Mirosław Szumiło: Kościół katolicki był jednym z najważniejszych wrogów władz komunistycznych we wszystkich państwach bloku sowieckiego
Magdalena Mikrut-Majeranek: Jak wyglądała sytuacja duchownych i zakonników w Czechach i na Słowacji po zakończeniu II wojny światowej?
Dr hab. Mirosław Szumiło: Kościół katolicki był jednym z najważniejszych wrogów władz komunistycznych we wszystkich państwach bloku sowieckiego, ale tempo i zakres działań antykościelnych były zróżnicowane. W Czechosłowacji ofensywa komunistów przeciwko Kościołowi cechowała się szczególną ostrością. W 1949 r. na mocy ustaw wyznaniowych nastąpiło niemal całkowite podporządkowanie struktur kościelnych państwu. Duchowni musieli składać przysięgę na wierność republice. Rok później zlikwidowano klasztory męskie i żeńskie oraz seminaria duchowne (z wyjątkiem dwóch). Wprowadzono zakaz druku i sprzedaży literatury religijnej. Biskupi zostali w większości aresztowani lub izolowani od wiernych.
W czym można upatrywać różnic między sytuacją Kościoła w Polsce i w Czechosłowacji?
Nie ulega wątpliwości, że sytuacja Kościoła katolickiego w PRL była lepsza niż w Czechosłowacji. Do decydującego uderzenia ze strony komunistów doszło cztery lata, później, tzn. w 1953 r. Jednakże w wyniku odwilży politycznej w 1956 r. prymas Stefan Wyszyński po trzech latach internowania wyszedł na wolność. Podpisano nowe porozumienie państwo-Kościół. Mimo licznych ograniczeń i ciągłej inwigilacji polski Kościół zachował niezależność od państwa i miał pewne możliwości udzielania pomocy Kościołowi w Czechosłowacji, który był w tym czasie wciąż mocno prześladowany. Przede wszystkim legalnie funkcjonowały zgromadzenia zakonne i seminaria diecezjalne.
Pierwsza faza akcji „K” została przeprowadzona w nocy z 13 na 14 kwietnia 1950 roku. Określono ją mianem „barbarzyńskiej nocy”. Co się wówczas stało?
Krótko przed północą klasztory męskie w całej Czechosłowacji zostały otoczone, a do wnętrza wtargnęli funkcjonariusze Państwowej Służby Bezpieczeństwa (StB) i milicjanci. Zbudzeni zakonnicy zostali zmuszeni do szybkiego ubrania się i spakowania najpotrzebniejszych rzeczy. Ich klasztory zostały skonfiskowane przez państwo, a ich samych wywieziono do tzw. klasztorów zbiorczych, pełniących funkcję obozów koncentracyjnych.
Czym różnił się przebieg „barbarzyńskiej nocy” w Czechach i na Słowacji?
O ile na terenie Czech akcja „K” przebiegła bez większych zakłóceń, o tyle na Słowacji spotkała się w kilku przypadkach z gwałtowną reakcją ze strony wiernych. Ludzie zbierali się w pobliżu klasztorów, aby powstrzymać milicjantów i funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa. Używali przy tym kijów i kamieni. Zostali rozpędzeni za pomocą gazu łzawiącego i broni palnej.
Jakie były długofalowe skutki akcji „K”?
Po odebraniu wolności, odsunięciu od działalności duszpasterskiej i ograniczeniu podstawowych praw, zakonników poddano silnej presji psychologicznej, starając się skłonić ich do porzucenia życia zakonnego. Większość, już po zwolnieniu z obozów, nie otrzymała zgody na wykonywanie posługi księdza i najczęściej musiała pracować jak robotnicy. Mimo to nie porzucili swoich zakonów, które starały się dalej działać nielegalnie w ramach Kościoła podziemnego.
Likwidacja zakonów, pokazowe procesy i oskarżanie zakonników o próbę dokonania przewrotu państwowego i obalenia ustroju ludowo-demokratycznego czy skierowanie 60 braci zakonnych z Czech na budowę zapory wodnej Klićava – jakie jeszcze represje stosowano wobec duchownych?
Wszyscy młodzi zakonnicy do 35. roku życia zostali wcieleni do Pomocniczych Batalionów Technicznych w ramach zastępczej służby wojskowej. W rzeczywistości była to ciężka, przymusowa praca w kopalniach i na budowach, do której kierowano na ponad trzy lata tzw. osoby niepewne politycznie.
W związku z ogromną skalą prześladowań Kościoła i praktyczną likwidacją legalnego życia zakonnego wielu duchownych zdecydowało się na ucieczkę z Czechosłowacji. W akcje te zaangażowane były osoby postronne, które decydowały się na to pomimo widma surowych kar. Jedną z osób pomagających zakonnikom w ucieczce była siostra Zdenka Schelingová, później beatyfikowana przez Jana Pawła II. Za swoją działalność poniosła jednak konsekwencje. Co się z nią stało?
Zdenka Schelingová została aresztowana w lutym 1952 r. i skazana na 12 lat więzienia. Była przetrzymywana w więzieniach o zaostrzonym rygorze i torturowana, co podłamało jej zdrowie. Zmarła 31 lipca 1955 r. w wieku 38 lat.
Kierunkiem, który często wybierali uciekający z Czechosłowacji zakonnicy, była Polska. Migrację umożliwiła wprowadzona wiosną 1956 roku umowa o turystycznym ruchu przygranicznym. Dzięki temu Czesi i Słowacy mogli przemieszczać się m.in. na teren Podhala. Czy wprowadzenie wspomnianej umowy wywołało exodus duchownych?
Trudno tutaj mówić o exodusie, ponieważ przepustki w ramach ruchu przygranicznego obowiązywały tylko na określony czas kilku dni. Wyjazd na dłużej do Polski wiązał się z nielegalnym pobytem i koniecznością ukrywania się. Na to decydowali się nieliczni. Natomiast ruch turystyczny umożliwiał duchownym z Polski i Czechosłowacji utrzymywanie regularnych kontaktów i podjęcie współpracy.
Wskazuje Pan we wstępie publikacji, że książka ta ma za zadanie wypełnić białe plamy w historii polskiego Kościoła i pomocy, jakiej udzielał on przedstawicielom prześladowanego Kościoła czechosłowackiego. Jak wyglądała zatem pomoc udzielana przez polski Kościół duchownym z Czechosłowacji?
Formy pomocy były różne i częściowo zmieniały się w czasie. W pierwszym okresie, po 1956 r., polegały przede wszystkim na pośredniczeniu w kontaktach z Watykanem, przesyłaniu sprawozdań w jedną stroną i wszelkiego rodzaju instrukcji w drugą. Od początku lat 60. przez Polskę prowadził kanał przerzutowy literatury religijnej w języku czeskim i słowackim, drukowanej na Zachodzie (a potem także w naszym kraju) i nielegalnie przemycanej przez granicę do Czechosłowacji. Istotną rolę odgrywały także tajne święcenia kapłańskie słowackich i czeskich księży, których udzielali polscy biskupi.
A jaką rolę odegrał prymas Wyszyński w przetrwaniu prześladowanego przez władze komunistyczne Kościoła katolickiego na Słowacji i Czechach?
Prymas Wyszyński patronował całej akcji pomocy polskiego Kościoła dla katolików w Czechosłowacji. Wszystkie tajne działania były podejmowane za jego wiedzą i zgodą. Kilkakrotnie spotykał się z emisariuszami słowackiego Kościoła, którzy przybywali do Polski. Osobiście dostarczył tajne sprawozdanie do Watykanu. W trakcie Soboru Watykańskiego II nawiązał kontakt z emigracyjnym słowackim biskupem Pavlem Hnilicą, którego następnie wspierał w jego aktywności na rzecz prześladowanych katolików w Czechosłowacji.
Zakony z Polski i Czechosłowacji podjęły się tajnej współpracy. Na czym ona polegała?
Pomoc ze strony polskich zakonników polegała głównie na pośredniczeniu w kontaktach z Watykanem oraz przesyłaniu literatury religijnej i materiałów liturgicznych, a także organizowaniu tajnych święceń kapłańskich w Polsce. W wyjątkowych przypadkach, takich jak opisany w mojej książce, chodziło również o ukończenie w Polsce potajemnie studiów teologicznych.
Bohaterami Pana książki są trzej młodzi Słowacy ze Zgromadzenia Słowa Bożego: Štefan Horváth, Jozef Šabo i Róbert Borik, którzy uciekli do Polski. Dokończyli tu studia teologiczne i zostali potajemnie wyświęceni w Gnieźnie. Jak potoczyły się ich losy? Czy zostali ukarani za swoją ucieczkę?
Słowacy przenosili się z miejsca na miejsca i ukrywali się każdy osobno. Dwukrotnie, dzięki donosom księży tajnych współpracowników, bezpieka była bliska aresztowania Horvátha. Dużą rolę odgrywał przy tym znany później agent SB werbista Józef Penkowski. Jednak za każdym razem Słowak umykał w ostatniej chwili i gubili trop. Momentem przełomowym w sprawie okazała się dopiero próba ucieczki Šabo do Szwecji. Zatrzymanie słowackiego księdza w gdańskim porcie nastąpiło wskutek donosu oficera statku handlowego, który miał go przemycić. Po aresztowaniu Šabo sprawa poszukiwania dwóch pozostałych słowackich werbistów nabrała wagi państwowej. Prowadzono liczne rewizje w klasztorach i mieszkaniach. Ostatecznie zastosowano kombinację operacyjną, która skłoniła ich do dobrowolnego ujawnienia się.
Aresztowany Jozef Šabo siedział w słynnym więzieniu mokotowskim. Zachowywał się mężnie i podczas przesłuchań nie wydał swoich współbraci ani opiekunów. Esbecy aresztowali także polskich werbistów, którzy udzielali mu największej pomocy: ks. Feliksa Zapłatę i ks. Franciszka Kasperka. W wyniku procesu sądowego Šabo i Zapłata zostali skazani na rok więzienia z zaliczeniem aresztu śledczego. W rezultacie stosunkowo łagodnego potraktowania przez sąd Šabo szybko wyszedł na wolność. Kilka miesięcy później ujawnili się Horváth i Borík, zwabieni obietnicą amnestii. Wkrótce okazało się, że to był podstęp. Wszystkich trzech 6 września 1964 r. deportowano do Czechosłowacji, gdzie podczas procesu sądowego w Bratysławie zostali skazani za przestępstwo opuszczenia terytorium republiki bez pozwolenia.
Dziękuję za rozmowę!