Michał Wójcik – „Zemsta. Zapomniane powstania w obozach zagłady” – recenzja i ocena
Michał Wójcik – „Zemsta. Zapomniane powstania w obozach zagłady” – recenzja i ocena
Michał Wójcik jest historykiem i dziennikarzem. Szerszemu gronu znany jest z prowadzenia programu „Cafe Historia” w TVP Historia oraz jako autor i współautor wielu książek dotyczących historii Polski. W 2015 r. został (wraz z Emilem Maratem) nagrodzony Nagrodą Historyczną Tygodnika „Polityka” za książkę o Stanisławie Likierniku Made in Poland. Dzisiaj do rąk czytelników trafia jego praca dotycząca zbrojnych zrywów w obozach zagłady.
Recenzowana pozycja skupia się wyłącznie na zbrojnych powstaniach wywołanych przez więźniów żydowskich bezpośrednio zaangażowanych w Holokaust. Tysiące silnych Żydów, fryzjerów i dentystów zostało w trakcie selekcji skierowanych do Sonderkommando – więźniarskich oddziałów roboczych, których celem było oczyszczanie komór gazowych z trupów, kremacja, zbieranie pozostawionego przez zagazowanych mienia, pozyskiwanie włosów, złotych zębów oraz poszukiwanie kosztowności ukrytych w zakamarkach ciała. Skład Sonder zmieniał się po każdej większej akcji eksterminacyjnej. Dotychczasowi byli mordowani jako Geheimnisträger. Ich miejsce zajmowali kolejni wyselekcjonowani na rampie.
Jako, że więźniowie bezpośrednio zaangażowani w przemysłowe mordowanie mieli lepsze warunki bytowe, a przede wszystkim dostęp do żywności, byli w stanie utrzymać się w miarę dobrej kondycji fizycznej (psychicznie byli całkowicie wypaleni). Dzięki temu kiełkowała w nich potrzeba zemsty za wszelką cenę. Szczególnie w obozach zagłady Treblinka oraz Sobibór ta iskra bardzo długo się tliła, mocno rozpalając się kiedy do grupy więźniarskiej dołączyli byli żołnierze Armii Czerwonej. Opracowali oni plany zbrojnego powstania, które miało poza zemstą przynieść likwidację maszynerii Zagłady oraz wolność tym, którzy zdołają uciec i przetrwać na okupowanym terenie.
Inaczej rzecz miała się w KL Auschwitz II-Birkenau, gdzie Sonderkommando nawiązało kontakt z ogólnoobozowym ruchem oporu tzw. Kampfgruppe Auschwitz, która zrzeszała przedstawicieli wszystkich narodowości, głównie o proweniencji socjalistycznej. Pomimo formalnego braku wsparcia dla buntu Sonderkommando powstanie doszło do skutku. Zakończyło się fiaskiem z powodu braku skorelowania działań, ale przynajmniej dało szansę na przeżycie części więźniów. Spora ich ilość przetrwała represje po buncie, a podczas tzw. Marszu Śmierci wmieszali się w więźniarską masę unikając eksterminacji.
Rozdziały poświęcone powstaniom w Treblince i Sobiborze są napisane sprawnie i kompetentnie. Nie można im wiele zarzucić. Natomiast pewne wątpliwości budzi opis buntu Sonderkommando w KL Auschwitz II-Birkenau. Wyjaśnienia wymaga tu sprawa lekarza-więźnia Władysława Deringa, przy opisie której autor pominął istotne wątki. Choć Dering był oskarżany o dobrowolny udział w eksperymentach pseudomedycznych to jednak został uniewinniony po dziewięciomiesięcznym pobycie w brytyjskim więzieniu. Wygrał również proces o zniesławienie, które wytoczył w 1962 r. Leonowi Urisowi (te fakty oczywiście Wójcik pomija). Pozytywnie o Deringu wypowiadali się nie tylko więźniowie związani z konspiracją Pileckiego (jak sugeruje autor), ale także prof. Władysław Bartoszewski.
Uważny i zaznajomiony z tematem czytelnik będzie miał wątpliwości podczas lektury rozdziałów poświęconych KL Auschwitz II-Birkenau, ponieważ dyskredytują zarówno siatkę Pileckiego, jak i Kampfgruppe Auschwitz. Faktem jest, że nigdy nie podjęto próby zbrojnego odbicia obozu, ale jest to w pełni zrozumiałe. Kompleks obozowy Auschwitz-Birkenau-Monowitz był molochem, w którym egzystowały tysiące więźniów będących w większości chodzącymi trupami. Nikt nie miał możliwości ukrycia, pomocy oraz ich przerzutu poza zagrożony obszar. Ustępy a propos stania przyobozowej i wewnątrzobozowej konspiracji „z bronią u nogi” są na poziomie zarzutów czynionych Sonderkommando, że zbuntowali się dopiero wtedy, gdy chodziło o zagrożenie ich życia, a nie wtedy gdy spalali miliony żydowskich trupów.
Czytelnicy książek Michała Wójcika w jego najnowszej publikacji odnajdą to, do czego przyzwyczaił ich autor. Choć należy pochwalić autora za partie poświęcone Treblince i Sobiborze, to jednak należy uwzględnić wymienione wyżej uwagi podczas lektury dalszej części książki, by nie podchodzić zupełnie bezkrytycznie do opinii w niej zawartych. Tym niemniej warto po nią sięgnąć żeby wyrobić sobie własne zdanie.