„Miś” Rysia

opublikowano: 2007-02-23, 19:00
wolna licencja
Ponad ćwierć wieku przyszło nam czekać na kontynuację „Misia” — jednego z najlepszych polskich filmów. Wielkiego Nieobecnego na stołku reżyserskim zastąpił Stanisław Tym. Czy „Ryś” dorównuje pierwowzorowi?
reklama
Plakat filmu „Ryś”.Źródło: www.filmweb.pl

Ryszarda Ochódzkiego znają chyba wszyscy. W polskim kinie, gdzie brak postaci zapadających w pamięć, prezes KS „Tęcza” należy do czołówki tych najbardziej znaczących. Nie dziwi więc, że w czasach wolnego rynku ktoś w końcu zechciał zdyskontować kapitał „Misia” narosły przez ćwierćwiecze do całkiem pokaźnych rozmiarów. Ochódzkiego wziął na warsztat nie kto inny, jak sam Stanisław Tym, literat, publicysta i aktor w jednej osobie, a na okrasę jeszcze Ochódzki z pierwszego filmu. Jednak po obejrzeniu dwuipółgodzinnego seansu muszę przyznać rację Rafałowi Ziemkiewiczowi. Publicysta pisał, że Tym nie nakręci „Misia” III RP, bo zwyczajnie nie wie, co było kwintesencją kultowego filmu. Przecież nie humor, choćby i najprzedniejszego gatunku, lecz głęboka i bolesna analiza rzeczywistości. W konsekwencji zrealizowano obraz bombardujący setką dowcipów na minutę. Co z tego, że w większości głupich?

Fabuła na pierwszy rzut oka jest prosta: Ochódzki, prezes klubu sportowego (ale bez sportowców) musi oddać mafii dług (no i co, że go nie zaciągnął?). Cały film opiera się na gonitwie prezesa Ochódzkiego za pieniędzmi oraz na związanych z tym perypetiach. Jednak nie łudźmy się, to tylko nieudolny zabieg, by na ekranie pojawiło się jak najwięcej postaci. Bowiem z założenia „Ryś” to film o Polsce A.D. 2006 mający pokazać społeczny przekrój kraju. Po pewnym czasie można się w zawiłościach (czytaj: niedociągnięciach) fabuły nieźle pogubić, a w zrozumieniu sytuacji nie pomagają liczone w milionach gagi.

Synteza Tymowi nie wyszła. Teza filmu jest taka, że Polska to kraj głupców. Głupcami są dziennikarze, działacze, politycy, policja, nawet mafia to banda idiotów. Od publicysty Tyma można by się spodziewać celnego i trafnego opisu rzeczywistości. Niestety, dostajemy Sejm obradujący w teatrze, wibratory, które „przecież noszą wszyscy” i mafiosów, którzy nie są Sejmem i muszą zachować wiarygodność. Jedyna scena ostro opisująca III RP to ta z dziadkiem, którego mafia chce zabrać ze sobą. Dziadek zgadza się, jednak mówi: Poczekajcie, tylko kulę wezmę, bo mi rentę zabiorą. Wciąż to „Dzień świra” jest dla mnie niedościgniony, jeśli chodzi o opis współczesnej Polski (zresztą aktorowi Tymowi do Kondrata równie daleko, jak reżyserowi Tymowi do Barei).

reklama

Głupotę można przezwyciężyć tylko śmiechem. Niestety, w wykonaniu Tyma jest to często śmiech niezdrowy: genialne zabawy językiem przeplatają się z niesmacznymi żartami („z grochu powstałeś”), pythonowski, odgrzewany humor (śpiewający jąkała) pomieszany z idiotycznymi nazwiskami sprzątaczek (Wiaderko czy Pupa). Groch z kapustą co się zowie. Tym postawił na zasadę: niech na 10 dowcipów 2 będą śmieszne, to i tak wyjdziemy na swoje. Spore skróty i umiejętne dawkowanie dowcipu bardzo by „Rysiowi” pomogły. A tak człowiek czuje się jak na maratonie z Jasiem Fasolą, Pythonami i Kiepskimi. Jak wiadomo, nie wszyscy maratończycy do mety dobiegną... Szkoda tych naprawdę dobrych dowcipów (a jest ich niemało), bo toną w morzu złego humoru. Ileż można oglądać te same sytuacje z Telewizją Witraż?

Jednego „Rysiowi” odmówić nie można. Ten obraz zgromadził nieprawdopodobną obsadę. Są wśród nich: Krzysztof Kowalewski, Zofia Merie (najlepsza postać w filmie), Wiktor Zborowski, Jan Kobuszewski, Marek Kondrat, Krystyna Feldman i wiele innych znaczących postaci, które zgodziły się zagrać zupełnie epizodyczne role. To wielka frajda oglądać ich wszystkich w jednym filmie. Brakuje chyba tylko Bogusława Lindy. I choć nie wszystkie kreacje są trafione, dla widoku Agaty Buzek szorującej podłogę oraz Grażyny Szapołowskiej i Beaty Tyszkiewicz w rolach sprzątaczek warto iść do kina.

Co tu dużo pisać. Film skazany jest na sukces. Ludzie spragnieni „Misia” III Rzeczpospolitej, gdy rzeczywistość skrzeczy, będą w kinie szukali ucieczki i pociechy. I, jak każde lekarstwo, film Stanisława Tyma także ma efekty uboczne: głowa trochę boli i człowiek czuje się zagubiony. Bo jakże się śmiać, skoro wszystkim rządzi litewska mafia?

Jeśli spodobał Ci się powyższy tekst, weź udział w naszej akcji, wesprzyj autora i zagłosuj na niego w plebiscycie na najlepszy artykuł lutego! Głosowanie trwa do 13 marca 2007 roku.

reklama
Komentarze
o autorze
Kamil Pietrala
Magister politologii (Uniwersytet Śląski).

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone