Niall Ferguson – „Cywilizacja. Zachód i reszta świata” – recenzja i ocena „z drugiej strony”
Niall Ferguson to jeden z najbardziej dziś znanych historyków gospodarki. Wykształcenie zdobył w Wielkiej Brytanii, obecnie zaś wykłada na Uniwersytecie Harvarda i udziela wsparcia kandydatom partii republikańskiej. Autor, jak sam o sobie pisze, jest archetypowym beneficjentem zachodniej dominacji (s. 8, 20). Warto również wspomnieć, że Ferguson bywał już krytykowany za swoje prace. Wielu brytyjskich historyków odnosi się do niego sceptycznie, a pikanterii dodaje fakt, że w trakcie pobytu w London School of Economics objął stanowisko profesora w jednostce zajmującej się nie historią, a stosunkami międzynarodowymi. W Polsce oprócz „Cywilizacji” wydano również przekłady takich jego książek jak „Imperium. Jak Wielka Brytania zbudowała nowoczesny świat”, „Potęga pieniądza. Finansowa historia świata” oraz „Kolos. Cena amerykańskiego imperium”.
„Cywilizacja” składa się z sześciu rozdziałów: „Rywalizacja”, „Nauka”, „Własność”, „Medycyna”, „Konsumpcja” i „Praca” oraz wstępu i wniosków. Już tytuły rozdziałów sugerują to, do czego dąży autor: pragnie on bowiem przedstawić swe tezy w instytucjonalnej perspektywie badawczej (s. 38). Instytucje te (definiowane przez noblistę Douglassa Northa, współtwórcę nowej ekonomii instytucjonalnej, jako reguły kształtujące społeczne interakcje) autor nazywa „zabójczymi” aplikacjami – które, tak jak aplikacje mobilne – mogą zostać pobrane i wykorzystane przez każdego, łącznie ze społeczeństwami niezachodnimi. W tym kontekście praca Fergusona wydaje się raczej odtwórcza, bowiem wszystkie te „instytucje” zostały już wcześniej wskazane przez innych autorów jako przyczyny wzrostu Zachodu. Jednocześnie prowadzi to Fergusona do wniosku (jak i zresztą innych autorów z tej szkoły), że ich przeszczepienie do innych części świata przyniesie te same skutki, co w świecie zachodnim – czyli wzrost gospodarczy i dobrobyt.
Ferguson odwołuje się do, jak się wydaje, przestarzałej i niedokładnej koncepcji cywilizacji. Z tego względu jego rozważania należałoby raczej przypisać do filozofii historii niż historii. Przez strony książki przewijają się historycy Braudel czy Guizot, a także filozofowie dziejów: Spengler, Toynbee, Sorokin – ale odniesień do współczesnych badaczy dziejów jest o wiele mniej. Dodatkowo Ferguson zdaje sobie sprawę z istniejącego ograniczenia geograficznego, utrudniającego określanie Zachodu mianem cywilizacji. Pisze więc wprost, że „Zachód” oznacza zatem znacznie więcej niż przynależność geograficzną. Jest zbiorem zasad, sposobów zachowania i instytucji, który praktycznie nie ma granic (s. 42). Niemniej jednak – czy chodzi o obszar powierzchni pod panowaniem Zachodu (s. 29–30), czy o jego intelektualne dziedzictwo mające wpływ na rozwój innych społeczeństw (s. 32) – jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o przyczyny trwającej od kilku wieków dominacji cywilizacji zachodniej ciężko się w książce doszukać.
W każdym rozdziale Ferguson, który sugeruje zastosowanie w swojej analizie perspektywy porównawczej (s. 26), stara się udowodnić istotną rolę każdej z „aplikacji”. W „Rywalizacji” porównuje rozdrobnienie polityczne Europy do jedności Chin; w „Nauce” – Europę do imperium osmańskiego; we „Własności” – rozwój brytyjskich i hiszpańskich posiadłości kolonialnych w Amerykach. W rozdziale „Medycyna” autor zestawia praktyki imperiów francuskiego i niemieckiego w Afryce, kolejny rozdział to zderzenie socjalistycznego i kapitalistycznego modelu konsumpcji, całość kończy się natomiast analizą wydajności pracy w USA, Europie i Azji. Obserwacje te są zatem dość wybiórcze, bowiem w zależności od tego, co jest autorowi potrzebne, tak dobiera on sobie przykłady. Nie tylko unika porównania cywilizacji zachodniej z niezachodnimi w każdym rozdziale, ale nawet porównuje do siebie elementy składowe w ramach cywilizacji zachodniej. Autor dość swobodnie miesza pojęcia cywilizacji i imperium, porównując wprost upadek cywilizacji zachodniej – którą utożsamia z imperium rzymskim – do upadków innych imperiów. Prowadzi go to do wniosku, że cywilizacje cechują się podobną do imperiów dynamiką (s. 366–367). Co więcej, dobór treści również może zaskoczyć czytelnika bez przygotowania historycznego. Rezultatem jest niespodziewana mieszanka tematów z opisem osmańskiego oblężenia Wiednia w sekcji „Nauka”, podsumowaniem rewolucji francuskiej w ramach „Medycyny” czy opisem postępów chrześcijaństwa w Chinach w rozdziale „Praca”.
Ferguson stosuje interesującą technikę prowadzenia narracji, w której płynnie przechodzi ze skali makro do mikro. W tej swoistej żonglerce opisy wielkich procesów historycznych są przeplatane zbliżeniami ukazującymi historyczne detale. Dlatego w książce znajdziemy fascynujące szczegóły historyczne, w których pojawiają się hiszpańscy konkwistadorzy w Peru w XVI wieku, niemieckie obozy koncentracyjne w Afryce z początku XX wieku czy opis rozwoju chrześcijaństwa w Chinach z uwzględnieniem ostatnich dekad. W „Cywilizacji” znajdziemy wiele cytatów z Zachodnich pisarzy, myślicieli, a nawet kompozytorów – także tych wczesnonowożytnych – Ferguson traktuje je bowiem jako rekonstrukcje myśli z przeszłości (s. 17). Tymczasem, jak na książkę, której celem jest wyjaśnienie źródeł dobrobytu, „Cywilizacja” jest uboga w dane i wykresy, zwykle ilustrujące długotrwałe procesy gospodarcze.
Najbardziej problematyczną kwestią związaną z tą pracą jest to, że była ona pisana z tezą o wyższości cywilizacji zachodniej. W związku z tym brakuje jej prawdziwie porównawczego spojrzenia obejmującego inne cywilizacje. Pisana przez zachodniego historyka, oparta w przeważającej większości na zachodnich źródłach, traci z oczu wartość cywilizacji niezachodnich. Między wierszami, a chwilami wręcz wprost, Ferguson głosi, że tylko kopiowanie Zachodu jest drogą do dobrobytu. O ile w kwestiach neutralnych światopoglądowo można jeszcze prowadzić dyskusję na ten temat, o tyle wciąganie w tego typu rozważania kwestii religijnych jest posunięciem o krok za daleko – a w książce pojawiają się wprost sugestie, że tylko chrystianizacja Chin zapewni im dalszy rozwój (s. 348).
Podsumowując, brak tłumaczeń pozycji równoważących perspektywę europocentryczną powoduje, że polski czytelnik może sobie wyrobić skrzywiony obraz literatury na tak istotny temat. Niemniej, książka jest warta przeczytania z dwóch powodów. Po pierwsze stanowi ona ciekawe i wszechstronne wprowadzenie do szeroko pojętej historii Zachodu oraz jego kontaktów z innymi cywilizacjami. Relatywnie nieduża liczba tego typu wielkich narracji na polskim rynku powoduje, że każda z nich – szczególnie pisana przez tej klasy historyka – staje się wartościowa przez sam fakt, że zostaje wydana. Po drugie ubogi jest również zasób zarówno polskich przekładów literatury obcojęzycznej, jak i rodzimych prac dotyczących historycznej roli instytucji w długookresowym rozwoju gospodarczym. Z tego względu ta pozycja – przedstawiając najważniejsze dla Zachodu instytucje – może być wstępem do częstszego sięgania przez polskich historyków do tej perspektywy badawczej.
Redakcja i korekta: Agnieszka Leszkowicz