„Mrs. America” – recenzja i ocena serialu
Mrs. America” – recenzja i ocena serialu
„Mrs. America” to serial z konkretną historią w tle, lecz prawdziwymi wydarzeniami jedynie inspirowany. O fakcie, że nie mamy do czynienia z obrazem wiernie dokumentującym przeszłość, lecz jego fabularyzowaną wersją, dowiadujemy się z krótkiej wzmianki o fikcyjności niektórych postaci i dialogów, lojalnie poprzedzającej początek każdego z odcinków.
Głównym clou osadzonej w latach 1971-1980 fabuły jest ożywiona debata wokół poprawki do konstytucji USA, dotyczącej równouprawnienia – tzw. ERA (Equal Rights Amendment). Jej zapis stanowił, że „równość praw wynikająca z prawa nie może być odmawiana ani ograniczana przez Stany Zjednoczone ani żaden stan ze względu na płeć oraz, że Kongres ma prawo wymusić, za pomocą odpowiedniego prawodawstwa, przestrzeganie tego przepisu”. Owa, wydawałoby się symboliczna w swym wydźwięku zmiana, stała się przedmiotem wieloletniego i zaciętego sporu. I to sporu tym bardziej intrygującego, iż po przeciwnych stronach barykady znalazły się osoby, dla których w pierwszej kolejności poprawka została stworzona – kobiety.
„Tę walkę w słusznej sprawie, jak i tę o prawa wyborcze pół wieku temu, musiały stoczyć i wygrać kobiety” – mówi w jednym z odcinków Phyllis Schlafly (w rolę której wcieliła się fenomenalna Cate Blanchett).
Wydawać by się mogło, że to właśnie ona – zawzięta konserwatystka, gospodyni domowa, uległa żona prawnika z Illinois, a także matka sześciorga dzieci – jest główną postacią serialu i jego tytułową „Panią Ameryką”. To w wyniku zainicjowanych przez nią wytrwałych, oddolnych działań oraz mobilizacji pań domu, podzielających jej obawy związane z ERA, powstał ruch mający na celu zatrzymanie ratyfikacji konstytucyjnej zmiany. Przeciwniczki poprawki skupiły się w organizacjach STOP ERA i Eagle Forum. Argumentami za odrzuceniem nowego zapisu miały być wzbudzające lęk, szkodliwe z perspektywy gospodyń domowych potencjalne konsekwencje konstytucyjnej równości, np.: utrata prawa do alimentów w przypadku rozwodu, obowiązkowa służba wojskowa kobiet, czy współdzielone toalety.
W rzeczywistości serial portretuje nie jedną, lecz wiele „Pań Ameryk” – są nimi aktywistki drugiej fali feminizmu, walczące o wcielenie zapisu poprawki w życie. Choć w przeciwieństwie do swoich światopoglądowych przeciwniczek nie posiadają jednej głównej przywódczyni, na piedestale liberalnego ruchu wyróżniają się sylwetki: dziennikarki i redaktorki czasopisma „Ms.” Glorii Steinem (w jej roli Rose Byrne), kongresmenki Belli Abzug (Margo Martindale), Betty Friedan (Tracey Ullman) – autorki książki pt. „Mistyka kobiecości”, uważanej za manifest współczesnego feminizmu, a także pierwszej kandydatki na prezydenta USA i zarazem pierwszej czarnoskórej kobiety wybranej do Kongresu – Shirley Chisholm (Uzo Aduba). Środowisko feministek było bardzo zróżnicowane. Należały do niego kobiety zamężne, rozwiedzione, wychowujące dzieci, a także „wyzwolone”, dziennikarki, prawniczki, działaczki polityczne. Wszystkie jednak łączyło intensywne zaangażowanie we wprowadzenie konstytucyjnego zapisu o zniesieniu różnego traktowania kobiet i mężczyzn.
