Monika Tomkiewicz: Ponary były miejscem największej zbrodni dokonanej przez Niemców na północno-wschodnich kresach II RP w okresie II wojny światowej
Magdalena Mikrut-Majeranek: Dlaczego akurat to miejsce Niemcy wybrali na miejsce masowych egzekucji?
Dr hab. Monika Tomkiewicz: Lasy ponarskie zostały wybrane na miejsce masowej egzekucji z kilku powodów. Na pewno najistotniejsze były wytyczne Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy w Berlinie, który nakazywał, aby miejsca eksterminacji były oddalone od dużych skupisk ludzkich, tak aby nie było słychać odgłosów strzałów, a z drugiej strony, aby były położone w pobliżu dogodnych dróg dojazdowych, żeby skazańców można było szybko przetransportować z miejsc zatrzymań i więzień. Wytyczne te były stosowane już w 1939 roku na Pomorzu, gdzie z blisko 400 miejscowości przedwojennego województwa pomorskiego w miejscowych lasach (Lasy Piaśnickie, Szpęgawskie, toruńska Barbarka) zamordowano ok. 30 tys. osób.
Analizując zarówno mechanizm Zbrodni w Lasach Ponarskich, jak i Zbrodni Pomorskiej z 1939 roku możemy znaleźć wiele podobieństw. Dodatkowo w przypadku zbrodni w Ponarach niezwykle ważnym czynnikiem były pozostawione tam przez Rosjan głębokie wykopane doły przeznaczone do magazynowania paliwa lotniczego dla pobliskiego lotniska wojskowego w Chazbijewiczach. Było to dla okupantów znaczne ułatwienie. Nie musieli poświęcić czasu na przygotowanie miejsca eksterminacji, kopanie głębokich grobów, ogradzanie terenu. Wszystko to już na nich czekało w pobliżu Wilna.
Niemcy do Wilna wkroczyli 24 czerwca 1941 r., a już 26 czerwca nastąpiły pierwsze aresztowania ludności żydowskiej. 4 lipca przeprowadzono egzekucję w Ponarach. Zatem od zajęcia miasta do pierwszych egzekucji minęło zaledwie 10 dni.
Jaka była geneza i przebieg zbrodni?
Na terytorium przedwojennego polskiego województwa wileńskiego terror bezpośredni i pośredni prowadzony przez okupanta niemieckiego wiązał się ściśle z celami polityki III Rzeszy związanymi z uzyskaniem władzy nad światem i pozyskiwaniem przestrzeni życiowej. Niemcy dążyli do fizycznego wyniszczenia poszczególnych grup narodowościowych (głównie Polaków, Białorusinów, Rosjan, Karaimów i Tatarów) poprzez stwarzanie dla nich trudnych warunków egzystencjalnych i sanitarnych, deportacje na roboty przymusowe do Rzeszy, grabież mienia, likwidowanie wszelkich przejawów życia kulturalnego i naukowego, jak również pracę przymusową. Natomiast ludność żydowska, funkcjonariusze państwa i partii oraz komuniści współpracujący z władzą radziecką i pojmani żołnierze Armii Czerwonej przeznaczeni zostali do zagłady fizycznej, jako grupy uznane za wrogów III Rzeszy. Miejscem największej zbrodni dokonanej przez Niemców na północno-wschodnich kresach II RP w okresie II wojny światowej były z pewnością podwileńskie Ponary. Zamordowano tam kilkadziesiąt tysięcy obywateli polskich pochodzenia żydowskiego, żołnierzy podziemia polskiego na Wileńszczyźnie oraz inteligencji polskiej. Zostali w tym miejscu również uśmierceni żołnierze sowieccy, wzięci do niewoli niemieckiej. Wykonanie zamierzonego planu możliwe było jedynie dzięki współpracy Niemców z litewskimi oddziałami „partyzanckimi”, litewskimi władzami administracyjnymi, jak również dzięki powołaniu oddziału specjalnego.
Od początku lipca 1941 r. egzekucje w lasach ponarskich przeprowadzali członkowie oddziału operacyjnego 9 kierowanego przez dra Alfreda Filberta. Był to jeden z oddziałów, który podążał za Wehrmachtem i którego głównym zadaniem była eliminacja osób do tego przeznaczonych. Większość przeprowadzonych egzekucji miała charakter masowy. Odbywały się one najczęściej rano lub w godzinach przedpołudniowych. Doprowadzeni lub dowiezieni do Ponar skazańcy oczekiwali na egzekucję w jednym z wykopanych dołów. W odstępie kilkunastu minut do osób oczekujących podchodził jeden ze strzelców ponarskich i zabierał ze sobą kilkanaście osób.
W pierwszych miesiącach dokonywano jeszcze selekcji ze względu na płeć. Kobiety prowadzono do pobliskiego sosnowego lasku, a mężczyzn do zbiorczego dołu. Od drugiej połowy 1941 r. wszyscy już prowadzeni byli prosto do jednego z bocznie usytuowanych dołów, w kształcie litery „T”, służącego jako miejsce oczekiwania na egzekucje. Dół ten był głębokości półtora metra, tak, że ewentualne wydostanie się z niego i próba ucieczki były niemożliwe. Wejście i wyjście możliwe było jedynie przy wykorzystaniu drabiny.
W odpowiednim momencie do dołu oczekujących podchodził jeden z członków plutonu egzekucyjnego, aby wyprowadzić z niego kolejną grupę liczącą od dziesięciu do dwunastu skazańców. Charakterystycznym było to, że każdorazowo członkowie plutonu byli w stanie znacznego upojenia alkoholowego. Najczęściej grupy ofiar były segregowane pod względem płci i wieku. Zdarzały się przypadki, że na wyraźną prośbę skazańców wartownicy zawiązywali im oczy. Następnie tworzyli ze skazańców kolumnę osób trzymających się za ramiona. Wybrana grupa opuszczała zbiorczy dół przez boczną odnogę i była prowadzona przez szpaler „strzelców ponarskich”.
Pierwsza osoba trzymała kij, który niósł wartownik. I w ten sposób podążały w kierunku dołu, przy którym stało jedno, bądź dwa komanda egzekucyjne. Każde z komand składało się z dziesięciu strzelców, naprzeciwko których ustawiano dziesięć ofiar. Po podejściu do dołu skazańcy stawali obok siebie plecami do plutonu egzekucyjnego z twarzami skierowani do dołu. Komendy do strzałów oraz salwy rozlegały się w odstępie od 6 do 8 minut. Ze względu na skuteczność strzału najczęściej mierzono w głowę, bądź w plecy, a konkretnie w okolice serca. Po wystrzeleniu salwy ofiary padały twarzą do dołów. W kilku relacjach pojawia się informacja, iż w kierunku ustawionych ofiar rzucano granat. A w trakcie jednej z ostatnich egzekucji na terenie bazy, w dniach 3 i 4 lipca 1944 r. posłużono się bronią automatyczną.
W Ponarach zginęli światowej sławy naukowcy. Jakie straty poniosła zatem polska kultura i nauka?
Pierwsza fala terroru, jaka od czerwca 1941 r. przechodziła przez Ziemię Wileńską, nie obejmowała swym zasięgiem początkowo społeczności polskiej. Zdarzały się wprawdzie pojedyncze przypadki niemieckich akcji odwetowych, bądź pokazowych wykonywane na obywatelach polskich, jednak nie miały one charakteru masowego. Jednym z powodów takiego stanu rzeczy było to, że Niemcy przyjęli założenie, że na terytorium, które wcześniej było pod okupacją sowiecką, nie może zamieszkiwać już zbyt duża grupa inteligencji mogąca zorganizować opór. Czas pokazał, jak bardzo się mylili. Fala terroru wobec Polaków ruszyła pod koniec roku 1941. Nastąpiło to krótko po tym, jak Niemcy zorientowali się, że Polacy nie są tak bezradni i osłabieni jak się początkowo im wydawało. Nawiązania kontaktu przez środowisko wileńskie z Komendą Główną Związku Walki Zbrojnej w Warszawie nie można było zlekceważyć. Po tym odkryciu, w zasadzie natychmiast zaczęto inwigilować środowiska konspiracyjne. Za pierwszy cel obrano stowarzyszenia wileńskiej młodzieży licealnej, studenckiej oraz oficerów rezerwy. Najważniejszym zadaniem było szybkie aresztowanie najbardziej aktywnych działaczy. W ten sposób natrafiano na ślad działającej w podziemiu grupy absolwentów gimnazjów i liceów wileńskich im. Zygmunta Augusta i Adama Mickiewicza. Znaczna grupa młodzieży z tych szkół należała do utworzonego w 1939 r. Związku Wolnych Polaków. Aresztowano wtedy 90 dziewcząt i chłopców, którzy zostali osadzeni w więzieniu na Łukiszkach. Wielu z nich swe młode życie zakończyło w dniach 5, 12, 13 maja 1942 r. oraz 12 września 1943 r. w Ponarach.
Z kolei miesiące luty i marzec 1942 r. to najczarniejsza karta w dziejach działaczy podziemia związanych z akcją legalizacyjną polegającą głównie na produkcji kart żywnościowych i paszportów. Wśród aresztowanych, a później rozstrzelanych w Ponarach z tej grupy znalazł się m.in.: ks. Tadeusz Zawadzki, proboszcz kościoła św. Piotra i Pawła w Wilnie. Wiosną 1943 r. przyszedł czas na osoby związane z drukiem i kolportowaniem konspiracyjnego pisma „Niepodległość” – organu prasowego Okręgu Wileńskiego Armii Krajowej wydawanego przez wileńskie Biuro Informacji i Propagandy. Dużym zainteresowaniem władz okupacyjnych cieszyli się również przedstawiciele wileńskiego duchowieństwa. W sumie to nic dziwnego, gdyż kościół katolicki od wielu lat był zaangażowany w sprawy polityczne państwa, a zakonnicy wszystkich zgromadzeń oraz księża zatrudnieni w polskich parafiach w Wilnie i okręgu wileńskim podczas kolejnych okupacji ziemi wileńskiej byli inicjatorami obrony polskości. W kazaniach kierowanych do wiernych nie tylko podtrzymywali na duchu, ale również przypominali o konieczności podjęcia walki. Sami duchowni też wstępowali do oddziałów partyzanckich, walcząc z wrogiem wręcz lub organizowało na szeroką skalę pomoc i opiekę społeczną. Jednak takim najczarniejszym i w zasadzie symbolicznym dniem dla polskiej nauki i kultury na Ziemi Wileńskiej była egzekucja 10 zakładników w nocy z 16 na 17 września 1943 r. Był to odwet za wykonanie przez polskie podziemie wyroku śmierci na „Polakożercy” inspektorze policji litewskiej w Wilnie Marijonasie Podabasie.
W nocy z 16 na 17 września 1943 r. aresztowano około 140 zakładników, a następnego dnia w Ponarach rozstrzelano dziesięciu z nich. Wśród zamordowanych był światowej sławy lekarz - onkolog prof. Kazimierz Pelczar, który wynalazł lek o nazwie kefalina służący do zwalczania komórek rakowych. Zamordowano tego dnia również profesora skarbowości i prawa skarbowego na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie Mieczysława Gutkowskiego, a także adwokata Mieczysława Engela, inż. Kazimierza Antuszewicza, kpt. rez. WP Eugeniusza Biłgorajskiego, chemika Stanisława Grynkiewicza, por. rez. WP Kazimierza Iwanowskiego, pracownika teatru Tadeusza Lothe. Żadna z tych wymienionych osób nie była przypadkową ofiarą. Zastosowano bardzo wyszukany dobór zakładników, kierując się ich dokonaniami i statusem społecznym. Ta egzekucja miała po prostu zostać zauważona.
Kto był odpowiedzialny za dokonanie tej zbrodni?
Bezpośrednimi sprawcami zbrodni dokonanych w latach 1941-1944 w ponarskiej bazie byli członkowie oddziałów operacyjnych i wileńskiego oddziału specjalnego. Sprawcami kierowniczymi była administracja niemiecka i litewska oraz funkcjonariusze niemieckiego i litewskiego aparatu policyjnego. Oddział operacyjny 3 A dowodzony przez pułkownika SS Karla Jägera był pierwszą formacją, która dokonywała egzekucji w Ponarach. Utworzony na przełomie czerwca i lipca 1941 r. w Wilnie oddział specjalny podlegał bezpośrednio niemieckiej policji bezpieczeństwa, a w jego skład wchodziło 4–5 członków niemieckiej służby bezpieczeństwa i SS, kilku członków V kolumny i agentów, a także skoszarowane komando policyjne, złożone z litewskich ochotników, w liczbie od 45 do 150 mężczyzn, zwanych popularnie „szaulisami”. Większość ochotników, którzy zgłosili się na służbę w oddziale, były to osoby bezrobotne, bez środków do życia, cechujące się bardzo niskim wykształceniem. Ich głównym zadaniem było przede wszystkim wykonywanie egzekucji na osobach uznanych za wrogów III Rzeszy w oddalonych o 12 km od Wilna Ponarach.
Z wileńskim oddziałem specjalnym ściśle współpracowała litewska policja bezpieczeństwa. A najważniejszym zadaniem, jakie Niemcy powierzyli tej formacji, była walka z komunistami i polskim podziemiem na Litwie. Funkcjonariusze litewskiej Saugumy skrupulatnie przeszukiwali polskie środowiska konspiracyjnie i dokonywali aresztowań. Dodatkowo w celu zapewnienia bezpieczeństwa wewnętrznego na Litwie w latach 1941–1944 poza litewskimi i niemieckimi urzędnikami bezpieczeństwa działały zmotoryzowane oddziały niemieckiej policji, bataliony policji Łotyszy, Estończyków i Ukraińców.
Czy Litwini przyznali się do swojego udziału w mordzie ponarskim?
W zasadzie można powiedzieć, iż po wojnie ostatecznie sprawiedliwość dosięgnęła tylko niewielu współpracowników III Rzeszy służących w strukturach Komisariatu Rzeszy Ostland. Po głośnych procesach, szeroko komentowanych przez opinię publiczną, przygotowanych przez Rosjan, Niemców, Polskę nadeszła pora na włączenie się strony litewskiej. Właściwie zaangażowanie litewskiego wymiaru sprawiedliwości w osądzenie zbrodni w Ponarach możemy rozpatrywać w kontekście dwóch procesów naczelnika okręgu wileńskiego litewskiej policji bezpieczeństwa Aleksandra Lileikisa i jego zastępcy Kazysa Gimżauskasa. Obaj od lat 50. zamieszkiwali na terenie Stanów Zjednoczonych. Po ich rozpoznaniu i deportacji na Litwę w maju 1995 r. rozpoczęła się sprawa przeciwko Lileikisowi przed Wileńskim Sądem Okręgowym.
Z uwagi na stan zdrowia byłego naczelnika Saugumy postępowanie trwało bardzo długo. Oskarżony zmarł w jego trakcie i nie doczekał ogłoszenia wyroku. Zasadniczo 2 listopada 2000 r., już po śmierci Lileikisa, Wileński Sąd Okręgowy wznowił śledztwo w sprawie karnej, jednak jego wyniki nie są znane opinii publicznej do dnia dzisiejszego. Również sprawa Gimżauska toczyła się przed litewskim wymiarem sprawiedliwości. W trakcie procesu 93-letni już wówczas Gimżauskas wykazywał symptomy demencji i choroby Alzheimera, co utrudniało mu zrozumienie istoty prowadzonego postępowania. Na tej podstawie śledztwo zakończono. Gimżauskasa przekazano pod opiekę rodziny i pozostawiono pod obserwacją psychiatryczną. W ciągu dwudziestu dni od uprawomocnienia się wyroku istniała możliwość odwołania się od decyzji Sądu Okręgowego do Litewskiego Sądu Apelacyjnego. Nikt z tej możliwości nie skorzystał. Przyglądając się tylko tym dwóm przypadkom, należy się zastanowić, czy możemy już mówić o przyznaniu się Litwinów do udziału w mordzie ponarskim.
Jaką rolę odegrali „strzelcy ponarscy" – „szaulisi"?
Można powiedzieć, że decydującą. Funkcjonariusze wileńskiego oddziału specjalnego byli różnie określani, w zależności od języka. W języku niemieckim nazwa oddziału brzmiała Sonderkommando, w języku litewskim Ypatingas Burys, a Polacy potocznie nazywali ich po prostu strzelcami ponarskimi lub szaulisami. Trochę nietrafne to określenie w języku polskim, gdyż „szaulisami” bądź „strzelcami ponarskimi” nazywać można żołnierzy narodowości litewskiej rekrutujących się spośród organizacji paramilitarnej pod nazwą Związek Strzelców Litewskich (Lietuvos Šauliu Sajunga).
Organizacja ta powstała na Litwie już w 1919 r. W 1940 r. liczyła 62 tys. członków rekrutujących się głównie spośród młodzieży. Cechowała się szowinizmem oraz bardzo silnym antysemityzmem. Określenie to jednak przyjęło się w polskiej historiografii i tak już chyba pozostanie. Wracając do roli członków wileńskiego oddziału specjalnego, to początkowo rzeczywiście byli odpowiedzialni za utrzymanie porządku na ulicach Wilna oraz zabezpieczanie zakładów przemysłowych w mieście. Jednak stosunkowo szybko objawiło się rzeczywiste przeznaczenie. Ich głównym zadaniem miało być wykonywanie egzekucji w Ponarach. Służba w oddziale była pełniona rotacyjnie i każdy po kolei wykonywał wszystkie zadania, począwszy od dobowej służby wartowniczej na terenie bazy, branie udziału w egzekucjach lub ochronie miejsca straceń, względnie konwojowaniu ofiar. Zatem z dużą rezerwą należy podejść do zeznań sprawców, którzy komunikowali, iż tylko konwojowali ofiary na miejsce egzekucji, bądź pełnili w bazie służbę wartowniczą.
Masowe egzekucje w Ponarach były największą zbrodnią popełnioną w okresie okupacji niemieckiej na Kresach Północno-Wschodnich II Rzeczypospolitej. Jaka była skala tej zbrodni, ile osób zginęło i kto?
Temat dookreślenia liczby osób zamordowanych zawsze budzi wśród historyków i opinii publicznej najwięcej emocji. Ja starałam się przeprowadzić swoje badania rzetelnie i obiektywnie. Przeanalizowałam tysiące dokumentów z archiwów polskich, niemieckich, litewskich, rosyjskich, łotewskich, izraelskich i austriackich. Rozdział dotyczący liczby zamordowanych opracowywałam jako ostatni. Dopiero wtedy, gdy zapoznałam się z wszystkim dostępnymi dokumentami i literaturą. Według moich badań w Ponarach w latach 1941–1944 zostało rozstrzelanych ok. 80 tysięcy osób. Liczbę 72 tysięcy pomordowanych Żydów, posługując się licznymi badaniami historyków z całego świata, uznałam jako wysoce wiarygodną. Pozostałych 8 tys. ofiar to osoby narodowości polskiej, litewskiej, jeńcy radzieccy i Romowie. Bardzo trudno jest ustalić konkretne liczby uśmierconych osób każdej narodowości. Prawdopodobnie było wśród nich około 40 osób narodowości romskiej; około 1000 osób narodowości litewskiej, białoruskiej i osób uznanych za komunistów; od 1500 do 2000 Polaków oraz około 5000 jeńców radzieckich. Z uwagi na to, iż nie zachowały się listy osób skazanych na karę śmierci, a kartoteka niemieckiej policji bezpieczeństwa, w której pojawiają się określania „specjalnie naznaczony”, bądź „zlikwidować” jest niekompletna, są to tylko dane szacunkowe.
W publikacji zaznacza Pani, że w czasie okupacji Niemcy dbali o zachowanie tajemnicy o egzekucjach, a miejsca kaźni były pilnie strzeżone. Kiedy zaczęto zacierać ślady zbrodni i jak przebiegał ten proceder?
