Młodzież dotyka historii. Finał XIV edycji konkursu „Historia Bliska”
Sala Balowa Zamku Królewskiego w Warszawie wypełniona była gośćmi, organizatorami konkursu i przede wszystkim jego uczestnikami - młodymi ludźmi, którzy przyjechali na finał konkursu z całej Polski wraz ze swoimi nauczycielami i rodzicami. Kilka minut po godzinie dwunastej finał otworzyła współorganizatorka konkursu Alicja Gluza, która przywitała wszystkich zebranych zauważając, że dla wielu spotkanie na (czternastym już) finale „Historii Bliskiej” jest tradycją, inni zaś są równolatkami konkursu. Cieszę się, że spotykamy się w gronie społeczności konkursu „Historii Bliskiej” – podkreśliła dodając, że w tym roku konkurs po raz pierwszy dotyczył ściśle tematyki drugiej wojny światowej, stąd też współpraca z Urzędem ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych.
Następnie głos zabrał min. Jan Stanisław Ciechanowski pełniący obowiązki Kierownika tego urzędu. Podkreślił on, że na jego miejscu miał stać jego poprzednik Janusz Krupski, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Jak podkreślił Ciechanowski, poprzedniemu Kierownikowi Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych idea konkursu była niezwykle bliska, dlatego też została nawiązana współpraca z jego organizatorami. W dalszej części swojego wystąpienia mówca podkreślił, że bez utrwalania pamięci nie można zbudować Rzeczpospolitej, a najważniejsze, by budować ją w szkołach. Ciechanowski stwierdził, że idea konkursu jest wspaniała, gdyż umożliwia utrwalenie śladów pamięci, zadanie pytań świadkom historii oraz odkrycie wielu prawd w czasie przygotowania swojej pracy. Trzeba wiedzieć o chwale oręża i represjach, ale musimy też wiedzieć, że proces historyczny jest złożony, że nie możemy zamknąć się w legendzie (która czasem jest jednak potrzebna) – mówił p.o. ministra. Dodał też, że praca ze świadkami tworzy cząstkę naszej wiedzy, która pomaga specjalistom opisać przeszłość. Kończąc swoje wystąpienie stwierdził, że Fundacja KARTA jest wspaniałą organizacją pozarządową, która bez biurokratycznego balastu tworzy wartościowe projekty.
Gwóźdź programu, czyli komunikat Jury
Po uroczystym powitaniu nastąpił punkt kulminacyjny spotkania, czyli ogłoszenie wyników konkursu. Komunikat Jury konkursu odczytał Zbigniew Gluza, Prezes Fundacji Ośrodka KARTA.
Na konkurs nadesłano 413 prac (109 zespołowych i 304 indywidualne) autorstwa 703 uczniów (z których, jak podkreślono, tradycyjnie większość – 78% - stanowiły dziewczęta) z 208 szkół w 155 miejscowościach w całej Polsce (jedna czwarta prac przesłana została z województw: śląskiego, opolskiego i dolnośląskiego). Ponad połowa prac powstała w małych miejscowościach, wsiach i miasteczkach do 50 tys. mieszkańców, a tylko 6% prac nadesłano z wielkich aglomeracji.
Celem działań programu było tym razem wywołanie pamięci o wydarzeniach II wojny światowej, zbadanie, w jaki sposób ta wojna – najważniejsze doświadczenie XX wieku – odcisnęło swoje piętno w losie pojedynczych ludzi, rodzin, społeczności wsi czy miast, a także – jak obecna jest w świadomości współczesnych. W pracach podejmowano próbę rekonstrukcji różnych aspektów życia pod okupacjami niemiecką i sowiecką na ziemiach polskich. Przeważała tematyka represji, jakim poddana została ludność cywilna (wysiedlenia, praca przymusowa, egzekucje, obozy), także walka partyzancka, konspiracja czy podziemne nauczanie. Poruszane też były często problemy trudnej wojennej codzienności, w miejscach rodzinnych i na wygnaniu, np. w stepach Kazachstanu. Uczniowie odtworzyli wiele losów, odkryli mało znane, zapomniane czy przemilczane tematy, także trudne, jak np. sytuacja autochtonów na Śląsku czy wcielanie Polaków do wojsk okupanta – głosiła preambuła komunikatu.
Jury podkreślało dojrzałość zawartych w pracach sądów, podkreślało jednak częsty błąd, jakim był brak samodzielnego opracowania zebranego materiału – badawczy charakter pracy był jednym z podstawowych założeń konkursu. Dodawano, że największym wyzwaniem okazało się odkrycie „piętna” wojny – trwałego śladu, niekoniecznie widocznego na zewnątrz, ale obecnego w tkance społecznej czy mentalności ludzi.
Wszystkie prace zostały dokładnie przeanalizowane przez dwa szczeble Jury, o ostatecznym przydziale nagród (dla 112 nominowanych prac 229 autorów) zadecydowało Jury Finałowe w składzie: prof. Jacek Kochanowicz, prof. Jerzy Kochanowski, prof. Eugeniusz Cezary Król i red. Zbigniew Gluza.
Przyznano 12 nagród I, II i III stopnia (6 zespołowych i 6 indywidualnych), 34 wyróżnienia I stopnia (16 zespołowych i 18 indywidualnych) a także 66 wyróżnień II stopnia 38 zespołowych i 28 indywidualnych) w postaci książek wysłanych pocztą. Przyznano także 5 nagród pieniężnych dla opiekunów prac, a także wyróżnienia (dyplomy i książki) dla opiekunów prac nagrodzonych i wyróżnionych.
Nagrody I stopnia otrzymali:
- zespołową (udział w międzynarodowym seminarium w Bolonii): Dominik Kowalski, Paweł Sławski z LO im. Mieszka I w Zawadzkiem za reportaż filmowy Dzieci wojny, badający istotę piętna II wojny światowej w różnych pokoleniach i środowiskach.
- indywidualną (2000 zł): Magdalena Buława z I LO im. M. Kopernika w Żywcu za pracę Ostatni lot amerykańskiego bombowca Liberator „Dinah Might” w pamięci bohaterów i świadków zdarzeń oraz w świadomości mieszkańców Jeleśni i okolic, na przestrzeni lat 1944-2010.
Nagrodzone pracy poruszały niezwykle zróżnicowaną tematykę – pełna lista nagrodzonych prac opublikowana została na stronie konkursu.
XIV edycję konkursu „Historii Bliskiej” współorganizowali i współfinansowali: Fundacja Wspomagania Wsi, Polsko-Amerykańska Fundacja Wolności oraz Urząd ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych. Laureaci nagród I, II i III stopnia otrzymali dodatkowo od Mennicy Państwowej nagrody w postaci monet okolicznościowych upamiętniających ważne wydarzenia historyczne.
Z punktu widzenia Jury
Po ogłoszeniu listy laureatów głos zabrał jeden z jurorów, prof. Eugeniusz Cezary Król (ISP PAN, Collegium Civitas). Żyjemy w okresie wielkiej konkursomanii, ale konkurs konkursowi nierówny – stwierdził dodając, że konkurs „Historia Bliska” jest wymagający. Juror podkreślał, że konkurs był trudny z racji swojej dwupoziomowości – dotyczył zarówno losu jak i pamięci, a tą ostatnią niełatwo zbadać tyle lat po wojnie. Zauważył też wielką pracę dokumentacyjną uczestników konkursu i ich śmiałe hipotezy dodając, że umiejętności należące do warsztatu historyka Ci młodzi ludzie zdobędą już z czasem. Nawet jeśli nie zostaniecie historykami – mówił prof. Król – to będziecie mieli za sobą przygodę i umiejętności układania ciągów przyczynowo-skutkowych, czyli umiejętność myślenia. Odnosząc się do uwag nt. nie zauważania przez autorów prac piętna wojny powiedział: Dobrze jest rejestrować piętno wojny, ale dobrze, że Wy, jako obywatele wolnej RP nie znacie go. Historyk podkreślał też zaletę prac, jaką był brak powielanie stereotypów narodowych i szowinizmów oraz zbliżenie się do poziomu mikro historii – rodzinnej „historii najbliższej” czy też „historii bliskiej”, czyli dziejów własnej gminy czy wsi.
Po części oficjalnej zapytaliśmy też o wrażenia po konkursowe innego jurora, prof. Jerzego Kochanowskiego (Uniwersytet Warszawski). Podkreślał on problemy z identyfikacją „piętna wojny”, zauważył też pewną specyfikę punktu widzenia prac konkursowych, wynikającą z biologii – świadkowie, z którymi przeprowadzano wywiady, byli w czasie wojny w większości dziećmi, często nie pamiętającymi jej bezpośrednio. Stąd też często pojawiał się w ich relacjach motyw Niemców rozdających dzieciom cukierki czy też relacja dziecka zesłanego do Kazachstanu, które wróciło do Polski w 1946 r., dla którego zniszczony kraj był szczytem rozwoju cywilizacyjnego (po raz pierwszy zobaczyło kran czy też pościel). W pamięci utkwiło jurorowi także jedno ze zdjęć umieszczone w pracy o Spiszu, które przedstawiało żołnierzy pod Monte Cassino... ubranych w słowackie mundury i walczących „po tej drugiej stronie”.
Spotkamy się za rok!
Głos zabrał także Prezes Fundacji KARTA Zbigniew Gluza, który zapowiedział, że mimo kłopotów finansowych fundacji konkurs będzie kontynuowany. Podkreślił, że jest coraz trudniejsze, gdyż zaczynając konkurs nie wiadomo ile pieniędzy uda się uzyskać u sponsorów. Urząd ds. Kombatantów pomógł nam w ostatniej chwili – dodał. Jednak jak podkreślił Gluza, czynione są kroki ku temu, by uzyskać dobrą podstawę działania – być może w ramach następnego konkursu przedstawionych będzie kilka tematów, każdy z nich będzie miał swojego oddzielnego sponsora. Prezes KARTY podziękował też Dyrekcji Zamku Królewskiego, która tradycyjnie udostępnia sale na uroczystość finałową. Dodał też, że samo miejsce jest symboliczne, gdyż właśnie w Sali Balowej w 1990 r. ostatni Prezydent RP na Uchodźstwie Ryszard Kaczorowski przekazał insygnia prezydenckie Lechowi Wałęsie.
Interesuje, szokuje, uczy...
Zawsze interesowało mnie życie w czasie wojny, a wokół nas żyje wielu świadków – odpowiada na pytanie o przyczynę wzięcia udziału w konkursie Alicja z Kościany. Aleksandra i Karolina z Włodawy brały udział już w poprzedniej edycji „Historii Bliskiej”, namówił je do tego nauczyciel. Podkreślają, że w czasie przygotowania pracy konkursowej poznały dwóch ciekawych ludzi, których wojenne losy opisywały. Dzięki konkursowi poznałam historię II wojny światowej i losy własnej miejscowości – dodaje Ewa z Sokółki.
Klaudia i Arek z Koszalina przygotowali audycję radiową pt. Zagubione dzieciństwo. Jej bohaterka (którą poznali i z którą rozmowy przebiegały w rodzinnej atmosferze) była osobą wyniszczoną przez wojnę, tułającą się po Polsce (ostatecznie trafiła z Tarnowa na Pomorze), mającą problemy ze startem. Jej historia gdzieś by umknęła, bo rodzina się tym zupełnie nie interesowała – podsumowuje Arek.
Zauważyłam plakat w szkole i postanowiłam wziąć udział w konkursie – opowiada Martyna z Grudziądza. Jej praca na temat losów rodziny wywiezionej na Syberie nie zyskała aprobaty w szkole, więc zajęła się nią sama pod opieką matki. Dowiedziałam się wiele rzeczy, często bolesnych, ale ciekawych, o które nie śmiałabym pytać – podkreśla – Wielokrotnie szokowały mnie. Co najbardziej nią wstrząsnęło? To, że tak trudne sytuacje w czasie pobytu na Syberii dotknęły właśnie moją rodzinę. O udziale swoich przodków w wywózce dowiedziała się na krótko przed zobaczeniem informacji o konkursie. Jak mówi, chciałaby zająć się historią całej swojej rodziny, bo daje to człowiekowi bardzo wiele.
Poznanie tych dramatów, ich dotknięcie – to mój największy sukces – mówi Oskar z Jarosławia. Udział w konkursie zbiegł się u niego w czasie z przygotowaniami do matury, dlatego musiał je czasem przerywać, ale cały czas pasjonowało go to. Jak sam mówi, najpierw zbierał dokumenty, na podstawie których mógł poznać fakty, później zaś relacje świadków, dzięki którym poznał emocje towarzyszące tym wydarzeniom. Jak sam mówi, chce połączyć studia historyczne z prawniczymi. Historia była dla mnie zawsze pasją, wychowałem się z wujkiem, świadkiem historii, który był więźniem przymusowym – podsumowuje.
Jacek Grupiński, nauczyciel w I LO im. Kolberga w Kościanie, opiekun dziewięciorga finalistów konkursu, bierze udział w konkursie „Historia Bliska” od pięciu lat. Zapytany, w jaki sposób udział w takim konkursie wspomaga edukację szkolną stwierdza, że dzięki temu uczniowie zdobywają umiejętność samodzielnego myślenia, analizy i interpretacji faktów, umiejętność gospodarowania czasem (muszą wszak łączyć prace nad konkursem ze szkołą) oraz umiejętność przelewania wyników na papier i konstruowania pracy. Dzieciaki (bo tak nazywa swoich uczniów) wiedzą, że to wiele pracy, w weekendy pracują na konkurs – mówi. Zauważa też, że młodzi ludzie poznają historię regionalną, doszukują się szczegółów (w tym o rodzinie), będących do tej pory tabu – jako przykład podaje fakt odkrycia, że jeden z bohaterów prac jego podopiecznych podpisał w czasie wojny volkslistę po to, by pomagać innym mieszkańcom. Mimo, że sąsiedzi zeznawali na jego korzyść w procesie rehabilitacyjnym, to jednak zapamiętano go jako volksdeutscha i napiętnowano.
Wysłuchanie dziadka nagle zmienia sposób widzenia - rozmowa ze Zbigniewem Gluzą, Prezesem Fundacji Ośrodka KARTA
Tomasz Leszkowicz: Jak Pan ocenia konkurs „Historia Bliska” z perspektywy 14 lat?
Zbigniew Gluza: Po pierwsze mam wrażenie, że ta formuła jest jakoś wyjątkowa, mimo, że w tej chwili konkurencja konkursów jest bardzo duża i nawet zaczęliśmy trochę odczuwać spadającą średnią – inne konkursy przyzwyczajają do pracy bardzo błahej, tzn. parostronicowego wypracowania. Jednak tutaj namówienie młodzieży do własnej pracy badawczej, pracy bardzo wnikliwej, nadal procentuje. Właśnie tegoroczny konkurs przełamał pewien proces, który w ostatnich latach obserwowaliśmy, tzn. że nasz konkurs zaczęto traktować jak wszystkie inne, że można przysłać cokolwiek i proporcjonalnie duża część prac była taka. W tym roku coś się jednak zmieniło i finał jest na bardzo wysokim poziomie, autorzy włożyli w tą pracę bardzo dużo energii.
Czasami profesorowie, którzy mają doświadczenie uniwersyteckie mówią, że to co robią uczniowie jest porównywalne do prac magisterskich – jeżeli chodzi o objętość i wnikliwość. Te prace często mogłyby konkurować. Mamy wrażenie, że warto to utrzymać, właśnie dlatego, że ten konkurs jest jednym z nielicznych przykładów, kiedy osoba podejmująca pracę badawczą doświadcza czegoś bardzo poważnego w swoim życiu.
TL: W jaki sposób określiłby Pan główny cel konkursu?
Z.G.: Tu nie chodzi już tylko o to jakie są plany globalne, a że takie są świadczy fakt, że archiwum konkursu opisuje prawie całą Polskę lokalną - kiedyś zrobiliśmy taką mapę i okazało się, że ona jest prawie cała nasycona tymi pracami.
W perspektywie indywidualnych historii to bardzo często zmienia biografie autorów. Doświadczają czegoś zasadniczego, co kieruje ich potem na studia. Bardzo często mówią, że spotkali się z poprzednimi pokoleniami, zaczynają rozumieć co przeszli rodzice, dziadkowie i pradziadkowie, skąd się wzięli w takim miejscu, co w ich wypadku oznacza „lokalność” tzn. czym są ulice, miejsca które codziennie mijamy idąc do szkoły i że to jest tak zasadnicze, że wszystko co się dzieje w życiu później ma już inną perspektywę. W związku z tym ciągle mamy poczucie, że mimo że istnieje skala makro - bo to jest dwanaście miesięcy i kilkaset osób które przez to przeszły, które są rozproszone po całej Polsce, ta społeczność jest przecież niebagatelna - przede wszystkim widzimy w tym los pojedynczy, kogoś kto doświadcza czegoś zupełnie podstawowego w swoim życiu, np. nagle słucha dziadków. Wysłuchanie dziadka, naprawdę, tak przez parę godzin, nagle zmienia sposób widzenia, okazuje się, że ma się jakieś korzenie, że skądś się jest, że zaczyna się rozumieć swoje relacje z nimi albo zachowanie rodziców w jakimś wymiarze. To są zupełnie zasadnicze kwestie. Mam wrażenie, że takie ćwiczenie powinno być zadane każdemu uczniowi w szkole średniej.
Dlatego po fakcie uczestnicy bardzo często piszą, że konkurs był fantastyczną okazją i przypadek sprawił, że mądry nauczyciel podpowiedział „a może zrobisz coś w tej sprawie”, uczeń to zrobił i nagle okazuje się, że wygrał coś dla siebie podstawowego. Także nam ten konkurs jakby nie wybrzmiał, nie mamy odczucia, że wszystko dopięliśmy do końca, chcemy to kontynuować, są takie sygnały że możemy to zrobić w taki sposób, że będziemy współpracować z wieloma instytucjami tak, by każdy konkurs był wielotematyczny – to może być jeszcze ciekawsze. Myślę, że wystąpimy o jakiś wysoki patronat w państwie tak, aby nie był to taki społeczny konkurs, który jest na marginesie - stąd też nawet dziennikarze się tym nie interesują, bo wydaje im się, że to jest gdzieś za linią życia społecznego. Tak nie jest i mamy poczucie, że dotykamy czegoś zupełnie zasadniczego dla życia kraju. Ta młodzież jest fantastyczna, mamy z nią kontakt, bo wyjeżdżają na różne międzynarodowe spotkania i seminaria.
T.L.: Czy wśród nich są przyszli historycy?
Z.G.: Tak, bardzo wielu. Wiele osób które przeszły konkurs poszły potem na studia humanistyczne, bardzo często trafiamy do nich po latach i mówią, że to tak ważne doświadczenie było głównym impulsem. Zresztą potem do Ośrodka KARTA przychodzą ludzie już po studiach historycznych, którzy powołują się na udział w „Historii Bliskiej” proponując swoją współpracę. Dlatego mamy nadzieję, że jest to także jakiś element ruchu społecznego.