejskiego – „Hetmani i dowódcy I Rzeczpospolitej”

Jakub Jędrzejski
„Hetmani i dowódcy I Rzeczpospolitej”
cena:
14,90 zł
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
160
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-31-0

W sprzedaży dostępne są również druga i trzecia część tego e-booka. Zachęcamy do zakupu!

reklama
Komentarze
o autorze
Sebastian Adamkiewicz
Publicysta portalu „Histmag.org”, doktor nauk humanistycznych, asystent w dziale historycznym Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, współpracownik Dziecięcego Uniwersytetu Ciekawej Historii współzałożyciel i członek zarządu Fundacji Nauk Humanistycznych. Zajmuje się badaniem dziejów staropolskiego parlamentaryzmu oraz kultury i życia elit politycznych w XVI wieku. Interesuje się również zagadnieniami związanymi z dydaktyką historii, miejscem „przeszłości” w życiu społecznym, kulturze i polityce oraz dziejami propagandy. Miłośnik literatury faktu, podróży i dobrego dominikańskiego kaznodziejstwa. Współpracuje - lub współpracował - z portalem onet.pl, czasdzieci.pl, novinka.pl, miesięcznikiem "Uważam Rze Historia".

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone