Mikołaj Gabło – „Olchowiec Łemków utracony” – recenzja i ocena
Mikołaj Gabło – „Olchowiec Łemków utracony” – recenzja i ocena
Mikołaj Gabło jest Łemkiem, który od urodzenia wierny jest swojej ziemi. I jest też szczęściarzem, ponieważ jego najbliżsi uniknęli zarówno wyjazdów w głąb Związków Sowieckiego, jak również wysiedlenia w ramach Akcji „Wisła”. Dożył czasów, kiedy bycie Łemkiem nie jest wstydem, a kultura tego ludu przeżywa renesans. Choć nie jest tak, jak przed wojną, wiele obyczajów zanika, a młodzi coraz częściej czują się bardziej Polakami niż Łemkami, to jednak do Olchowca wciąż zjeżdżają ludzie, których fascynuje zarówno górski krajobraz, jak i łemkowska tradycja.
Wspomnienia snute przez Gabłę są słodko-gorzkie. Z jednej strony wspomina przedwojenną dolę ludu, który nie miał bogactw, a jedynie ciężką pracę, walkę II Rzeczypospolitej z cerkwią greckokatolicką, okupację, przedłużające się walki frontowe, które przyniosły zniszczenia, powojenne represje i stawianie Łemków w jednej linii ze zwolennikami Bandery, wywózki do obozu w Jaworznie, przymusową nacjonalizację gruntów, notoryczne piętnowanie ich przez Polaków jako Ukraińców, a z drugiej strony piękną kulturę i barwne zwyczaje.
„Olchowiec Łemków utracony” to opowieść nie tylko o łemkowskiej wsi i jej kulturze, ale również ludzkich losach. Gabło w zajmujący sposób opowiada o wszystkich niedolach i radościach, które były udziałem Łemków. Jest bardzo zaangażowany w pamięć, jak również z goryczą przyjmuje fakt, że osób uważających się za część mniejszości łemkowskiej jest coraz mniej. Przyczynę tego stanu rzeczy upatruje w PRL oraz działaniach III RP, która nie zwróciłam znacjonalizowanych lasów, ziem oraz zagrabionych cerkwi. W swoim zaangażowaniu w obronę spraw łemkowskich zdaje się zapominać, że taki stan rzeczy jest nie tylko dolą Łemków, ale także innych pokrzywdzonych przez system komunistyczny. Ślązaków również nie przeproszono za obozy w Jaworznie, Oświęcimiu, Świętochłowicach. Te i inne sądy autora dodają jednak tylko smaku całej narracji. Aż ma się ochotę usiąść przy kamiennym stole przed domem Gabłów i rozpocząć dyskusję z Mikołajem.
Fascynujące są olchowieckie święta i zwyczaje. Nowyj Rik, zapusty, wyczyrky, zabawy taneczne, Wylykden, obrzędowość związana z weselami, chrzcinami, narodzinami i pogrzebami. Większość z nich odeszła już w niepamięć, a niektóre jak choćby kermesze odrodziły się po wielu latach i przyciągają wielu odwiedzających. Barwny świat łemkowski trzyma się jeszcze – podobnie jak gospodarze na tej kamienistej ziemi – i urzeka ludzi, którzy postanawiają pomóc mu ocaleć od zapomnienia.
Całość wspomnień autora podsumowana jest bardzo ciekawym rozdziałem poświęconym przyśpiewkom, wierszykom, powiedzeniom i przysłowiom łemkowskim. Dodatkowo niewątpliwym atutem pracy są zdjęcia, które doskonale ilustrują zmiany, jakie zaszły w Olchowcu. Widać na nich cały przemijający łemkowski świat. Trzeba w ogóle podkreślić, że książka (co nie często się zdarza) jest przepięknie wydana. Edytorstwo i szata graficzna sprawiają, że lektura jest jeszcze pyszniejsza.
Recenzowana pozycja jest przepięknym zapisem świata, który prawie zupełnie już odszedł. To również zobowiązanie do poczucia odpowiedzialności za swoje miejsce na ziemi, kulturę oraz tradycję. Niespotykany przykład jak można mądrze zafrasować się Polską i swoją małą ojczyzną, jaką niewątpliwie dla Łemków jest Olchowiec.