Rzeczywiście, w celu sprawnego przeprowadzenia akcji eksterminacyjnej w Głównym Urzędzie Bezpieczeństwa Rzeszy w Berlinie przygotowano wykaz specjalnych haseł służących zamaskowaniu prawdziwego znaczenia działań formacji niemieckich. Przykładowo na określenie zabójstwa używano wielu nazw: specjalne traktowanie, likwidowanie, unieszkodliwienie czy traktowanie zgodnie ze zwyczajem wojennym. Natomiast osoby, które były poddane owemu specjalnemu traktowaniu, określano nazwami: bandytów, powstańców, przestępców kryminalnych, pomocników bandytów, podejrzanych o przynależność do bandy. Osoby uznane za wrogów III Rzeszy nazywano partyzantami, a po ich zamordowaniu określano ich mianem poległych partyzantów. Hasła te były stosowane wymiennie w rozkazach i raportach pisemnych i ustnych w celu uniknięcia ich szybkiego rozszyfrowania.
Dodatkowo dbano również o zabezpieczenie terenu ponarskiej bazy przed wzrokiem postronnych obserwatorów. Oczywiście, całkowite ukrycie prawdziwego przeznaczenia bazy było niemożliwe. Zachowały się setki relacji mieszkańców Ponar i ościennych miejscowości, którzy obserwowali ten teren, jak chociażby polski dziennikarz Kazimierz Sakowicz, który pozostawił notatki ze swych spostrzeżeń. W Ponarach przygotowania do niszczenia śladów dokonanych zbrodni rozpoczęły się już w październiku 1943 r. Pierwszym elementem tych przygotowań były kolejne już wysiedlenia mieszkańców Ponar, którzy zamieszkiwali w pobliżu bazy. W ten sposób próbowano pozbyć się naocznych świadków. Następnie opracowano plan zamaskowania miejsca masowych egzekucji. Pociągi towarowe zaczęły przywozić do Ponar wapno chlorowane, które miało posłużyć do szybkiego rozkładu zwłok. Brakowało jedynie ludzi, którzy zajęliby się wydobyciem ciał pomordowanych z dołów egzekucyjnych i przygotowaniem ich do spalenia. W ciągu zaledwie jednego dnia ujęte zostały w Wilnie 44 osoby narodowości żydowskiej, które przewieziono do Ponar. Kilka dni później przywieziono jeszcze 38 jeńców sowieckich i jednego Polaka.
Do pracy przy paleniu zwłok przystąpiono pod koniec listopada 1943 r., a zatem kilka dni wcześniej zanim do Ponar przybyło ze swoimi instrukcjami komando specjalne 1005. Prace zakończyły się w czerwcu 1944 r. W trakcie tego okresu nad terenem bazy prawie każdego dnia unosił się wysoki słup dymu, a pobliscy mieszkańcy czuli swąd spalanych ciał. Każdy dzień pracy na terenie ponarskiej bazy wyglądał podobnie. Wcześnie rano uzbrojeni strażnicy wyprowadzali osiemdziesięcioosobową grupę więźniów z bunkra i prowadzili w kierunku konkretnego dołu, który miał tego dnia zostać opróżniany. Za każdym razem około piętnastu osób było przydzielanych do ciosania pni drewnianych na bale służące do budowania stosu ciałopalnego. Dziesięć kolejnych osób zajmowało się wydobywaniem ciał z ziemi za pomocą haków przymocowanych do półtorametrowych drągów. Dwie osoby z tego komanda grzebalnego po wojnie swoje zeznania złożyły w trakcie procesu norymberskiego.
Dlaczego prawda o zbrodni owiana była tajemnicą? O wydarzeniach tych pisali później nie tylko poeci jak Bronisława Fastowicz, Barbara Jedynak, Krystyna Jurkiewicz, Krystyna Konecka, Jan Nagrabiecki, ale i Józef Mackiewicz.
Czas na mówienie o Zbrodni Ponarskiej ciągle był nieodpowiedni. Po 1945 r. obszar Ziemi Wileńskiej nie należał już do terytorium Polski. A jak wiadomo, republiki sowieckie rządziły się swoimi prawami. Samo miejsce eksterminacji przez kilka lat po wojnie było całkowicie zaniedbane. A pierwszy pomnik postawiono tu w 1948 r. staraniem Żydów. W roku 1952 lub 1954 ludność wileńska postawiła w miejscu egzekucji drewniany krzyż, który szybko został zniszczony. W 1960 r. w małym drewnianym baraku stojącym w pobliżu miejsca masowego mordu powstało Ponarskie Muzeum Pamięci – jako oddział Muzeum Krajoznawczego w Wilnie. Rok później barak spłonął. Od 1962 r. Ponarskie Muzeum Pamięci było oddziałem Muzeum Historii i Rewolucji LSRR. A w 1977 r. utworzono na terenie bazy Ponarski Park Pamięci. W zasadzie miejsce masowych egzekucji zostało uporządkowane dopiero w 1985 r. z okazji 45. rocznicy odrodzenia władzy radzieckiej na Litwie. Od tej daty w Ponarach podejmowanych było wiele inicjatyw upamiętniających, m.in.: powstała tzw.: „kwatera polska”. Wokół tematu Ponar rzeczywiście od lat trwała zmowa milczenia i moich zdaniem trwa do dnia dzisiejszego.
A kiedy informacje o zbrodni ujrzały światło dzienne?
Można powiedzieć, że pierwsze informacje o zbrodni w Ponarach do opinii światowej dotarły w wyniku procesu norymberskiego. Przesłuchani wówczas świadkowie pozostawili wartościowe świadectwo o tym co przeżyli w czasie niemieckiej okupacji na terenie Wileńszczyzny. Później, jak już wspomniałam, zaczęto troszczyć się o upamiętnienie ofiar różnych narodowości w miejscu eksterminacji. Wreszcie przyszedł czas na pierwsze książki, począwszy od publikacji gdańskiej dziennikarki, prezes i założyciela Stowarzyszenia Rodzina Ponarska Heleny Pasierbskiej, a skończywszy na moich dwóch publikacjach naukowych podnoszących ten temat. Nie do przecenienia jest rola Towarzystwa Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej oraz Stowarzyszenia Rodzina Ponarska w dbaniu przez lata o pamięć o Polakach zamordowanych w Ponarach i innych miejscach straceń na Wileńszczyźnie.
Czy sprawcy zbrodni zostali rozliczeni?
Po zakończeniu działań wojennych świat zaczął przygotowywać się do osądzenia zbrodniarzy. W pierwszej kolejności należało wypracować wspólne procedury ścigania i karania głównych przestępców. Powołanie Międzynarodowego Trybunału Wojskowego w Norymberdze rozpędziło machinę sądzenie i karania. Wśród spraw rozpatrywanych przed norymberskim Trybunałem omawiana była również zbrodnia ponarska, którą zakwalifikowano jako zbrodnię wojenną i zbrodnię przeciwko ludzkości. Jednak w wyroku, który zapadł 30 września i 1 października 1946 r. sprawa zbrodni popełnionych w Ponarach nie doczekała się właściwego osądu.
W myśl prawa międzynarodowego zbrodnia ta była również rozpatrywana w aspekcie krajowych porządków prawnych. Zanim jednak jeszcze Trybunał w Norymberdze rozpoczął swoje prace dochodzeniowe, w ZSRR działały już ustanowione na podstawie specjalnych przepisów sądy i trybunały powołane do osądzenia zbrodniarzy niemieckich. Stanowione masowo specjalne komisje państwowe zajęły się ustalaniem i badaniem miejsc zbrodni na terenach wschodnich wyzwalanych przez Armię Czerwoną. W większości przypadków procesy odbywały się na zamkniętych posiedzeniach sądowych, bez udziału obrońcy. Najczęściej wyroki były ostateczne i nie podlegały zaskarżeniu. Zgodnie z dekretem o stanie wojennym z 22 czerwca 1941 r. trybunały rozpatrywały podległe im sprawy w ciągu 24 godzin od wręczenia oskarżonemu aktu oskarżenia.
