Miscellanea (3) - Zróbmy sobie historię!
Nie mam złudzeń, że historia będzie kiedykolwiek głównym i podstawowym celem działania jakiegokolwiek rządu. Powiem więcej, nie mam nawet takich oczekiwań. Całkiem zrozumiały jest fakt, że na szwedzkim stole problemów zajmuje ona miejsce przekąsek. Często zresztą niestety tych, którymi goście uczty mają się zapchać zanim pojawi się danie główne.
Stąd też historia budzić może rzecz jasna wielkie emocje, być elementem porywającej debaty, ale sama w sobie głównym punktem zainteresowania władzy nie będzie. A przynajmniej nie w takim rozumieniu, jak chcieliby ją widzieć historycy, czyli nauki niezależnej i próbującej szukać prawdy, jakkolwiek by ją zdefiniować.
Powrót do szeregu
I może tak wbrew pozorom dla historii jest lepiej. Okres nasilonego zainteresowania przeszłością w czasach rządów Prawa i Sprawiedliwości, zakończył się jej swoistą ideologizacją, postawieniem na jednolitą narrację i wykorzystywaniem do celów politycznych. Donald Tusk wycofując się z tzw. polityki historycznej – tak jak domagała się tego większość środowiska – uczynił to z wszelkimi konsekwencjami tej decyzji. Historia przestała być przedmiotem chronionym, na który – w imię jej roli w kształtowaniu świadomości społecznej i obywatelskiej – kładziono szczególny nacisk.
Dobitnie pokazała to reforma podstawy programowej i reorganizacja uczelni wyższych, których głównym celem było dostosowanie edukacji do potrzeb rynku. Zrozumiałe jest, że z punktu widzenia rynku, historia, a wraz z nią szereg przedmiotów humanistycznych, stała na straconej pozycji. W powszechnej opinii jest ona wszak uważana za mało użyteczną, co niestety przy obecnym sposobie uczenia historii w szkołach i na studiach wyższych, ma pewne pokrycie w faktach.
Historię do pionu postawił również minister kultury, który już na początku pełnienia swojego urzędu nieco buńczucznie zapowiedział, że Polska nie będzie jedynie krajem cmentarzy i muzeów. Przeszłość musiała się więc stać taką samą funkcją kultury jak murale, uliczne teatry czy sztuka nowoczesna. Co prawda nie zaniechano inicjatyw związanych z budową placówek muzealnych (Muzeum Historii Żydów Polskich czy Muzeum II Wojny Światowej), ale już problemy Muzeum Historii Polski pokazywały wyraźnie, że historia nie może czuć się faworyzowana wobec innych dziedzin kultury.
Rząd Donalda Tuska sprowadził tym samym historyków na ziemię, pokazując, że rezygnacja z krytykowanej polityki historycznej musi mieć swoje konsekwencje. Oznaczało to postawienie historii na równi z innymi elementami życia społecznego i przesunięcie jej do drugiego, bądź nawet trzecim szeregu codziennych problemów. Środowisko historyczne postawione zostało w obliczu walki o swój byt i próby przedostania się do opinii publicznej.
Co dalej?
Zwycięstwo Platformy Obywatelskiej w niedzielnych wyborach oznacza, że przez kolejne cztery lata historia będzie funkcjonować na wolnym rynku problemów i od samego środowiska zależy w jaki sposób będzie funkcjonowała w przestrzeni publicznej. Wybierając rezygnację z polityki historycznej, badacze i pasjonaci dziejów sami wzięli na siebie odpowiedzialność za jej promocję i artykułowanie potrzeb z tym związanych.
Co zrobi rząd Donalda Tuska dla historii w nadchodzącej kadencji? Biorąc pod uwagę obecny marazm środowiska, zapewne nic. A przynajmniej niewiele ponad wybrane elementy działań rządu związane z kulturą czy edukacją. Zapewne powstaną obiecane muzea, być może uda się sfinansować kilka eventów historycznych, nadal prężnie będzie działał Instytut Pamięci Narodowej (którego reformę uznać można za udaną), miejmy nadzieje też, że kontynuowany będzie proces cyfryzacji źródeł i upowszechniania dostępu do nich. Pozostała część odpowiedzialności za to czym będzie historia spoczywa jedynie na historykach.
Zrób to sam
Tymczasem w szeroko pojętym środowisku historycznym ciągle brakuje konstruktywnej dyskusji nad tym jak powinna wyglądać polityka wobec historii. Debatę zastępują wykluczające się zdania, które łączy już chyba jedynie niechęć do odrzucenia jakie stopniowo staje się udziałem Klio. Marginalizacja historii będzie zaś postępować, i być może wkrótce czeka ją los filozofii, która dziś traktowana jest jako pocieszny przedmiot dla hobbistów.
Dopóki marazm ludzi zajmujących się historią będzie postępował, na uczelniach zachowany zostanie anachroniczny sposób wykładania historii czyniący ze studentów nie intelektualistów, lecz przaśnych rzemieślników, a popularyzacja uważana będzie za zwyczajne partactwo niegodne najświętszego cechu, trudno oczekiwać sukcesów w konkurencji z innymi dziedzinami nauki czy kultury. I to pomimo potencjału jaki posiada przeszłość.
Chyba, że historycy chcą powrotu tzw. polityki historycznej i zdjęcia z siebie odpowiedzialności dbania o dzieje. Czy jednak są gotowi na pisanie historii na zamówienie, zgodnej z potrzebami znajdujacych się akurat u władzy? Jeśli nie, to trzeba zakasać rękawy i przystąpić do działania. W ostatniej książce Mariusza Szczygła Czesi robią sobie raj. Przyszedł czas, żeby zrobić sobie historię.
Zobacz też
- Obiad czwartkowy: Polityka historyczna, czyli teren sztucznie zabudowany;
- Rozmowy o historii (1). Pomagierzy, nie kapłani – rozmowa z Janem Wróblem;
- Rozmowy o historii (6). „Nie ma społeczeństwa bez pamięci” – rozmowa z Robertem Kostro;
- Znaczenie rocznic i polityka historyczna w Europie Środkowej i Wschodniej. Pięć różnych perspektyw;
- I PO historii;
Przypominamy, że felietony publikowane w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”.
Redakcja: Michał Przeperski