Michał Klimecki, Zbigniew Karpus – „Czas samotności. Ukraina w latach 1914-2022” – recenzja i ocena
Michał Klimecki, Zbigniew Karpus – „Czas samotności. Ukraina w latach 1914-2022” – recenzja i ocena
Jest to opracowanie kompleksowe, stanowiące podsumowanie skomplikowanych losów ukraińskiej państwowości oraz narodu ukraińskiego. Książkę oparto po części na dokumentach, ale w większej części na opracowaniach i artykułach. Znaczną ich liczba jest autorstwa ukraińskich badaczy, dodatkowo wykorzystane w oryginalne. Innymi słowy jest to wartościowa książka.
W związku z powyższym nie należy się zniechęcać do recenzowanego opracowania. Jak wspomniałem na początku jest to przede wszystkim podsumowanie, istny „bryk” dotyczący Ukrainy. Podejrzewam, że ma on za zadanie nie tylko, czy może raczej nie tyle spopularyzować wiedzę na temat Ukrainy, co raczej przedstawić jej dzieje odarte z mitów, wyobrażeń oraz dość stronniczego, momentami lekceważącego podejścia do naszych sąsiadów.
Punktem wyjścia dla autorów są narodziny oraz formowanie ukraińskiej świadomości narodowej. Działo się to poniekąd dwutorowo – w Królestwie Galicji i Lodomerii oraz na terenie tzw. Małorosji. Czyli mówiąc po ludzku: pod austro-węgierskim berłem po jednej stronie oraz carskim knutem po drugiej. Stąd wynikały różne drogi budowy świadomości narodowej.
W CK monarchii sprawa była o tyle prosta, że pod koniec panowania Franciszka Józefa I liberalne podejście (jak na monarchię z Bożej łaski) zaistniały okoliczności do ukraińskiej pracy organicznej i pracy u podstaw. W gruncie rzeczy jedynym przeciwnikiem Ukraińców stawali się Polacy, mający historycznie większe argumenty odnośnie przynależności Galicji. Inaczej sprawa wyglądała po wschodniej stronie rzeki Zbrucz. Tam rodzący się od II połowy XIX wieku wielkoruski nacjonalizm nie widział miejsca dla innego narodu. Ukraińcy to byli młodsi bracia, niezdający sobie sprawy kim są, ale ci starsi z Moskwy im to uświadomią. Robili to podczas krótkiej okupacji Galicji w latach 1914–1915 i robią to do dziś. Efekty wszyscy widzimy.
Tragedią Ukrainy był fakt, że nikt nie do końca pojmował ich aspiracji (może prócz Józefa Piłsudskiego, ale to wynik jego koncepcji geopolitycznych), a Ukraińcy z niewielką warstwą świadomej inteligencji, będący na niższym poziomie majętności, byli z góry skazani na porażkę w walce z Polską i Rosją. Autorzy pokazują beznadziejną wprost sytuację zachodnich Ukraińców, uważających Polaków za głównych wrogów oraz tych naddnieprzańskich zmagających się nie tylko z bolszewicką Rosją, lecz także z białogwardzistami czy własnymi wewnętrznymi problemami.
I tak to wyglądało aż do 1991 roku. Choć, o ironio, większe szanse na zachowanie tożsamości i kultury Ukraińcy mieli pod – nie bójmy się użyć tego słowa – polskim panowaniem niż radzieckim, to o wiele łatwiej było im występować przeciwko rządowi w Warszawie. Miarą samotności są wybory polityczne w czasie II wojny światowej – ukraińscy politycy dla idei narodowej byli gotowi sprzymierzyć się nawet z diabłem (czyli III Rzeszą), dokonywać wolt oraz… czystek etnicznych (Wołyń) aby tylko zbudować własne państwo. Nie udało im się to z oczywistych przyczyn.
Obraz Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej na kartach książki jawi się jako negatywny, jednak nie pozbawiony pewnych pozytywów. Nieco przypadkiem (bo plany Moskwy były z pewnością inne) zaczęła się rozwijać ukraińska kultura oraz tożsamość. Co prawda Józef Stalin postanowił to ukrócić w czasie Wielkiego Głodu oraz Wielkiej Czystki, nie udało się wypalić pnia wraz z korzeniami. Pewnym, nie do końca dla mnie zrozumiałym, ale widocznym na kartach książki był stosunek Nikity Chruszczowa do Ukrainy. Nie wiem czy to wynikało z chłodnych kalkulacji, wyrzutów sumienia za wcześniejsze lata czy więzi z rodzinną ziemią – autorzy nie dają tu ostatecznej i jednoznacznej odpowiedzi.
Upadek ZSRR oraz powstanie niepodległej republiki nie rozwiązało jednak problemów. Od 1991 roku, co zresztą pokazują autorzy, Ukraina była krajem niejako powstałym w z różnych części. Zachodniej, bardziej uświadomionej i ciągnącej ku cywilizacji szeroko rozumianego Zachodu oraz wschodniej, mającej o wiele silniejsze związki z Rosją. Nałożyły się również na to kłopoty gospodarcze w czasie transformacji ustrojowej i gospodarczej (skąd my to znamy…?) oraz imperialna polityka Rosji, która nie pogodziła się z utratą zdobytych takim trudem przed wiekami ziem.
Jednak, co ciekawe, nowe pokolenia, nie ważne czy mówiące na co dzień po rosyjsku czy po ukraińsku, czują się wyłącznie Ukraińcami. W końcu ich naród przeszedł długą i ciężką drogę ku temu. I choć książka została dość pospiesznie wydana i kończy się na marcu 2022 roku (pierwsze wydanie tej pracy zamyka się na 2018 roku) – to jednak pokazuje, że wszelkie mity i wyobrażenia o niestabilności i braku państwowości ukraińskiej upadły. Do czego też może przyczynić się aktualnie recenzowana pozycja.