Wyroków takich zapadło bardzo dużo i można powiedzieć, że zasadniczo sowiecki aparat sprawiedliwości najsprawniej poradził sobie z osądzeniem sprawców. Może jednym z powodów było to, iż podejrzani nie ukrywali się. Doskonale zdawali sobie sprawę, iż, gdy nie zostaną odnalezieni i aresztowani, do więzień trafią ich najbliżsi. Również w sprawie członków wileńskiego Sonderkommando ujętych w Polsce prowadzonych było przed sądami powszechnymi kilka postępowań. Chociażby jedną z pierwszych powojennych spraw karnych prowadzonych przez polskie sądownictwo przeciwko sprawcy zbrodni popełnionych na terytorium byłego województwa wileńskiego był proces przeciwko byłemu członkowi wileńskiego oddziału strzelców ponarskich ujętemu we francuskiej strefie okupacyjnej Arkadiusowi Sakalauskasowi. Sprawa toczyła się w 1949 r. przed Sądem Okręgowym w Warszawie i dotyczyła zarzucanej mu przynależność do oddziału oraz branie udziału w zabójstwach osób narodowości żydowskiej w Ponarach. Na podstawie Dekretu sierpniowego z 1944 r. Sakalauskas został skazany na karę śmierci. Mimo jego dwukrotnej apelacji złożonej do Sądu Najwyższego i Prezydenta Bolesława Bieruta nie został on ułaskawiony i kara została wykonana 16 listopada 1950 r.
Z procesów prowadzonych przez stronę niemiecką na największą uwagę zasługuje sprawa dowódcy wileńskiego oddziału Martina Weissa, która toczyła się w latach 50. przed Sądem Przysięgłych przy Sądzie Krajowym w Würzburgu. W związku z oskarżeniem o branie udziału w masowych zbrodniach popełnionych w Ponarach 3 lutego 1950 r. sąd wydał prawomocny wyrok przeciwko Weissowi, skazując go na karę dożywotniego więzienia. Jednak w 1977 r. Weiss został zwolniony z więzienia w drodze łaski. Podsumowując, zaryzykowałabym stwierdzenie, iż sprawiedliwość dosięgnęła tylko niewielu bezpośrednich i pośrednich sprawców zbrodni ponarskiej. Wielu zbrodniarzy, którym udało się opuścić Litwę w latach 50., znalazło bezpiecze schronienie w krajach Ameryki Południowej, Australii i USA. Nigdy nie zostali oni odnalezieni, osądzeni i ukarani.
Jest to drugie, zaktualizowane wydanie książki. Jak zmienił się stan wiedzy na temat zbrodni dokonanej w Ponarach w ciągu 14 lat, czyli od czasu publikacji pierwszego wydania?
Moim zdaniem najważniejszym zadaniem, przed jakim stanęłam, była aktualizacja listy ofiar narodowości polskiej. Myślałam, że uda mi się odnaleźć i udokumentować zamordowanie w Ponarach kilku nowych osób, a w wyniku sukcesywnie prowadzonych, od czasu wydania pierwszego książki, badań odnalazłam aż 53 nowe nazwiska. Oznacza to, że znamy tożsamość 406 ofiar narodowości polskiej. Ponadto informacje o części osób straconych udało się uzupełnić o datę aresztowania i jego przyczynę oraz datę rozstrzelania. Dużo pracy poświeciłam również zgłębieniu tematyki rozliczania sprawców zbrodni popełnionych na terytorium Generalnego Komisariatu Litwy.
Pierwszy raz zostały ujawnione i opisane procesy austriackie, gdzie na ławie oskarżonych zasiedli bezpośredni sprawcy zbrodni w Ponarach oraz członkowie Einsatzkommando, w tym np.: referent komisariatu do spraw żydowskich w Wilnie Franz Juganowicz Murer. Dotarłam też do wyników prac prowadzonych w latach 2015–2016 przez naukowców z Instytutu Historii Litwy i Państwowego Muzeum Żydowskiego im. Gaona w Wilnie, które rzucają nowe światło na kwestię badań nad terenem, gdzie prowadzono eksterminację. Dziś już wiadomo, że baza ponarska obejmowała 86,5 ha, a nie jak dotychczas sądzono 17 ha. Czytelnik otrzymuję do ręki zasadniczo nową publikację opatrzoną również atrakcyjną grafiką w postaci 18 niepublikowanych zdjęć.
Dziękuję za rozmowę!