Monika Kowaleczko-Szumowska – „Galop 44” – recenzja i ocena
Przeniesienie się bohaterów literackich lub filmowych w przeszłość to koncept chyba tak stary jak kultura popularna – począwszy od Jankesa na dworze króla Artura Marka Twaina, poprzez najdłuższy serial science-fiction w dziejach telewizji Doctor Who (który w swej oryginalnej wersji opierał się w dużej mierze na idei podróży w czasie), aż po francuską komedię Goście, goście. Czy powieść Moniki Kowaleczko-Szumowskiej Galop ’44 można porównać z powyższymi tekstami kultury? Moim zdaniem byłoby to dość pochopne.
Otóż dotychczasowe opowieści o podróżach w czasie niekiedy snuły jakieś ogólne refleksje na temat procesu dziejowego czy historiozofii, na ogół jednak utrzymane były w konwencji humorystycznej czy satyrycznej i więcej zazwyczaj mówiły o teraźniejszości niż przeszłości. Próba napisana korzystającej z tego pomysłu powieści o wydarzeniu bądź co bądź tragicznym w swych skutkach i po dziś dzień będącym przedmiotem zajadłych sporów, na dodatek powieści przeznaczonej dla młodego czytelnika, to jednak przedsięwzięcie nowatorskie. I nie ma co ukrywać, także ryzykowne.
Wiele przemawiało za tym, że autorka może takiej próbie sprostać. Z wykształcenia archeolog i anglistka, z zawodu tłumacz, współpracowniczka Muzeum Powstania Warszawskiego, Monika Kowaleczko-Szumowska jest też autorką książki dla dzieci Gupikowo. Trzeba przyznać, że po Galopie ’44 widać, że przed napisaniem powieści przeprowadzony został staranny research, na który złożyły się m.in. kwerenda w Archiwum Historii Mówionej MPW oraz rozmowy z powstańcami. Topografia okupacyjnej Warszawy jest na kartach książki oddana bardzo dobrze. Mimo wszystko jednak, w moim odczuciu, czegoś zabrakło.
Fabuła opiera się na perypetiach dwóch braci: pełnego typowo dziecięcego entuzjazmu, wręcz nieco naiwnego Mikołaja oraz starszego, nieco zbuntowanego Wojtka, którzy przenoszą się w sam środek powstania. Stykają się oni z powstańczą rzeczywistością, która przedstawiona jest w sposób bynajmniej nie cukierkowy, nie upiększony na siłę. Oprócz walk ulicznych czy przedzierania się kanałami i działalności radiostacji „Błyskawica” czytelnik poznaje także nieco mniej znane epizody historii powstania, wybrane chyba pod kątem swej wyjątkowości, jak choćby bohaterskie próby pomocy polskiemu zrywowi ze strony lotników południowoafrykańskich czy też reakcję na wybuch powstania przebywającej w Warszawie osoby czarnoskórej (której obecność w naszej stolicy, jak wiedzą choćby widzowie Vabanku, była wówczas uznawana za zdecydowanie mniej naturalną niż dzisiaj). Dużą rolę w akcji powieści odgrywa także zestrzelony nad Polską pilot RAF-u. Co należy podkreślić, większość takich niecodziennych sytuacji i zdarzeń opisanych w książce to wydarzenia, które rzeczywiście miały miejsce. Pozostałe natomiast, będące w jakiejś części fikcją literacką, mają jednak wszelkie znamiona prawdopodobieństwa. Nie ma więc w Galopie ’44 fragmentów wziętych przez autorkę „z sufitu”.
Jednak to, co potencjalnie mogło być największą siłą książki, staje się też pewną jej słabością. W pewnym momencie złapałem się na tym, że bardziej zajmujące jest dla mnie wyławianie różnego rodzaju ciekawostek i smaczków (chociażby takiego, że wśród powstańców faktycznie mogły znaleźć się osoby znające pierwsze angielskie wydanie Hobbita Tolkiena z 1937 roku) niż na opisie przebiegu samego powstania. Niestety przyznać też trzeba, że fabuła nie należy do najmocniejszych punktów powieści. Jej zawiązanie stwarza naprawdę duży potencjał narracyjny, ale mnie trzymała w napięciu jedynie mniej więcej do połowy książki. Zapewne w zamierzeniu autorki nie o nią tak naprawdę chodziło, ale raczej o to, jak przedstawiciele współczesnej młodzieży odnajdą się wśród swych rówieśników z powstania oraz dorosłych powstańców – bo faktycznie mogło to być ciekawe zderzenie dwóch różnych światów. Niestety, ten potencjał nie został w pełni wykorzystany. Może nie do końca stosowne jest porównywanie książki o takiej tematyce do filmowej komedii, ale np. Goście, goście bardzo ciekawie pokazują zderzenie mentalności dwóch różnych epok. Tutaj takiego zderzenia po prostu nie ma. Po siedemdziesięciu latach młodzież jest po prostu inaczej ubrana oraz nieco rozpieszczona telefonami komórkowymi i grami komputerowymi. Ale nawet współczesny strój braci aż prosi się o jakieś inne reakcje powstańców niż tylko zdziwione spojrzenia. Nieznajomość przez chłopców przedwojennego slangu to jednak trochę za mało. Powieść jest w moim przekonaniu całkowicie nierealistyczna (wiem, że realizm to może dziwne kryterium oceny opowieści o podróży w czasie) jeśli chodzi o reakcje powstańców na zachowania dziwnych przybyszy. Nawet mętne tłumaczenia chłopców dotyczące posiadanego reprintu przedwojennego planu Warszawy wydanego w roku 2006 zaskakująco łatwo biorą oni za dobrą monetę. No i chyba za łatwo przyjmują do wiadomości, że mają do czynienia właśnie z przybyszami z przyszłości.
Doskonale zdaję sobie sprawę, że (szczytny zresztą) cel Moniki Kowaleczko-Szumowskiej polegał raczej na zaznajomieniu młodego czytelnika z realiami powstańczej Warszawy i udzielenia mu swoistej lekcji patriotyzmu, a nie na ukazaniu modelu podróży w czasie, w który bylibyśmy w stanie uwierzyć. Jako miłośnik literatury fantastycznej oczekiwałem jednak również większej logiki w tym zakresie.
Nie znaczy to jednak że książka jest zła. Dobrze się ją czyta, jest sprawnie napisana, widać też, że autorka naprawdę sumiennie się do niej przygotowała. Ja zresztą nie jestem już targetem czytelniczym Galopu ’44. Niech ostateczny werdykt wydadzą książce odbiorcy w wieku jej bohaterów. A możliwe, że okażą się oni łaskawymi sędziami. Powieść napisana jest przystępnym językiem, dostosowanych do możliwości percepcyjnych młodego odbiorcy. Bohaterowie zaś to typowi przedstawiciele grupy współczesnych nastolatków – nie zostali na siłę ani ugrzecznieni, ani przerysowani. Młody czytelnik może się z nimi utożsamić.
Celem książki nie jest ukształtowanie konkretnego poglądu na powstanie warszawskie. Autorce chodziło raczej (na co wskazuje choćby sam dobór opisanych epizodów) o zwrócenie uwagi młodzieży na ten zryw niepodległościowy – a to może być pierwszy krok do tego, by czytelnik sam zaczął szukał dalszych informacji, także w innych publikacjach na ten temat. Jeśli więc rodzicom zależy na zaciekawieniu ich pociech powstaniem, Galop ’44 nie wydaje się złym do tego środkiem.
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska