Nasz wewnętrzny, ludzki militaryzm

opublikowano: 2017-08-17, 14:15
wolna licencja
Magdalena Środa na swoim facebookowym profilu wyśmiała zwyczaj defilad wojskowych twierdząc, że sam w sobie jest dość infantylny i groźny. Wpis można wyśmiać, można się na niego zżymać, ale wbrew pozorom dotyka on ważnego zagadnienia jakim jest nadmierna militaryzacja naszej edukacji historycznej i wyobrażenia o dziejach. Tylko czy da się mówić o historii bez jej militarnego aspektu?
reklama

Zobacz też: Paradoksy świąteczne, czyli rzecz o polskim militaryzmie

Dziesięć lat temu odbyła się pierwsza uroczysta defilada wojskowa na Alejach Ujazdowskich zorganizowana z okazji Święta Wojska Polskiego. Tradycja zapoczątkowana z inicjatywy prezydenta Lecha Kaczyńskiego na stałe weszła do programu obchodów, stając się niewątpliwym wyróżnikiem sierpniowej celebracji. Przemarsz wojsk i przejazd lub przelot wojskowego sprzętu oglądany jest zazwyczaj przez tysiące widzów zainteresowanych tym niecodziennym widowiskiem. Co jakiś czas skłania ono także do refleksji i dyskusji nad sensownością tego rodzaju świątecznych ekspresji. Jedną z mocniejszych wypowiedzi umieściła na swoim profilu facebookowym profesor Magdalena Środa. W długim poście stwierdziła:

Wojskowe defilady! Nie ma chyba nic bardziej obnażającego militarno-nekrofilny charkater patriarchalnych społeczeństw jak defilady (o wojnach nie wspominając, ale właśnie defilady mają je regularnie przypominać). Za wielkie pieniądze paraduje tam sprzęt oraz ludzie, których jedynym celem jest zabijanie innych ludzi i niszczenie innego sprzętu. Pokraczne czołgi, falliczne karabiny, sztywni chłopcy w sztywnych mundurach, kretyński krok defiladowy... Budzi to z jednej strony moją odrazę, tak jak budzi ją każda przemoc, śmierć i zniszczenie, z drugiej strony ma to w sobie wiele komizmu: dorośli faceci na trybunach prężą pierś, zachwyceni swymi chłopczykami i bronią do zabijania. I nie mogą się doczekać, kiedy to wszystko będzie "na serio", kiedy wreszcie pokażą innym jak lekką ręką mogą wysłać te tysiące na śmierć. Militarno-nekrofilna strona PiS (jeszcze za rządów żadnej partii poza PZPRem nie było takich przygotowań, takich pieniędzy i takiej pompy, nie mówić nic o obsesyjnym budowaniu mitu tej partii na katastrofie, ekshumacjach, ciągłych mszach za poległych etc) otóż ta militarno-nekrofilna strona jest jej najbardziej trwałym i odrażającym emblematem. A na zapleczu (jeszcze na zapleczu) ONR. A w tle modlitwy na Jasnej Górze (o to zapewne by ta paranoje trwała). Brrr
Kompania Reprezentacyjna Marynarki Wojennej RP (fot. kkic, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0)

Wpis doczekał się oczywiście wielu polemik zwracających uwagę na przesadną ostrość wypowiedzi, a także bijącą z niej naiwność. Tymczasem skłaniać może ona do refleksji nad schizofrenicznym podejściem człowieka do tematyki wojny i wojskowości. Ma przecież rację warszawska filozofka, że czymś w istocie przerażającym jest ludzka fascynacja narzędziami, które służą przede wszystkim do pozbawiania życia. To zastanawiające tym mocniej, że współczesny człowiek jeśli nawet nie doświadczył bezpośrednio wojny, to dzięki środkom masowego przekazu, fotografiom czy filmom dokumentalnym, może dostrzec jej bezwzględność w całej krasie. Logiczne wydawałoby się, że cywilizacja, która przeżyła dwa wielkie konflikty światowe, nie powinna spoglądać na wojsko przez zamgloną, romantyczną wizję żołnierzyków w kolorowych mundurach i ułańskich czapkach na głowie.

Okrucieństwo wojny nie jest zresztą dla wspólnoty ludzkiej czymś świeżo odkrytym, czy nowym. W znanej suplikacji do hymnu „Święty Boże”, śpiewanej chociażby w czasie procesji Bożego Ciała, wśród klęsk od których Bóg uchronić ma wierny lud jest przecież wymieniona także wojna, tuż obok głodu i zarazy. Zresztą te trzy plagi na ogół się ze sobą wiązały. Wojna niosła głód, a głód zarazę, zakłócając sielankowe i spokojne życie.

Dlaczego więc człowiek – doskonale znając grozę wojny – jednocześnie tak silnie się nią fascynuje, tak pozytywne emocje potrafi ona w nim wzbudzić? Nie jest to pytanie bezzasadne. W trakcie swojej pracy edukatora kilkakrotnie spotkałem się z ideami takiego nauczania historii, które eliminowałyby wątki czysto militarne. Za każdym razem taki pomysł kończył się klęską. Pragnienie najmniejszych nawet dzieci do ujrzenia miecza, karabinu lub chociażby tarczy, było zbyt silne. Kulturowo zakodowana jest w nas emocja kojarząca to, co militarne z czymś przyjemnym. Co na to wpływa?

reklama

Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.

Polecamy e-book: „Polowanie na stalowe słonie. Karabiny przeciwpancerne 1917 – 1945”

Łukasz Męczykowski
„Polowanie na stalowe słonie. Karabiny przeciwpancerne 1917 – 1945”
cena:
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
123
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-934630-9-1

Być może jest to problem dla wytrawnych psychologów, jako historyk pokuszę się jednak o pewną hipotezę, że za wojskiem – zwłaszcza wspaniale ubranym, uzbrojonym i idącym w szyku – stoi piękno odnoszące się do wzorca siły, ładu, bohaterstwa i nomen omen poczucia bezpieczeństwa. Jednocześnie widok masywnego sprzętu wojskowego wzbudzać może w nas niekłamany podziw do ludzkiej myśli technicznej, nie mówiąc już o skoku adrenaliny i emocjonalnym dreszczyku.

Desant polskich żołnierzy pod Am Nabak (źródło: www.do.wp.mil.pl)

Niezależnie od amatorskiego charakteru tej „psychoanalizy” trudno nie dostrzec, że umysł i dusza człowieka – wbrew doświadczeniom – militariami się fascynuje i chętnie do nich wraca. Rozpatrywanie ich zatem w kategoriach wyłącznie infantylnej zabawy chłopców w krótkich majtkach wydawać się może intelektualnie nieuczciwe. Jeśli już nawet chcemy tak na to patrzeć, to nie należałoby się skupiać wyłącznie na Polsce i przedstawiać to jako swojskiej wady, ale globalnie. Militaryzm nie jest przecież jedynie naszą domeną. Obecny on jest w celebracjach państwowych zarówno w krajach demokratycznych, jak i tych, które zasad wolnościowych nie szanują.

Czy chcemy czy nie, wojsko funkcjonuje w przestrzeni publicznej niezależnie od szerokości geograficznej, stanowiąc jeden z najwyrazistszych emblematów istnienia państwa jako takiego. Nie przez przypadek symbolika wojskowa i państwowa tak często się miesza, wypływa jedna z drugiej, wzajemnie się współtworzy. Można wręcz powiedzieć, że państwo to nie tylko wspólnota woli jego obywateli (tak wspaniale opisana w koncepcji umowy społecznej), ale także organizm, który wyrósł na tradycjach wojskowych. Podyktowane jest to procesem historycznym, w którym tendencje państwowotwórcze wyznaczał podbój, albo podporządkowanie siłą zbrojną danego terytorium. To wojownicy stawali się tym samym pierwszymi beneficjentami państwa, uznając się za jego fundatorów.

Miłość do militariów przekładała się zaś na wiele innych dziedzin życia. Język wojny nieobcy jest pojęciom religijnym, masowo występuje w sztuce, frazeologii, biznesie czy nawet modzie. „Myślimy wojskiem”, a prostymi, militarnymi skojarzeniami łatwiej nam opisać świat. Wreszcie nawet filozofia zmiany obalającej stary ład na świecie obarczona jest militarnym wyobrażeniem rewolucji.

Orły wszystkich rodzajów polskich sił zbrojnych (domena publiczna)

Fascynacja armią i przemocą jest zatem w nas tak silna, że próba jej całkowitej eliminacji wydaje mi się równie skazana na porażkę jak próba masowego zmuszania człowieka do niejedzenia mięsa. Oczywiście jednostkowo może się to udać, lecz w sensie globalnym jest to chyba niewyobrażalne. Jednakże nie oznacza to, że problemu nie ma i nasz wewnętrzny militaryzm należy bez większego „ale” akceptować. Niepokojący jest on wtedy, kiedy obok zachwytu nie ma refleksji nad zagrożeniami, które z wojną są związane. Sygnał alarmowy włączać się powinien, kiedy wojsko postrzegane jest wyłącznie w kategoriach zabawy plastikowymi karabinami, bez świadomości tragiczności konfliktów zbrojnych.

Militaryzm staje się groźny, kiedy zaczyna stanowić jedyny i niepodzielny fundament istnienia państwa, a nie tylko jeden z niezbędnych i kontrolowanych przejawów jego funkcjonowania. Mania wojskowa może stać się niebezpieczna, kiedy z horyzontu znika pojęcie bezpieczeństwa i edukacja dla jej zachowania, a pojawia się sucha agresja i chęć dominacji.

Zachwyt nad militaryzmem jest z perspektywy historii czymś niepojętym. Wydaje się on być skłonnością tkwiącą bardzo głęboko w ludzkim oglądzie świata, którą trudno jest wyeliminować. Warto jednak – znając jego wszystkie ciemne aspekty – nieco nad nim zapanować, aby nie zawładnęła nami chęć powtórzenia najtragiczniejszych kart dziejowych, które może na filmie wyglądają epicko, ale w życiu niosą konkretne ludzkie dramaty.

Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.

Redakcja: Paweł Czechowski

Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!

reklama
Komentarze
o autorze
Sebastian Adamkiewicz
Publicysta portalu „Histmag.org”, doktor nauk humanistycznych, asystent w dziale historycznym Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, współpracownik Dziecięcego Uniwersytetu Ciekawej Historii współzałożyciel i członek zarządu Fundacji Nauk Humanistycznych. Zajmuje się badaniem dziejów staropolskiego parlamentaryzmu oraz kultury i życia elit politycznych w XVI wieku. Interesuje się również zagadnieniami związanymi z dydaktyką historii, miejscem „przeszłości” w życiu społecznym, kulturze i polityce oraz dziejami propagandy. Miłośnik literatury faktu, podróży i dobrego dominikańskiego kaznodziejstwa. Współpracuje - lub współpracował - z portalem onet.pl, czasdzieci.pl, novinka.pl, miesięcznikiem "Uważam Rze Historia".

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone