Na „nieludzkiej ziemi” – wywiad z dr. Wojciechem Marciniakiem

opublikowano: 2012-02-14, 14:13
wolna licencja
Kilka dni temu, 10 lutego, obchodziliśmy 73. rocznicę rozpoczęcia pierwszej masowej deportacji Polaków z Kresów Wschodnich na Syberię i do Kazachstanu. O liczbie wywiezionych i ich losach na „nieludzkiej ziemi” rozmawiamy z dr. Wojciechem Marciniakiem.
reklama

Sebastian Adamkiewicz: W najnowszej literaturze liczbę osób wywiezionych w latach 1940–1941 z polskich kresów w głąb Związku Radzieckiego szacuje się na około 320 tys. Do dziś dnia niektórzy twierdzą jednak, że było ich około miliona, skąd te różnice w szacowaniu liczby deportowanych?

Wojciech Marciniak – doktor nauk humanistycznych, pracownik Uniwersytetu Łódzkiego. Wyróżniony w konkursie na Najlepszy Debiut Historyczny Roku 2011 im. Władysława Pobóg-Malinowskiego za pracę „Repatriacja obywateli polskich z głębi terytorium ZSRR w latach 1945–1946”

Wojciech Marciniak: Teza mówiąca o ok. 1,5 miliona deportowanych została sformułowana jeszcze w środowisku historyków emigracyjnych. Nie mieli oni dostępu do pełnej dokumentacji, opierali się na relacjach uczestników wydarzeń. Należy pamiętać, że była to jedynie liczba szacunkowa. Poszczególne transporty z deportowanymi były nieraz uwzględniane kilkakrotnie w wyliczeniach badaczy, którzy nie mogli skorzystać z raportów NKWD.

Współcześnie istotny jest także czynnik psychologiczny – wiele osób uważa, że skalę tragedii Sybiraków wyraża liczba deportowanych. Tymczasem nawet jeśli wywieziono by choćby stu naszych rodaków, to ze względu na los, na jaki ich skazano, już należałoby mówić o ogromnej krzywdzie.

Dlaczego władze radzieckie rozpoczęły wywózkę?

Był to jeden z elementów represyjnej polityki Sowietów wobec ludności na zaanektowanych terytoriach Polski. Poprzez deportację chciano usunąć z zajętych obszarów osoby „niepewne” i „politycznie podejrzane”, czyli tych, których Sowieci uznawali za „element antyradziecki”. Ten sposób miał pozwolić na pozbycie się osób mogących realnie zagrozić procesowi instalowania obcej władzy. Akcje deportacyjne należy postrzegać także w kategoriach czystek etnicznych, choć ofiarami wywózek byli nie tylko Polacy.

Jakie grupy społeczne padł ofiarą wywózek? Kto został przede wszystkim objęty represjami?

O tym, jakie grupy społeczne zostały zakwalifikowane do pierwszej deportacji, mówią postanowienia Biura Politycznego KC WKP(b) i radzieckiego rządu z grudnia 1939 r. Ustalono wówczas, że do transportów jako pierwsi zostaną zagnani osadnicy wojskowi, leśnicy oraz wszyscy ci, których uznawano za „wrogi element”. Jak widać, ta ostatnia kategoria nie była skonkretyzowana i dawała duże pole do manewru organom represji.

Winą przeznaczonych na zsyłkę miała być m.in. „służba burżuazyjnej Polsce”, „terroryzm”, „szpiegostwo”, ale także „przejście na wiarę katolicką”. Z kolei podczas drugiej fali wywózek w głąb ZSRR odjechały transporty z rodzinami osób przetrzymywanych pod strażą przez władze radzieckie: więźniów, łagierników i jeńców. Ofiarami trzeciej wywózki byli tzw. bieżeńcy, czyli uchodźcy z terenów okupowanych przez Niemców. Większość tej grupy stanowili Żydzi. Ostatnia akcja deportacyjna – przerwana przez napaść Niemiec na ZSRR – objęła przedstawicieli „obcego społecznie elementu”, czyli m.in. urzędników, pracowników służb mundurowych, byłych właścicieli ziemskich, kupców, fabrykantów oraz członków „organizacji kontrrewolucyjnych”.

W literaturze spotyka się często określenie miejsc zsyłki jako „nieludzkiej ziemi”. Czy warunki panujące na zesłaniu były rzeczywiście tak trudne?

reklama

Dla większości zesłańców z pewnością tak. Na podstawie relacji i wspomnień sybiraków możemy zbudować sobie obraz ciężkich warunków bytowych, głodu, chorób, śmierci najbliższych i okrucieństwa władzy radzieckiej. Należy pamiętać, że zesłańcy zostali wywiezieni w nieznane im i obce kulturowo tereny. Rzeczywistość, którą zastali, zmuszała ich do walki o przetrwanie. Zasadą życia na zsyłce było: dostosuj się i walcz albo giń.

Z czasem jednak – jeśli można użyć tego określenia – część wygnańców „zagospodarowała” się na zsyłce. Potem przyszedł czas amnestii i rozpoczęła się prawdziwa „wędrówka ludów” na południe ZSRR. To był najtragiczniejszy okres wygnania dla większości Sybiraków. Wielu z nich straciło życie w drodze do armii gen. Andersa lub w poszukiwaniu lepszych warunków bytowych.

Dla części wygnańców ta „nieludzka” ziemia okazywała się nieco łaskawsza. Wiele zależało przecież od otoczenia – relacji z miejscową ludnością, stosunku władz radzieckich, szczęścia. Wygnańcy starali się także prowadzić w miarę „normalne” życie – organizowali spotkania towarzyskie, zakochiwali się, zakładali rodziny. Gdy spojrzymy na losy zesłanych powstańców styczniowych, zauważymy, że ich życie na wygnaniu układało się z czasem całkiem pomyślnie. Tamtej historii nie można jednak porównywać do tego, przez co przeszli dwudziestowieczni Sybiracy.

Czy można oszacować, ile osób powróciło z wywózki do Polski po II wojnie światowej?

Jeśli uwzględnimy tych, którzy skorzystali z umowy z 6 lipca 1945 r., to można uznać, że z zesłania powróciło w latach 1945–1947 ok. 285 tysięcy naszych rodaków. Tę liczbę należy powiększyć o tzw. dzikich repatriantów, którzy przyjechali poza urzędową akcją. Ich liczbę można szacować na ok. 30-40 tysięcy osób. Oczywiście wśród osób repatriowanych były nie tylko ofiary wywózek, o których rozmawiamy, ale także osoby aresztowane w latach 1939–1941. Pamiętać też należy, że część osób już wcześniej zdecydowała się na ewakuację z armią gen. Andersa.

Otrzymałeś wyróżnienie w konkursie na Najlepszy Debiut Historyczny Roku 2011 im. Władysława Pobóg-Malinowskiego. Czym dla młodego naukowca jest taka nagroda?

Jest wielkim zaszczytem i satysfakcją. Cieszę się, że lata spędzone w archiwum nad aktami i miesiące żmudnego pisania pracy zostały dostrzeżone i docenione. Wyróżnienie w konkursie daje mi motywację do dalszej pracy.

Zobacz też

reklama
Komentarze
o autorze
Sebastian Adamkiewicz
Publicysta portalu „Histmag.org”, doktor nauk humanistycznych, asystent w dziale historycznym Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, współpracownik Dziecięcego Uniwersytetu Ciekawej Historii współzałożyciel i członek zarządu Fundacji Nauk Humanistycznych. Zajmuje się badaniem dziejów staropolskiego parlamentaryzmu oraz kultury i życia elit politycznych w XVI wieku. Interesuje się również zagadnieniami związanymi z dydaktyką historii, miejscem „przeszłości” w życiu społecznym, kulturze i polityce oraz dziejami propagandy. Miłośnik literatury faktu, podróży i dobrego dominikańskiego kaznodziejstwa. Współpracuje - lub współpracował - z portalem onet.pl, czasdzieci.pl, novinka.pl, miesięcznikiem "Uważam Rze Historia".

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone