Miesiąc historii kobiet w USA. Historia kobiet to historia władzy?
Z ruchem w obronie praw mniejszości wciąż żywym w zbiorowej pamięci i z czarnoskórym prezydentem za sterami państwa, każdy byłby w stanie uargumentować sens skupiania uwagi na czarnej historii (black history). Trudniejsze do wyjaśnienia wydaje się poświęcenie całego miesiąca na upamiętnienie kobiet. Gdyby usilnie prosić o ich interpretację, większość Amerykanów przypuściłaby pewnie, że miesiąc historii kobiet wynika z politycznej poprawności i swoistej grzeczności historycznej. Zaskoczyłoby ich, że historię kobiet badamy po to, by lepiej zrozumieć zagadnienia siły i władzy.
Badanie historii jest badaniem siły. Przez tysiące lat dzieje były wyznaczane właśnie przez siłę, w czystej, fizycznej postaci. Książki historyczne zapełnione są wojnami, bitwami, kampaniami, sukcesjami i wyborami, a także osobami władzy – generałami, żołnierzami, królami i kandydatami do stanowisk.
Nikt nie może powiedzieć nam więcej o wszystkich aspektach władzy, niż ludzie wykluczeni z jej sprawowania: ci o innym niż biały kolorze skóry, ale też kobiety, niezależnie od klasy społecznej i rasy. Dla nich władza ma różne twarze. Dzieje kobiet, a także historię innych zmarginalizowanych grup, badamy, ponieważ dają nam świeże spojrzenie na władzę: przejawiającą się w bardziej subtelny, ale wyjątkowo wpływowy sposób.
Kto naprawdę stworzył Waszyngton i fundamenty amerykańskiego systemu politycznego?
Już Dolley Madison, żona i polityczna partnerka czwartego prezydenta USA Jamesa Madisona, pokazała, jaką siłę może mieć pierwsza dama. Stworzyła ona i kierowała, jako pierwsza w historii Stanów Zjednoczonych żona prezydenta, nieoficjalnym ośrodkiem władzy. Dolley ugruntowała rolę Waszyngtonu jako stolicy, a w czasie wojny 1812 roku stała się jednoczącym ludzi symbolem bezinteresownego patriotyzmu. Sferę wpływów konstruowała w oparciu o przyjęcia i obiady, które funkcjonowały równolegle z oficjalnymi sesjami Kongresu i spotkaniami gabinetu rządowego. Takie rozwiązanie było kluczowe dla wciąż świeżego sytemu władzy federalnej, któremu brakowało aparatu biurokratycznego pozwalającego przekształcić dopiero co narodzoną republikę we wzorzec demokracji i potężne państwo narodowe.
Polityczna machina skonstruowana przez kobiety zasiliła młody rząd i stołeczne struktury zestawem metod działania: od sposobów prowadzenia lobbingu, po tworzenie doraźnych koalicji i rozdysponowywanie rządowych stanowisk. W późniejszych dekadach, oficjalny, męski establishment zaadaptował te właśnie metody i sformalizował je w ramach instytucji takich jak grupy lobbingowe, partie polityczne czy służba cywilna. Paradoksalnie, wszystkie z nich aż do XX wieku całkowicie wykluczały z oficjalnej aktywności kobiety.
Tak więc odtwarzanie ścieżek władzy w dawnym Waszyngtonie nie oznacza zaledwie analizy oficjalnych dokumentów. Dopiero obserwacja działań kobiet, kreowania przez nie sieci powiązań rodzinnych i towarzyskich, a także wprowadzania mężczyzn do systemu politycznego, daje pełniejsze wyjaśnienie sukcesu wczesnego rządu federalnego i stołecznego establishmentu w zdobyciu tak wielkiej władzy w okresie, gdy wszechogarniający był strach przed powierzeniem centralnym władzom zbyt dużych prerogatyw.
Kobieta na ścieżkach władzy. Trudna ocena
Jako pierwsza dama w latach 1809-1817, Dolley Madison wyróżniała się wielkodusznością, wyrastającą ponad polityczne podziały. Było to bardzo ważne w okresie zaognionych sporów, kiedy to w polityce odwoływano się – podobnie zresztą jak dzisiaj – do retoryki „wszystko lub nic”, ale też do niespotykanych współcześnie bezpośrednich aktów przemocy. Pojedynki pistoletowe były w pierwszych latach USA również częste, co polityczne pyskówki w telewizji kablowej w XXI wieku.
Urzędnicy rządowi nie wiedzieli, że to idea współpracy uratuje system dwupartyjny. Zresztą, w ich słowniku nie było jeszcze słowa „dwupartyjny”, choć taki właśnie model budowali. Dolley Madison rozumiała jednak instynktownie, że mimo tendencji do zajmowania indywidualnych stanowisk w różnych kwestiach, członkowie władz muszą nauczyć się postrzegać siebie nawzajem jako ludzi o pełnej wartości. Tylko to pozwalało wykreować klasę rządzącą.
Dolley miała świadomość, że to towarzyskie spotkania z udziałem całych rodzin stanowiły właściwą drogę do celu. Dzięki swemu uprzejmemu zainteresowaniu sprawami każdego z gości, dzięki tolerancji i dobrym manierom, ukształtowała dla sobie współczesnych „kobiecą” twarz polityki: tę, która kładzie nacisk na zainteresowanie problemami innych oraz współpracę w rządzeniu.
Dziedzictwo Dolley Madison trudno jednak ocenić, ponieważ jej misja okazała się przegraną. Pierwsza dama nie zdołała powstrzymać wojny z Wielką Brytanią, i chociaż miała swój wkład w kreację systemu dwupartyjnego, to proponowany przez nią model stonowanego przywództwa nie zdołał wpłynąć na rozognioną, do granic możliwości „męską” metodę prowadzenia polityki. Dolley nie mogła też zrobić nic poza dawaniem przykładu – nie miała przecież oficjalnej władzy.
Dolley Madison i „kobieca” strona polityki
To kolejna z lekcji władzy i siły, jaką możemy odebrać badając historię kobiet. Zwycięzcy może i piszą historię, ale często to doświadczenia przegranych mają większą wartość dla potomnych.
Być może właśnie nadszedł czas Dolley. Wobec trwającego miesiąca historii kobiet możemy na nowo ocenić promowany przez nią model sprawowania władzy – oparty na wartościach humanistycznych i kładący nacisk na budowanie mostów. On właśnie stanowi wkład Dolley Madison w historię i kreację narodu amerykańskiego. Uprawiając otwartą politykę, poprzez przyjęcia, na które każdy był zaproszony, Dolley stała się jednym z najnowocześniejszych polityków swoich czasów.
Zobacz też
- Herstoria – kobiety w historii czy historia kobiet?;
- Animal studies – wyzwanie dla historiografii?;
- Konwencjonalizacja niekonwencjonalnego, czyli jak zwyciężeni stają się zwycięzcami;
- Big history, czyli historia w makroskali;
- FAT STORY, czyli historia z naprawdę grubej rury!;
Przetłumaczył: Kamil Janicki
Przypominamy, że felietony i eseje publikowane w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji "Histmag.org".