Muzyka na pomoc planecie
Już pojutrze na koncertach w Londynie, Nowym Jorku, Hamburgu, Tokio, Sydney, Johannesburgu i Szanghaju zagrają całe konstelacje gwiazd. Dlaczego? Odpowiedź stanowią dwa słowa: Live Earth. Celem tego przedsięwzięcia jest uświadomienie publiczności na całym świecie zagrożenia związanego ze zmianami klimatycznymi. Dramatyczny przekaz oddaje już same logo imprezy — trzy kropki, trzy kreski i trzy kropki, czyli S.O.S. w alfabecie Morse'a. Tyle, że rozgłos i atmosfera imprezy każą zadać sobie pytanie, czy aby o naszą planetę tutaj chodzi? Czy może tylko o to, by upchnąć Katie Melua, Bloc Party z Coldplayem i Madonną na jednej scenie?
Gdy w 1971 roku George Harrison w Madison Square Garden zorganizował koncert pod szczytnym hasłem pomocy dla Bangladeszu, nie przypuszczał, że do idei łączenia muzycznych przedsięwzięć ze społecznymi problemami rychło nawiążą tłumy naśladowców. Tyle, że w kolejnych Live Aid, Farm Aid, Human Rights Now !, _Live 8 _czy Mandela Day, bo takie nazwy otrzymały następne przedsięwzięcia, coraz mniej chodziło o globalne problemy, a coraz więcej o zwykłą rozrywkę. Nawet dwa równoległe koncerty Live Aid zorganizowane przez Boba Geldofa w 1985 roku w Londynie i Filadelfii, które przeszły do legendy, stając się wzorcem podobnych inicjatyw, spotkały się z zarzutem hipokryzji. Ich wymierne korzyści były znikome, szum medialny ogromny. Jak obliczono, gwiazdy, które zagrały w obu miastach, sprzedały łącznie ponad 65% wszystkich albumów muzycznych od czasów powstania nośników magazynujących dźwięk. Tyle że głodującej Afryce Północnej akurat to niewiele pomogło.
Pojutrze kolejna impreza z tego cyklu. Jednak sama osoba pomysłodawcy — jest nią kuriozalny przegrany w batalii o fotel prezydenta USA z 2000 roku, Al Gore — każe pytać o sens koncertów. Gore nie ukrywa swoich aspiracji politycznych. Do tego zasiada w radach nadzorczych firm Apple i Google. A fakt, że w ostatniej chwili odwołano koncerty w Stambule (nie udało się przyciągnąć sponsorów) i w Rio de Janeiro (z tego samego powodu, ponadto nie udało się również zapewnić warunków bezpieczeństwa dla 700 tys. widzów) podważa sens przedsięwzięcia. Nawet Bob Geldof z rezerwą odnosi się do Live Earth. Muzyk twierdzi, że rozmyty cel koncertów przesądza o fiasku. Bo jak grupa nawet najlepszych muzyków ma powstrzymać globalne ocieplenie?
Z drugiej strony nie da się ukryć, że pojutrze szykuje się całkiem niezły show. Posłuchać na żywo takich tuzów jak Metallica, Red Hot Chili Peppers, Foo Fighters, Damien Rice czy Alicia Keys chce każdy. I chociaż bilety podobno sprzedają sie kiepsko, takie gwiazdy gwarantują emocje. Transmisja na TVP Kultura, RMF FM i MTV Polska.