Wsłuchać się w Sobór! − wywiad z Ewą Kiedio

opublikowano: 2012-10-25, 07:30
wolna licencja
Pół wieku temu w murach Watykanu rozpoczął się dwudziesty pierwszy (według rachuby rzymskokatolickiej) Sobór w dziejach Kościoła. O jego historii, postanowieniach i miejscu we współczesnym świecie, z Ewą Kiedio z Laboratorium „Więzi” rozmawia Sebastian Adamkiewicz.
reklama
Ewa Kiedio - redaktor w wydawnictwie „Więź”, członkini Zespołu Laboratorium „Więzi”, założycielka magazynu internetowego Dywiz. Pismo Katolaickie . Prowadzi blog Tuż obok .

Mija 50 lat od rozpoczęcia obrad Soboru Watykańskiego II. Panuje opinia, że jego wynik był małą rewolucją w Kościele. Są i tacy, którzy twierdzą, że zmiany poszły za daleko i jeśli nie doszło do zerwania z Tradycją, to przynajmniej do jej mocnego naruszenia. Czy faktycznie Sobór, w kontekście całej historii Kościoła, miał aż tak rewolucyjne znaczenie?

Jeśli porównuje się konstytucje i dekrety Soboru Watykańskiego II z kościelnymi dokumentami sprzed tego soboru, to narzuca się myśl, że była to faktycznie rewolucja. Spójrzmy na taki choćby przykład: w 1928 r. encyklika „Mortalium animos” Piusa XI zabraniała katolikom brania udziału w spotkaniach ekumenicznych: Jasną rzeczą jest, Czcigodni Bracia, dlaczego Stolica Apostolska swym wiernym nigdy nie pozwalała, by brali udział w zjazdach niekatolickich. Pracy nad jednością chrześcijan nie wolno popierać inaczej, jak tylko działaniem w tym duchu, by odszczepieńcy powrócili na łono jedynego, prawdziwego Kościoła Chrystusowego, od którego kiedyś, niestety, odpadli. W soborowym Dekrecie o ekumenizmie czytamy natomiast: W pewnych specjalnych okolicznościach, takich jak zapowiedziane modły «o jedność», oraz na zebraniach ekumenicznych, dopuszczalne jest, a nawet pożądane zespolenie katolików z braćmi odłączonymi w modlitwie (DE 8). To tylko jedno ze zdań tego dokumentu, ale już chyba ta próbka pokazuje, że mówi się tu z użyciem zupełnie innego stylu, innej retoryki.

W tej chwili modlitwy ekumeniczne, dialog międzyreligijny czy też angażowanie się świeckich w sprawy Kościoła są dla nas czymś oczywistym. Przypuszczam, że bardzo wielu katolików nie wyobraża sobie, że mogło być kiedyś inaczej. W istocie jednak stan obecny jest właśnie dziedzictwem Soboru. Jednocześnie jednak trzeba pamiętać, że nie jest to rewolucja w sensie radykalnego odcinania się od całej przeszłości. Ojcowie Soborowi często podkreślają związki z wcześniejszą myślą. Np. w Deklaracji o wolności religijnej napisano: Sobór Watykański bada świętą tradycję i naukę Kościoła, z których wydobywa rzeczy nowe, zawsze zgodne ze starymi. Chodzi raczej o odnowę, usuwanie naleciałości, zbliżanie się do takiego Kościoła, jakiego pragnął Chrystus, a więc o powrót do źródeł.

Był to konieczny krok wobec postępującego rozejścia się Kościoła i świata, do czego doszło w XIX wieku – mówili o tym m.in. prof. Stefan Swieżawski i bp Grzegorz Ryś. Mimo daleko posuniętych zmian nie została tu przerwana ciągłość − odcięto pewne skostniałe formy, zachowując jednak (a wręcz przybliżając) istotę tego, czym jest Kościół. Benedykt XVI pisał o tym tak: ten podmiot [Kościół] w miarę upływu czasu rośnie i rozwija się, zawsze jednak pozostaje tym samym, jedynym podmiotem – Ludem Bożym w drodze.

Pomysł Jana XXIII, aby zwołać Sobór, spotkał się w ówczesnych kręgach kurii rzymskiej z niechęcią. Skąd więc w ówczesnym Kościele siły do takich zmian? Można tutaj mówić o silnej osobowości Jana XXIII czy on jedynie poruszył to, co tliło się pod skorupą?

reklama

Zwróćmy uwagę na dziwność samej sytuacji: Jan XXIII w momencie, gdy wybrano go na papieża (28 X 1958), miał 77 lat. Traktowany był jako papież przejściowy, który nie będzie wprowadzał żadnych istotnych zmian. Jednak trzy miesiące później pada z jego strony zapowiedź zwołania soboru. Papież Jan XXIII powiedział: Nagle i nieoczekiwanie powstała ta myśl [o soborze] w naszym pokornym umyśle. [...] Pewność, że została ona zesłana z nieba, ośmieliła nas do wprowadzenia naszego pokornego zamierzenia w czyn.

Jan XXIII

Chrześcijanie w tak zaskakujących działaniach zwykli widzieć inspirację Ducha Świętego i tutaj też upatrywałabym źródła siły do zmian. Pozostając jednak przy faktach, trzeba powiedzieć, że zapowiedź takich myśli, jakie pojawiły się na Soborze, znajdziemy już w pontyfikacie Piusa XII. Na światowych Kongresach Apostolstwa Świeckich mówił on (do świeckich właśnie!) „to wy jesteście Kościołem”. Ks. Andrzej Zuberbier twierdził wręcz, że jeśli pontyfikat Jana XXIII i Sobór Watykański II stały się objawieniem, to dlatego, że mało uważnie słuchano Piusa XII.

Sobór Watykański II nie był dziełem jednego człowieka – Jana XXIII. Przecież kolejne dekrety i konstytucje powstawały w wyniku wspólnych prac i głosowań. Ziarna myśli soborowej musiały pojawić się już wcześniej, takie nastawienie tliło się już najwyraźniej wśród ludzi Kościoła. W Polsce prekursorami Soboru można by nazwać środowisko Lasek i „Odrodzenia”. Można też wskazywać konkretne osoby, które na sposób „soborowy” myślały już wcześniej. Polska z pewnością nie była pod tym względem wyjątkiem.

Sobór miał zmienić Kościół nie tylko pod względem organizacyjnym, ale przede wszystkim chciał nakłonić do zmiany myślenia o wierze. Czy z dzisiejszego punktu widzenia odniósł sukces?

Nie wiem, jak mielibyśmy ten sukces mierzyć. Na podstawie jakichś statystyk, badań ankietowych, przeglądu treści prasy katolickiej i liczby odbiorców poszczególnych tytułów? Na pewno cały czas można się spotkać wśród katolików – zarówno świeckich, jak też duchownych – z wypowiedziami niewiele mającymi wspólnego z myślą Soboru.

Jeśli chodzi o konkrety, mieliśmy obraz tego podczas prób przeniesienia krzyża z Krakowskiego Przedmieścia czy też ostatnio na mszy pogrzebowej prof. Józefa Szaniawskiego. Mamy tu do czynienia z przedziwnym zmieszaniem religii i polityki, co w efekcie daje silne stężenie agresji kierowanej ku konkretnym ludziom. Poza takimi skrajnymi przykładami jest też wiele znacznie mniej spektakularnych. Obok deformacji katolicyzmu mamy też ogromny obszar najzwyklejszej obojętności. A przede wszystkim – żeby nie zatrzymywać się tylko na ocenach rzucanych na zewnątrz – każdy z nas staje przed pytaniem, jaka jest jego własna wiara.

reklama

Dla mnie najważniejsze jest to, że jeśli ktoś chce się w tej sferze rozwijać, to ma możliwość, żeby to robić. Autentycznego życia chrześcijańskiego – z wielkim naciskiem na własne doświadczenie i osobiste spotkanie z Bogiem – może szukać np. w ruchu oazowym czy na Drodze Neokatechumenalnej. We Francji rozkwitły Monastyczne Wspólnoty Jerozolimskie, które kilka lat temu pojawiły się też w Warszawie. To tylko kilka przykładów. Różne ruchy i wspólnoty stanowią właśnie konkretny owoc Soboru. Jeśli posłuchamy świadectwa kogoś, kto się w takiej wspólnocie nawraca, uzyskamy chyba najlepszą odpowiedź dotyczącą sukcesów Soboru.

Niedawno w jednym ze swoich artykułów pisałaś o zmianach w postrzeganiu kobiety w nauce Kościoła. Jaką rolę odegrał w tym względzie Sobór?

Sobór nie zajął się szczegółowo sprawą roli kobiet w społeczeństwie i Kościele, nie powstał na ich temat żaden oddzielny dekret ani konstytucja. Na koniec Soboru sformułowano jednak siedem orędzi: do rządzących, intelektualistów, artystów, ubogich, chorych i cierpiących, robotników, młodzieży i do kobiet właśnie. W orędziu do kobiet padają słowa: nadeszła już godzina, w której powołanie niewiasty realizuje się w pełni. Godzina, w której niewiasta swoim wpływem promieniuje na społeczeństwo i uzyskuje władzę nigdy dotąd nieposiadaną. Fragment dotyczący kobiet znajdziemy też w Konstytucji duszpasterskiej o Kościele w świecie współczesnym: ubolewać należy nad tym, że podstawowe prawa osoby nie wszędzie są zagwarantowane. Tak bywa np., gdy kobiecie odmawia się prawa wolnego wyboru małżonka czy stanu albo dostępu do równego z mężczyzną wychowania i wykształcenia (KDK 29).

Sobór Watykański II był największym spotkaniem biskupów katolickich w historii (fot. Peter Geymayer, domena publiczna)

Przełomowość tych słów widać np. w kontekście encykliki Piusa XI „Casti connubii” z 1930 r. Papież Pius XI pisał tam o tych, którzy bez skrupułu niszczą ufne i uczciwe podporządkowanie się żony mężowi, z szaloną pychą głoszą przeprowadzenie emancypacji, a także o nienaturalnej równości (żony) z mężem. W tekście soborowym widać już odejście od wizji, w której jedyną przestrzenią działania kobiety jest jej własny dom. Mowa jest o czymś znacznie szerszym – o promieniowaniu na społeczeństwo. Myśl tę rozwinie później Jan Paweł II, mówiąc o potrzebie nowego feminizmu i uznając zasadność wielu rewindykacji dotyczących miejsca kobiety w różnych środowiskach społecznych i kościelnych (Vita consecrata 57).

50 lat po rozpoczęciu Soboru do głosu coraz częściej dochodzą jego krytycy. Czy integryzm nie staje się powoli dominujący w myśleniu Kościoła?

reklama

Nie jestem pewna, czy staje się dominujący – mam wrażenie, że dochodzi też do przebudzenia środowisk, które mocno identyfikują się z dziedzictwem soboru. Z pewnością jednak głos integrystów staje się mocniej słyszalny niż kiedyś. Skąd się bierze to zjawisko? Myślę, że duże znaczenie ma tu pontyfikat Benedykta XVI. Jego wypowiedzi, w których odcina się od hermeneutyki nieciągłości i zerwania z przeszłością, odbierane są przez tradycjonalistów jako potwierdzenie, że Soborem nie bardzo trzeba się przejmować, a wręcz, że wszystko powinno zostać tak, jak było wcześniej.

Wydaje się jednak, że Papieżowi chodzi o coś znacznie głębszego – o pełne odczytanie dokumentów Soboru i o to, aby nie popadać w skrajności, ani progresizmu, ani integryzmu właśnie. Wskazują na to m.in. jego słowa wypowiedziane podczas mszy w Watykanie w 50. rocznicę Soboru: Odniesienie się do dokumentów chroni przed skrajnościami anachronicznych nostalgii i gonienia do przodu, i pozwala na uchwycenie nowości w ciągłości. Sobór nie wymyślił nic nowego jako przedmiotu wiary ani też nie chciał zastępować tego, co stare. Raczej troszczył się o to, aby ta sama wiara nadal była przeżywana w dniu dzisiejszym, nadal była wiarą żywą w zmieniającym się świecie.

Obrady soborowe (fot. Lothar Wolleh, na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0)

W przypadku takich rocznic bardzo często stawia się pytanie o to, co z dziedzictwa danego wydarzenia powinno być szczególnie przypomniane. Jaka myśl z dokumentów soborowych mogłaby znów odżyć i pobudzić do myślenia?

Bardzo ważne, a nie dość jeszcze zaadaptowane do kościelnej codzienności jest myślenie o Kościele przede wszystkim jako o wspólnocie, Ludzie Bożym, a nie instytucji. Konkretnie znaczy to, że Kościół tworzy każdy z wierzących i od niego też zależy, jaki ten Kościół jest. Tymczasem często obserwuję myślenie klerykalne – i nie mam tu akurat na myśli tego, co stereotypowo kojarzy się z tym terminem, czyli ślepego zapatrzenia w księży i przyznawania im statusu bezgrzeszności właściwej bytom wyższym. Chodzi mi o to, że sami wierni nie dostrzegają swojej możliwości działania, krytykują np. niedostatecznie rozwinięte działania charytatywne ze strony parafii, a rzadko chyba stawiają sobie pytanie, czy sami nie mogliby się tym zająć po uzgodnieniu tego z proboszczem.

To tylko jeden przykład i oczywiście możliwość dopuszczenia świeckich do kierowania takimi zadaniami różnie wygląda w zależności od podejścia samego księdza. Bo przecież od strony duchownych także mamy problem z otwarciem się na inicjatywy laikatu. A przypomnijmy, że według Konstytucji dogmatycznej o Kościele są takie obszary, na których jedynie przy pomocy świeckich Kościół może stać się solą ziemi.

Czy Kościół potrzebuje dzisiaj nowego Soboru?

Sobór Watykański II przyniósł nam szeroką myśl, która nie została jeszcze w pełni wcielona w życie. Nie tyle więc potrzebny jest kolejny Sobór, co głębokie przemyślenie i zastosowanie tego, co już mamy w poszczególnych dekretach i konstytucjach. Nie zatrzymaliśmy się zresztą na Soborze. Późniejsze encykliki, wypowiedzi papieskie i dokumenty to także jego kontynuacja. Kwestie pojawiające się obecnie mogą być również rozstrzygane na takiej drodze, wydaje się, że na kolejny Sobór jest jeszcze za wcześnie.

reklama
Komentarze
o autorze
Sebastian Adamkiewicz
Publicysta portalu „Histmag.org”, doktor nauk humanistycznych, asystent w dziale historycznym Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, współpracownik Dziecięcego Uniwersytetu Ciekawej Historii współzałożyciel i członek zarządu Fundacji Nauk Humanistycznych. Zajmuje się badaniem dziejów staropolskiego parlamentaryzmu oraz kultury i życia elit politycznych w XVI wieku. Interesuje się również zagadnieniami związanymi z dydaktyką historii, miejscem „przeszłości” w życiu społecznym, kulturze i polityce oraz dziejami propagandy. Miłośnik literatury faktu, podróży i dobrego dominikańskiego kaznodziejstwa. Współpracuje - lub współpracował - z portalem onet.pl, czasdzieci.pl, novinka.pl, miesięcznikiem "Uważam Rze Historia".

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone