Młodzi historycy spotkali się w Toruniu – relacja z XIX OZHSiD
W sobotę 16 kwietnia zakończył się XIX Ogólnopolski Zjazd Historyków Studentów i Doktorantów, którego gospodarzem był Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu. Po raz kolejny udowodniono, że historia nie jest nauką, która wymiera, czy też zniechęca młodych ludzi. Z każdego krańca Polski, a także z zagranicy, przybyli studenci, aby wymieniać się doświadczeniami i wzajemnie poznawać. Tegoroczny Zjazd zgromadził ponad 200 pasjonatów historii, którzy dzielili się swoimi naukowymi osiągnięciami.
Dla jednych był to pierwszy Zjazd. – Bardzo się stresuję, zupełnie nie wiem jak to będzie wyglądać – martwiła się jeszcze przed konferencją nasza redakcyjna koleżanka Alicja Młyńska. Inni z kolei, tak jak Przemysław Damski z Uniwersytetu Łódzkiego, przyjechali tu już z czystego sentymentu. – Szkoda, że starych twarzy jest coraz mniej – ubolewał jednak Andrzej Gładysz z KUL-u. Przemiana pokoleniowa na kolejnych Zjazdach jest dla niektórych bardzo widoczna.
Toruń organizował OZHS po raz drugi. Pierwszy raz gościł studentów w 1997 roku, co organizatorzy z sentymentem przypominali. Jeszcze w trakcie przygotowań, a także samej inauguracji, podkreślano jednakże, że celem tegorocznego Zjazdu było ukazanie nowego Torunia: jako miasta historii, a jednocześnie pełnego potencjału i możliwości. – Jak Ci się podoba w Toruniu? – zapytałem Tomasza Pałgana z UJ, popijając poranną kawę na tarasie Hotelu UMK, gdzie odbywały się obrady sekcji wczesnonowożytnej – Naprawdę ładne miasto – odpowiedział zdecydowanie. Komentując pierwsze godziny Zjazdu na histmagowym Facebooku, pytam czy w Toruniu można być szczęśliwym. Sylwia Radlak odpowiada – w Toruniu jest się szczęśliwym. Słucham popalających papierosy na wspomnianym tarasie i dochodzę do wniosku, że chyba ma ona rację. Tomasz Kowal z UMCS potwierdza tę opinię – Toruń jest na tyle duży, że wiele można w nim zobaczyć, ale na tyle mały, że nie przytłacza – chwali miasto zjazdu.
Obrady
Pozytywne wrażenia zaciemniało rozbicie obrad na kilka budynków, znacznie od siebie oddalonych. Obserwowanie obrad kilku sekcji było znacznie utrudnione, a często prawie niemożliwe. Czy nie dało się nic z tym zrobić? – pytam Annę Krygier, przewodniczącą Komitetu Organizacyjnego. – Niestety, baza Instytutu Historii jest dopiero w trakcie budowy, staraliśmy się jednak, żeby sekcje poświęcone bliskim sobie epokom obradowały jak najbliżej siebie – odpowiada. Kiedy rozmawiamy jest sobota, a korytarze pełne są (zapewne zaocznych) studentów. W tygodniu sytuacja wyglądała podobnie. Dziekani nie chcieli zwolnić studentów z zajęć? – pytam. – Jesteśmy tu gościnnie, budynek należy do biologów. Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy – mówi organizatorka. – Proponowano nam, żeby OZHSiD zrobić we wrześniu, kiedy już będziemy mieli własny budynek, chcieliśmy jednak pozostać wierni tradycji. – wyjaśnia.
Przed Zjazdem najwięcej kontrowersji wzbudził system kwalifikowania uczestników. Od kilku lat konferencja borykała się bowiem z poziomem przedstawianych referatów. Polskie Towarzystwo Historyczne, które objęło patronat nad Zjazdem, alarmowało, że swoją opiekę uzależnia od poprawy jakości obrad. Od czasu XVIII OZHS-u zaczęto więc dokonywać weryfikacji tematów na podstawie nadesłanej bibliografii i abstraktu oraz opinii promotora.
To samo powtórzono w Toruniu. Tym razem jednak procedura spotkała się z krytyką, której głównym elementem był zarzut, że kwalifikowano na podstawie niejasnych zasad, a odrzuceni nie wiedzą, z jakich powodów ich referaty nie zostały przyjęte. – Dostaje nam się za to, że podeszliśmy do tego poważnie – odpowiada na zarzuty Łukasz Kępski. – Czy studenci nie powinni otrzymać wyjaśnień? – pytam. – Moje referaty były odrzucane na kilku konferencjach, zawsze dostawałem suchą odpowiedź: nie dostał się Pan. Przyjmowałem to z pokorą, której innym chyba brakuje. – stwierdza z lekkim podenerwowaniem. – Staraliśmy się, żeby jakość obrad była jak najlepsza – wyjaśnia dalej – chyba nam się to udało? – pyta.
Bardzo solidny poziom (przynajmniej nowożytności), mało referatów słabych, kilka rewelacyjnych – czytam na Facebooku Michała Wasiucionka z Uniwersytetu Warszawskiego. Jego kolega Michał Przeperski kręci trochę nosem nad częścią referatów z sekcji PRL-u, ale też jest zadowolony. Nie narzekają też moi łódzcy koledzy, znani ze swojego krytycyzmu. – Sam widzisz, że nie mogliśmy inaczej postępować – argumentuje Łukasz Kępski.
Czym zajmują się młodzi historycy? Zerkam z uwagą na przygotowany program. Na ostatniej stronie znajduje się errata. – Potrafimy jednak przyznać się do błędów – żartuje Łukasz Kępski. Większość tematów obraca się wokół kultury i życia społecznego. Mało jest tematów stricte politycznych, a i sekcja wojskowości jest mniejsza niż zwykle. Wśród zagadnień widać wyraźne wpływy gender studies i coraz większą interdyscyplinarność. Studenci i doktoranci nie boją się już sięgać do podręczników socjologii czy też psychologii. Imponują odniesienia do literatury zagranicznej, a słuchając o wojażach dzisiejszych studentów zaczynam nabierać kompleksów. Prawie wszyscy korzystają z rzutników multimedialnych, a jeszcze do niedawna prośba o rzutnik była czymś wyjątkowym.
Spotkanie
– Fajnie, że mogłam znowu poznać tylu ludzi – mówi po zakończeniu Zjazdu Monika Ogiewa z Uniwersytetu Szczecińskiego. Faktycznie okazji ku temu było co najmniej kilka. Oglądam zdjęcia zrobione przez warszawiaków po jednej z imprez. Fakt: studenci potrafią się dobrze bawić. Znów zaglądam na Facebooka. Liczba nowych znajomości moich znajomych sukcesywnie się powiększa. Już wiem, że OZHS spełnił swoją zasadniczą funkcję. W ciągu kilku dni twania konferencji okazji do wspólnej zabawy było zresztą wiele. W czwartek studencki klub „Czeski sen” wypełnił się po brzegi, podobnie było dzień później w klubie „Bunkier”.
Przy jednym stole bawili się studenci z Warszawy, Katowic i Krakowa – ośrodków, które rywalizowały o organizację XX. OZHS-u. – Myślałem, że nie możecie na siebie patrzeć – z niedowierzaniem skomentował warszawsko-katowicko-krakowską sielankę imprezową Łukasz Kępski. – Ależ wspaniale się ze sobą bawimy – odpowiadali warszawiacy. Walka była zacięta i nieraz zaskakiwała. Ile oni na te materiały promocyjne wydali pieniędzy? – kręciła głową pewna rudowłosa uczestniczka zjazdu. Faktycznie, konkurujące ze sobą ośrodki wiele czasu i wysiłku poświęciły na promocję.
Po dniach pełnych wrażeń należało iść spać. – Nocleg mamy bardzo dobry, położony prawie na starówce – zachwalał swoje schronisko Stanisław Szynkowski. Zachwyceni byli też katowiczanie. – Trochę wydaliśmy na parking, bo hostel jest już w strefie płatnej, ale opłaca się – opowiadali. Nieco mniej zadowoleni były osoby zakwaterowane w Forcie IV na obrzeżach Torunia. Co prawda zabytkowy budynek mógł być frajdą dla historyków, ale ci ulokowaniu na najniższym piętrze mieli prawo do narzekań. Ciasne pokoje pozbawione okien i kontaktów przypominały klaustrofobiczny koszmar. O zasięgu telefonii komórkowej tez można było pomarzyć, a kąpiel w lodowatej łazience, na podłodze której przelewała się woda wymieszana z uryną, nie należała do najprzyjemniejszych.
W Forcie IV doszło też do nieprzyjemnego incydentu z udziałem jednej z uczestniczek z Łodzi. – Nie było jej na liście w schronisku, domagano się od niej zapłaty – tłumaczy Barbara Nowak z SKNH UŁ. – Fort twierdzi, że wszystko było w porządku, nie wiem co się stało – dziwił się Łukasz Kępski obiecując, że sprawa zostanie wyjaśniona. – Nie wiem czy 35 zł, jakie wydaliśmy na ten nocleg, odpowiadają warunkom, jakie tu otrzymaliśmy – żalili się niektórzy. Najgorsza była jednak odległość Fortu od głównego miejsca obrad i utrudniony dojazd. – To dla nas nauczka na przyszłość, z kim współpracować, a z kim nie. Dotychczas byłem zadowolony z jakości usług Fortu, ale jeśli te opinie się potwierdzą, to wyciągniemy odpowiednie konsekwencje – zastrzega Łukasz Kępski.
Pożegnanie
Jak oceniasz Zjazd? – pytamy Agatę Muszyńską z Uniwersytetu Śląskiego. – Dla mnie rewelacyjny, nawet jeśli były drobne wpadki i niedociągnięcia. Opinie większości studentów są podobne, choć każdy z nich jednocześnie wymienia kilka uwag. Kłopoty ze znalezieniem miejsc obrad, zbyt duże rozczłonkowanie sekcji, problemy z dojazdem na czas, to główne zarzuty jakie usłyszeliśmy. – Uważamy, że zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, ale też jesteśmy tylko ludźmi – odpowiadają Łukasz Kępski i Ania Krygier.
***
XIX. Ogólnopolski Zjazd Historyków Studentów i Doktorantów przeszedł do historii. Podczas „Sejmiku Studentów i Doktorantów” dokonano korekty nazwy kolejnego Zjazdu. Zgodnie z przyjętą w Szczecinie formułą wraca on do nazwy „Ogólnopolski Zjazd Historyków Studentów”. Dodatkowo w nazwie ma się jednak znaleźć określenie: Konferencja Studencko-Doktorancka. Podtrzymano reguły weryfikacji, oddając jej jakość i szczegółowe zasady w ręce organizatorów kolejnego Zjazdu. Pomimo pewnych zastrzeżeń do udziału w konferencji doktorantów, stwierdzono, że stanowią oni ważny i istotny element Zjazdów. Historia OZHS-ów toczyć się będzie dalej.
W najbliższym tygodniu na łamach portalu ukażą się wywiady z organizatorami Zjazdu oraz Agatą Muszyńską, prezesem SKNH UŚ, gospodarza przyszłorocznej konferencji.
Redakcja: Michał Świgoń i Roman Sidorski