Zmagania o ERA były prowadzone dynamicznie, z niezwykłym zacięciem obu stron, przez wiele lat. W 1972 r. poprawka została uchwalona przez Senat USA, jednakże aby móc stać się obowiązującym prawem musiała być ratyfikowana przez co najmniej trzy czwarte (czyli 38) stanów. W ciągu roku ERA zaakceptowało 30 stanów, w kolejnych latach uzyskano jeszcze 5 ratyfikacji. W wyniku aktywności Schlafly udało się jednak opóźnić zatwierdzenie aktu przez brakujące 3 stany. Nie pomogło nawet wydłużenie o trzy lata pierwotnego terminu ratyfikacji, upływającego w 1979 r. ERA zostało ratyfikowane przez kunktatorów dopiero po kilkudziesięciu latach: Nevada uczyniła to w 2017 r., Illinois (stan Phyllis Schlafly) w 2018 r., natomiast Wirginia w 2020 r. Przedawnienie terminu na ratyfikację poprawki sprawiło jednak, iż nie zyskała ona mocy prawnej. Mimo tego została zakorzeniona w świadomości zbiorowej Amerykanów jako prawo zwyczajowe, a wielu nosi w sobie przekonanie, że jej treść rzeczywiście stała się dopełnieniem konstytucji.
Niemal wszystkie z dziewięciu odcinków serialu są zatytułowane imieniem którejś z bohaterek historii – nie tylko z obozu konserwatystek, lecz także feministek. „Tym, co naprawdę chciałam zrobić z tym serialem” – powiedziała dla „LA Times” jego twórczyni, Dahvi Waller – „było pokazanie, że jest tak wiele różnych sposobów bycia kobietą i definicji kobiecości oraz że istnieje tyle różnorodności, że siostrzeństwo i kobiecość nie są monolitem”.
Rzeczywiście, realizatorzy produkcji wywiązali się z tego zamierzenia celująco. „Mrs. America” jest obrazem ukazującym wachlarz owej różnorodności w sposób naturalny i pełny. Choć opowiada o sporze natury światopoglądowej, wobec którego nikt nie może pozostać obojętny, nie idealizuje żadnej ze stron, lecz rozkłada akcenty po równo – ukazując zarówno ich blaski, jak i cienie. Każda wizjonerka ma jakiś słaby punkt i nieraz popełnia błąd. Obie strony poniekąd wygrywają.
Polecamy e-book Agaty Łysakowskiej – „Damy wielkiego ekranu: Gwiazdy Hollywood od Audrey Hepburn do Elizabeth Taylor”:
Pomimo, że twórcy skłaniają się bardziej ku stronie feministek, nie ukazują ich przez pryzmat taryfy ulgowej. Nie są one faworyzowane, ani ukazane jako grupa idealna – panuje wśród nich wiele podziałów, animozji oraz spięć o pojemność znaczenia poprawki. NOW (National Organization for Women) niejednokrotnie mierzy się z konfliktem interesów zwolenniczek aborcji, członkiń walczących o prawa dla homoseksualistów, czarnych kobiet, zmagających się nie tylko z dyskryminacją ze względu na płeć, lecz także na kolor skóry, a także feministek, które dążąc do konsensusu, zgadzają się iść na ustępstwa, aby osiągnąć swój główny cel – ratyfikację ERA. Wycofują zatem poparcie dla czarnoskórej kandydatki na prezydenta, Shirley Chisholm, jako mającej realnie mniejsze szanse, unikają radykalnych posunięć. Niejednokrotnie popełniają przez to błąd, powodujący tworzenie się podziałów i stagnację. Ów zastój jedynie potwierdza słowa serialowej Glorii Steinem: „Nieważne, jak długo potrwa rewolucja – nie ma już odwrotu”.
Schlafly także nie jawi się w „Mrs. America” jako jednoznaczny, czarny charakter. Jest bowiem ukazana jako kobieta ślepo zapatrzona i uparcie brnąca we własne racje, ale przy tym niezwykle zorganizowana, inteligentna i zdeterminowana. Bella Abzug spostrzega w pewnym momencie swoisty paradoks: Phyllis „może być jedną z najbardziej wyzwolonych kobiet w Ameryce”. Jeżdżenie po kraju i agitowanie przeciwko ERA sprawia, że w rzeczy samej bliżej jej do feministki, niż gospodyni domowej.
Ciekawe jest to, że dzięki charyzmatycznej Blanchett nawet widzowie nie podzielający światopoglądu konserwatywnej strony sporu momentami mogą złapać się na tym, że odczuwają doń sympatię, a nawet, że kibicują jej w pewnych przedsięwzięciach. Ci, którzy mieli okazję oglądać i słuchać rzeczywistej Phyllis twierdzą, że nie miała ona tak przebojowej osobowości, jak pokazano to w serialu.
Ze scenariusza wyłania się więc polifonia spojrzeń, szerokie spektrum postaw i motywacji, dążeń i celów, charakterów i temperamentów. Choć wizualnie na pierwszy rzut oka można poznać, czy dana kobieta należy do strony feministek, czy konserwatystek (kostiumy są tu niczym mundury), bohaterki są wyrazistymi indywiduami. Motywacje poszczególnych kobiet są wyjaśniane przez dodatkowe odwołania do ich przeszłości, kreślące bogatsze portrety psychologiczne. Dzięki temu możemy dostrzec na przykład, że niespełniona w swej ulubionej dziedzinie obronności i polityki nuklearnej Phyllis Schlafly postanawia realizować swe ambicje i zdolności polityczne w tematyce praw kobiet. Ponadto, widz ma możliwość obserwowania przemian poszczególnych postaci na przestrzeni lat (a zatem kolejnych odcinków) – nie są one monolityczne, lecz ulegają metamorfozom. Dojrzewają. Istotną zaletą serialu jest także doskonały dobór aktorów – w parze ze świetną grą aktorską idzie fizyczne podobieństwo, przyprawiające historiom dodatkowej wiarygodności.
Poszczególne wątki splatają się w zbiorową opowieść o historii ERA w sposób spójny i wciągający. W zestawie z oryginalnym scenariuszem idą takie smaczki jak klimatycznie odwzorowana scenografia USA lat siedemdziesiątych (m.in. w postaci sprzętów, historycznych kalendarzy, czy nawet szczegółów dla spostrzegawczych, jak wetknięte w stojak czasopisma z epoki) oraz dopasowana ścieżka dźwiękowa – z rytmiczną „A Fifth Of Beethoven” na czele.
Tym, co może stanowić nie tyle wadę serialu, co pewnego rodzaju poprzeczkę, jest wymóg posiadania przez widza dawki pewnej wiedzy na temat Stanów Zjednoczonych. Rozeznanie w specyfice amerykańskiego systemu politycznego, czy świadomość amerykańskiego zaangażowania politycznego na poziomie stanowym z pewnością zagwarantują pełniejsze zrozumienie dynamicznych i rozbudowanych dialogów, czy meandrów ukazywanych na ekranie zagrywek politycznych. W przypadku niewielkiej orientacji w tym zakresie serial może wydawać się nieco zawiły i momentami niezrozumiały.
Co ciekawe, „Mrs. America” zostało skrytykowane przez rzeczywistą uczestniczkę batalii o ERA – Glorię Steinem. Według niej serial jest „niepoważny” i ukazuje historię w krzywym zwierciadle, przypisując wszelkie „zasługi” dla zahamowania ratyfikacji poprawki ruchowi Phyllis Schlafly, a pomijając interesy innych podmiotów, które okazałyby się stratne w przypadku ratyfikacji – jak towarzystwa ubezpieczeniowe. Wadą telewizyjnej fabuły określiła także pokazanie kobiet jako swoich największych wrogów.
Wbrew tej opinii, „Mrs. America” z pewnością jest dziełem godnym polecenia i wartym obejrzenia (idealnie sprawdzi się również jako tzw. „binge-watching”!). Wciągająca, barwna i opowiedziana z różnych punktów widzenia historia przypadnie do gustu szerokiemu kręgowi odbiorców. To nie tylko opowieść o ERA i rewolucji, lecz także o społeczeństwie, kulturze, populizmie, Stanach Zjednoczonych lat siedemdziesiątych oraz nabywaniu świadomości politycznej przez kobiety, ich mobilizacji do obywatelskiego zaangażowania w ruchy społeczne i zajmowanie głosu w sprawach publicznych. Choć widz staje przed pewnego rodzaju wyzwaniem orientowania się w specyfice amerykańskich realiów politycznych, wiedza ta nie jest sine qua non do zainteresowania się serialem. Wyda się on zajmujący także dla zupełnych laików tematu – zarówno w wymiarze kulturalnym, jak i ludzkim, a sam w sobie może posłużyć za źródło wiadomości i swoisty przewodnik po poruszanych kwestiach. „Mrs. America” to historia fascynująca, która nie nudzi nawet przy ponownym oglądaniu – sprawdziłam!
Redakcja: Paweł Czechowski
Kupuj świetne e-booki historyczne i wspieraj ulubiony portal!
Regularnie do sklepu Histmaga trafiają nowe, ciekawe e-booki. Dochód z ich sprzedaży wspiera działalność pierwszego polskiego portalu historycznego. Po to, by zawsze był ktoś, kto mówi, jak było!
Sprawdź dostępne tytuły pod adresem: https://sklep.histmag.org/